Stadion Miejski w Poznaniu. Niekwestionowany hit 24. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy. Miejscowy Lech kończy różnie nazywany w środowisku maraton meczów ze ścisłą ligową czołówką. Różnie, bo owy maraton określa się jako ścieżkę zdrowia, ścieżkę prawdy czy też ścieżkę śmierci. Na jej finiszu poznaniacy podejmowali u siebie Raków Częstochowa, który również spogląda w kierunku najważniejszego piłkarskiego trofeum w Polsce. Spotkanie w Poznaniu miało być kolejnym w tym sezonie wyznacznikiem tego, na ile ekipy Macieja Skorży i Marka Papszuna są gotowe do walki o krajowy czempionat.
Oba zespoły do tego meczu przystąpiły właściwie na galowo, w najmocniejszych możliwych składach. Do jedenastki Lecha Poznań wrócił Antonio Milić, którego zabrakło w meczu pucharowym w Zabrzu, a trener Rakowa Częstochowa, Marek Papszun, mógł ponownie skorzystać ze swojego kapitana, Andrzeja Niewulisa.
“Dziś Lech mecz swój gra, całą wuchtę kiboli za sobą ma” – w myśl tej popularnej w Poznaniu przyśpiewki przy Bułgarskiej w niedzielne popołudnie zgromadziło się niemal 30 tysięcy kibiców. Doping płynący z gardeł fanów miał nieść Kolejorza i pomóc mu w wygraniu drugiego meczu z rzędu w lidze przeciwko jednemu z głównych faworytów do zdobycia mistrzostwa Polski. Przyjechała również pokaźna delegacja kibiców z Częstochowy, która wspierała zespół Rakowa walczący o dogonienie czołówki – właśnie Lecha i liderującej po zwycięstwie nad Radomiakiem Pogoni Szczecin.
Spotkanie w Poznaniu rozkręcało się powoli. Dość powiedzieć, że najważniejszym wydarzeniem początkowej fazy meczu było jego przerwanie w 11. minucie w celu wyrażenia wsparcia dla narodu ukraińskiego za pomocą oklasków na stojąco. Wszystko to oczywiście w związku z agresją Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Nie zabrakło również “uprzejmości” wymierzonych w kierunku Władimira Putina.
Kolejne minuty pierwszej połowy przyniosły nam głównie walkę w środkowej strefie boiska. Oglądaliśmy prawdziwe piłkarskie szachy, a wrażenie minimalnie lepszego zespołu, choć bez konkretów sprawiali goście z Częstochowy. Podopieczni Marka Papszuna próbowali kilkukrotnie zagrozić bramce Filipa Bednarka, ale dośrodkowania ewidentnie Rakowowi dziś nie wychodziły. Podobnie zresztą jak uderzenia zza pola karnego, które dobrze blokowali obrońcy Kolejorza.
Po pół godziny gry ciężko było szukać pozytywów po stronie Lecha. Podopieczni Macieja Skorży mieli problemy z dobrym wyprowadzeniem piłki na połowę Rakowa, nie wspominając o oddaniu strzału. Wszystko przez umiejętnie stosowany wysoki pressing w wykonaniu drużyny gości.
Pierwszą świetną okazję do wyjścia na prowadzenie miał jednak zespół Kolejorza. W 34. minucie meczu genialnym crossowym podaniem popisał się Bartosz Salamon, piłkę przyjął Jakub Kamiński i w swoim stylu ściął do środka. Oddał strzał, ale futbolówkę bez większych problemów złapał Vladan Kovacević.
Końcówka pierwszej połowy przyniosła nam jeszcze strzał Joao Amarala z 41. minuty meczu, ale Portugalczyk przeniósł piłkę nad poprzeczką. Do przerwy z dużej chmury spadł mały deszcz, a właściwie to mieliśmy do czynienia co najwyżej z mżawką. Po 45. minutach w hicie 24. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy Lech remisował bezbramkowo z Rakowem.
Po przerwie Maciej Skorża zdecydował się na zmianę jednego ze skrzydłowych. W miejsce Kristoffera Velde na placu gry zameldował się Dawid Kownacki. Norweg opuścił boisko po 45. minutach już w drugim meczu z rzędu. Marek Papszun na drugą połowę posłał w bój tę samą jedenastkę, która rozpoczęła spotkanie w Poznaniu.
W 50. minucie z prawej strony fantastycznym dośrodkowaniem z prawej strony boiska popisał się Fran Tudor, do piłki wyskoczył Ivi Lopez i strzałem głową skierował futbolówkę do bramki bezradnego Filipa Bednarka. Dla Hiszpana było to 12. trafienie w tym sezonie PKO Bank Polski Ekstraklasy. Raków objął prowadzenie w Poznaniu i ewidentnie rozzłościł tym kibiców zgromadzonych w te niedzielne popołudnie przy Bułgarskiej.
