fot. Paula Duda / PZPN
Za nami faza grupowa mistrzostw Europy kobiet 2025. Mimo, iż Polki swój udział w szwajcarskim czempionacie zakończyły na fazie grupowej, napisały piękną historię w rozwoju polskiej piłki w żeńskim wydaniu.
Sukces rodzący się w bólu
Jeszcze kilkanaście lat temu piłka nożna kobiet w naszym kraju była sportem niszowym, o którym niewiele osób wiedziało. Były momenty, gdzie reprezentacja Polski na mecze jeździła autobusem ponad 30 godzin, aby dostać się na mecze eliminacyjne, gdyż o samolocie nie było mowy. Granie w strojach meczowych panów przez panie było czymś normalnym – nikt nie spodziewał się, że za kilkanaście lat zagramy na wielkim turnieju.
Aż przyszedł rok 2013 i historyczne zwycięstwo Polek podczas mistrzostw Europy do lat 17 w Szwajcarii. Był to kamień węgielny wkopany pod rozwój żeńskiej piłki nożnej w naszym kraju. Od tego czasu popularyzacja tej dyscypliny u dziewczyn stale rosła – w 2013 roku trenowało ledwie 3 tys. piłkarek, natomiast w 2023 roku liczba ta wyniosła już 25 tys.
Ogromny wpływ na taki rozwój wydarzeń miały jednostki, a także kolektyw reprezentacyjny. Ewa Pajor w FC Barcelonie, a wcześniej w Wolfsburgu czy Katarzyna Kiedrzynek w Paris Saint Germain. Na dodatek dobre wyniki naszej reprezentacji za kadencji Niny Patalon promują tę dyscyplinę wśród dziewczyn w naszym kraju. Na dodatek coraz więcej zawodniczek z Ekstraligi wyjeżdża grać w czołowych ligach europejskich. Dwa sezony temu Klaudia Jedlińska zamieniła UKS SMS Łódź na francuskie Dijon, natomiast w ubiegłej kampanii drogą 25-latki podążyła Nadia Krezyman, która również z Łodzi przeniosła się do do tego samego, francuskiego klubu.
Zbudować struktury
Sukces naszej reprezentacji na mistrzostwach Europy to również powód do działania w kontekście rozwoju struktur piłki nożnej kobiecej. Coraz więcej naszych piłkarek gra w czołowych ligach europejskich. Oprócz Ewy Pajor warto wyróżnić jej klubową koleżankę Emilię Szymczak, wypożyczoną z „Dumy Katalonii” do żeńskiej drużyny Wolfsburga, Weronikę Araśniewicz, zawodniczkę PSG, Paulinę Dudek czy bramkarkę „Biało-Czerwonych”, Kingę Szemik, grającą na co dzień w West Hamie United. Z 23-osobowej kadry jadącej na szwajcarski czempionat, aż 19 występuje w zagranicznych zespołach. W przypadku zawodniczek z krajowego podwórka było ich zaledwie cztery w kadrze. Analogicznie do reprezentacji mężczyzn, należy wprowadzać więcej piłkarek z Ekstraligi do kadry. Aby konkurować z największymi krajami, trzeba zacząć inwestować w krajowe struktury rozwoju.
Jak wspomniał Mateusz Borek w Kanale Sportowym „Na miejscu Cezarego Kuleszy (prezesa PZPN) wprowadziłbym przepis, że każdy klub Ekstraklasy musi mieć żeńską drużynę”. Komentator TVP Sport również dodał: „To byłaby trudna decyzja. Niektóre kluby będą się bronić kosztami. Ale jeśli myślimy o przyszłości, musimy inwestować. Kto wie – może za kilka lat Polska będzie gospodarzem dużego turnieju kobiet?
Aktualnie w Ekstralidze kobiet rywalizują zaledwie trzy żeńskie drużyny klubów z Ekstraklasy (Pogoń Szczecin, GKS Katowice, Lech-UAM Poznań) oraz dwa zespoły z Betclic 1. Ligi (Górnik Łęczna oraz Śląsk Wrocław). Idąc przykładem angielskiej piłki, każdy zespół znajdujący się w Premier League posiada żeńską drużynę. Efekt? Tylko cztery zawodniczki, które znalazły się w kadrze Sariny Wiegmann na co dzień nie rywalizowały na angielskich boiskach.
Podobna sytuacja jest również we Włoszech, gdzie krajowa federacja zdecydowała się na rozwój i większą koncentrację w piłce kobiecej. Efekt również jest piorunujący, gdyż w kadrze reprezentacji z Półwyspu Apenińskiego tylko Arianna Caruso w minionym sezonie nie rywalizowała na włoskich boiskach.
Bez pieniędzy nie zbudujemy imperium
W studiu TVP Sport po meczu Polek ze Szwedkami, ekspertki podjęły kilka ważnych tematów rozwoju, które PZPN powinno w pierwszej kolejności zastosować. W męskiej piłce nożnej na każdym kroku można znaleźć sponsorów polskich klubów. W przypadku kobiecej piłki jest odwrotnie. W opinii Joanny Tokarskiej, „Polski Związek Piłki Nożnej musi zatrudnić człowieka, którego zadaniem jest przyniesienie do piłki nożnej kobiet kilku podmiotów zdolnych położyć na to pieniądze.”.
Jak wiemy, od sezonu 2022/23 Ekstraligę kobiet sponsoruje Orlen, który jest pierwszym sponsorem tytularnym ligi w historii. To zdecydowanie za mało, aby całokształt ligi mógł z tego skorzystać. Sukces i rozwój naszej kadry może pomóc przyciągnąć sponsorów, którzy byliby skłonni zainwestować zarówno w całą Ekstraligę, jak i poszczególne kluby.
W dodatku, w naszym kraju mamy problem z infrastrukturą – boisk stworzonych pod kątem rozwoju. Patrycja Balcerzak w studiu TVP Sport wspomniała o ważnej kwestii w polskiej piłce kobiecej, którą trzeba poprawić – brak żeńskiej infrastruktury piłkarskiej. „Kolejną bolączką jest problem infrastrukturalny. My patrzymy na Ekstraligę, ale te niższe ligi są w fatalnym miejscu. GKS Katowice, mistrz Polski, dostał obiekt, ale są kluby, w których jeździ się i gra mecze na różnych stadionach. Nie ma dedykowanej bazy, tylko trzeba dogadywać się z klubami męskimi”.
PZPN z ministerstwem sportu działa i od 2023 roku inwestuje w infrastrukturę, jednak nadal to jest zdecydowanie za mało, aby nawet niektóre kluby z Orlen Ekstraligi, I i II ligi mogły funkcjonować bez problemów z własną bazą do treningów.
Potrzeba inwestycji w ludzi
Piłkarka UKS SMS-u Łódź i ekspertka TVP Sport w podsumowaniu naszego występu na Euro wspomniała również o inwestycji w ludzi: „Żeby mówić o zbieraniu plonów z piłki kobiecej, najpierw trzeba zainwestować. Nie tylko jeśli chodzi o pieniądze i infrastrukturę – trzeba zainwestować w ludzi. Trenerzy, dyrektorzy, skauci i tak dalej. Jeżeli spojrzymy na sztaby szkoleniowe drużyn w Ekstraklasie, to mamy tam 20-30 zawodników i drugie tyle sztabu szkoleniowego. Sztaby szkoleniowe w Ekstralidze to tak od 3-4 do 10-12 osób”.
Patrząc wstecz, sztaby szkoleniowe klubów z Ekstraklasy dopiero od niedawna zawierają tak szerokie grono osób. Mimo wszystko widzimy efekty m.in. w grze naszych zespołów w europejskich pucharach. Również rozbudowany sztab szkoleniowy klubów z Ekstraklasy pomaga samej lidze iść do przodu i rozwijać poziom ligi w Europie. Być może kobiece sekcje drużyn piłkarskich w naszym kraju powinny wziąć przykład z mężczyzn i mocniej zainwestować w sztab szkoleniowy?
Idąc przykładem Lecha Poznań?