Lech nie chciał pozostać dłużny i cztery minuty później piłkę w pole karne dograł Jesper Karlstroem. Ta została wybita przez piłkarzy z Częstochowy, spadła pod nogi Joao Amarala, który jednak uderzył na tyle nieczysto, że nie mógł tym strzałem zagrozić bramce Kovacevicia.
W 60. minucie kolejny raz na bramkę Rakowa uderzał Jakub Kamiński, tym razem z dalszej odległości niż w pierwszej połowie, ale skutek był identyczny – piłkę bez problemu wyłapał dobrze ustawiony golkiper gości.
To nie był dobry mecz Joao Amarala. Widział to również trener Maciej Skorża, który w 61. minucie zdecydował się zdjąć go z boiska i zastąpić Adrielem Ba Louą, który do tej pory, będąc przy okazji najdroższym zawodnikiem w historii Kolejorza, rozczarowuje kibiców w Poznaniu swoją grą.
W 68. minucie Kolejorz po odbiorze Salamona we własnym polu karnym ruszył z kontrą. Piłkę do Mikaela Ishaka miał już dogrywać Pedro Rebocho, ale został brzydko sfaulowany przez Ioannisa Papanikolau. Piłkarz gości otrzymał żółtą kartkę za przerwanie dobrze zapowiadającego się kontrataku. Uwadze sędziego nie umknęły również protesty trenera Marka Papszuna, którego Damian Sylwestrzak również ukarał żółtym kartonikiem.
70. minuta to najlepsza akcja gospodarzy w tym spotkaniu. Z prawej strony dośrodkowywał Joel Pereira, piłkę przyjął Dawid Kownacki, wszedł w pole karne i oddał strzał, który minimalnie minął bramkę gości. Lech był głodny goli, ale wciąż szwankowała skuteczność. Kolejorz sprawiał wrażenie, jakby wystrzelał się w ostatnich meczach w Szczecinie i w Zabrzu.
Poznaniacy dążyli do wyrównania. W 76. minucie po ładnej trójkowej akcji Karlstroem – Kamiński – Kownacki ten ostatni miał kolejną okazję do zdobycia bramki. Przełożył piłkę na prawą nogę i uderzył z dystansu wysoko nad poprzeczką. Chwilę później z prawej strony dośrodkowywał Pereira, ale Bartosz Salamon nieczysto uderzył głową i nie zagroził bramce Rakowa.
W 80. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego z woleja uderzał Jakub Kamiński, ale choć strzał był mocny, to bardzo nieprecyzyjny. Dla Kamińskiego był to ostatni kontakt z piłką w tym spotkaniu. Chwilę później na boisku pojawił się Michał Skóraś. Oprócz niego trener Skorża postanowił wpuścić również Nikę Kvekveskiriego w miejsce elektrycznego w drugiej części spotkania Jespera Karlstroema.
W 85. minucie Kolejorz miał kolejną świetną okazję do wyrównania. Niedokładne dośrodkowanie Pereiry wybili piłkarze Rakowa, piłka spadła pod nogi Pedro Rebocho, który świetnym zwodem minął jednego z obrońców gości, ale uderzył bardzo niecelnie. Żaden z kolegów nie zamknął tej akcji przy długim słupku i Lech znów musiał obejść się smakiem.
Tak zresztą do samego końca spotkania. Raków bronił się rozpaczliwie – można było tu użyć stwierdzenia “obrona Częstochowy” – pasowało ono jak nigdy. Kolejorz bił głową w mur i nie zdobył wyrównującej bramki, tracąc pozycję lidera na rzecz szczecińskiej Pogoni.
W hicie 24. kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy wygrał zespół zdecydowanie lepiej zorganizowany, dojrzale grający i świetnie broniący się przed atakami przeciwnika. Raków Częstochowa przerwał serię meczów bez porażki Kolejorza przy Bułgarskiej i dał jasny sygnał, że w walce o mistrzostwo Polski nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Lech Poznań – Raków Częstochowa 0:1 (0:0)
Bramki: 50’ Ivi Lopez
Żółte kartki: Kwekweskiri, Salamon – Kun, Arsenić, Papanikolau, Petrasek
Składy:
Lech: Bednarek – Pereira, Salamon, Milić, Rebocho – Karlstroem (81. Kwekweskiri), Murawski (76. Tiba) – Velde (46. Kownacki), Amaral (61. Ba Loua), Kamiński (81. Skóraś) – Ishak (kapitan)
Raków: Kovacević – Niewulis (kapitan), Petrasek, Arsenić – Tudor, Lederman (84.Czyż), Papanikolau, Kun (89. Rundić) – Ivi Lopez (77. Sturgeon), Wdowiak (84. Musiolik), Gutkovskis (84. Arak)
Sędzia: Damian Sylwestrzak (Wrocław)
Prosto ze stadionu mecz Lecha z Rakowem opisał Dominik Stachowiak.