Ciekawym przykładem jest Lech Poznań. „Kolejorz” założył swoją sekcję kobiecą przed czterema laty i już w nadchodzącym sezonie zagra w Ekstralidze. Mimo wszystko i tam niektóre piłkarki nie są wynagradzane za swoją grę. Hanna Urbaniak w studiu TVP Sport po meczu ze Szwedkami szerzej wyjaśniła ten problem: „Coś, bez czego absolutnie nie ruszymy z miejsca, to męskie kluby inwestujące w kobiecy futbol. Drużyna Lecha Poznań, pokazywana dzisiaj jako wzór, jeśli chodzi o piłkę kobiecą. Dziesięć lat temu, jak im o tym opowiadałam, patrzyli na mnie jak na wariatkę. Zrobiono awans krok po kroku. Wszyscy zaczęli stawiać Lecha na piedestale. Trudno od razu oczekiwać dużych inwestycji, ale aż trudno uwierzyć, że z tych ponad 100 milionów w budżecie Lecha, na ten awans wydano tylko… 250 tysięcy złotych. Nie wszystkie piłkarki w Lechu dostają jakiekolwiek pieniądze. Niektóre z nich nie mają nawet minimalnej krajowej. O takich realiach rozmawiamy”.
Dla Mistrza Polski wśród mężczyzn oraz jednego z najbogatszych klubów w naszym kraju, zalewie 1/400 wydatków na kobiecą piłkę jest żałosną kwotą. Oczywiście sekcja dynamicznie się rozwija, więc z pewnością w przyszłości lechici coraz mocniej będą inwestowali w rozwój zespołu. Już teraz do drużyny Alicji Mazur ściągane są zawodniczki młode i utalentowane z wielu akademii w Polsce. Niedawny transfer kobiecej sekcji Lecha – sprowadzenie 17-letniej Magdaleny Rogus – był historyczny, gdyż po raz pierwszy w historii poznańskiego klubu dokonano transferu gotówkowego zawodniczki. Lech jest wyjątkiem spośród niektórych kobiecych sekcji klubów w Polsce – dysponuje bogatym zapleczem treningowym i sztabem szkoleniowym. Potencjalny sukces „Kolejorza” może zachęcić kluby z ekstraklasowej czołówki do inwestycji w kobiece sekcje, a co za tym idzie – na takie rozwiązanie zdecyduje się więcej klubów z niższych miejsc w tabeli czy z niższego szczebla rozgrywkowego.
Czasem kobiecy klub piłkarski może być wizytówką danego miasta, jak KKS Czarni Sosnowiec, gdzie kobiety zdobyły 14 tytułów mistrzyń Polski oraz tyle samo tytułów Pucharu Polski kobiet – ostatni w minionym sezonie. Dla porównania – mężczyźni w sezonie 2024/25 zajęli ostanie miejsce w B Klasie. Oczywiście w Sosnowcu dominuje Zagłębie, lecz poziom Betclic 2. Ligi to zdecydowanie za mało jak na prawie 200 tysięczne miasto.
Inwestycja, która da wielki turniej?
Cezary Kulesza, wchodząc w ostatnią kadencję, zapowiadał plany wielkiego turnieju piłkarskiego w Polsce. O ile potencjalne męskie Euro 2036 jest problematyczne pod kątem budowy stadionów, o tyle żeńskie Euro 2029 już nie powinno stanowić problemu z organizacją pod kątem infrastruktury stadionowej. Warto wspomnieć, że Polska w czerwcu tego roku organizowała na Podkarpaciu mistrzostwa Europy do lat 19. Sam turniej pod kątem organizacji wypadł pozytywnie w oczach delegatów UEFA. W dodatku przyszłoroczne mistrzostwa Świata do lat 20 kobiet mogą być próbą generalną przed organizacją dorosłego turnieju kobiet w naszym kraju. Gdyby dodać potencjalne inwestycje w rozwój polskiej piłki kobiet, można wyciągnąć wniosek, że za cztery lata to właśnie Polska zorganizuje ten turniej. Ostateczny werdykt UEF-y poznamy w połowie grudnia.
Nie przespać tego momentu
Rok 2013 był dla działaczy PZPN-u momentem zachęcenia do popularyzacji dyscypliny wśród dziewczyn. Rok 2025 musi być momentem działania, które w przyszłości zaprocentuje. Jak poprawić rozwój polskiej piłki nożnej kobiet? Ciągłymi inwestycjami w infrastrukturę, sztaby szkoleniowe oraz kluby piłkarskie. Bez tego mistrzostwa Europy 2025 będziemy wspominali jako turniej, po którym nie wykorzystaliśmy potencjału tej dyscypliny w naszym kraju. Być może ten turniej to okazja do zaprezentowania się UEF-ie pod kątem przyszłej organizacji europejskiego czempionatu w Polsce? Pozostaje nam czekać i liczyć na inwestycje, które spowodują rozwój piłki nożnej w żeńskim wydaniu.
Mikołaj Malinowski