Potencjał zawodnika to tylko jedna z wielu składowych udanej kariery. Same „papiery” na duże granie niestety nie wystarczą. Jednym z przykładów niewykorzystanych w pełni możliwości jest bez wątpienia Rafał Wolski.
Inspiracją do powstania tego tekstu była niesamowita akcja zawodnika Wisła Płock w meczu przeciwko Górnikowi Łęczna. Kto ją widział, ten wie, o czym mowa. Kto nie widział, ten niech nadrobi zaległości:
Początki w Legii
Wolski zadebiutował w Legii Warszawa 1 marca 2011 roku w spotkaniu pucharowym z Ruchem Chorzów. Miał wówczas 18 lat i uchodził za jeden z największych talentów w drużynie. Stopniowo coraz częściej pojawiał się w podstawowym składzie stołecznego zespołu. Jego występy były na tyle dobre, że znalazł się w szerokiej kadrze Franciszka Smudy na Euro 2012. Debiut w reprezentacji miał miejsce 22 maja 2012 roku w meczu towarzyskim z Łotwą. Finalnie pomocnik znalazł się w ostatecznym gronie powołanych na polsko-ukraiński turniej, lecz nie zagrał w nim ani razu. Był najmłodszym powołanym polskim zawodnikiem.
Ten fakt oraz harmonijny rozwój zawodnika Legii nie uszedł uwadze klubów zagranicznych. Wśród zainteresowanych pozyskaniem pomocnika wymieniało się między innymi: Borussię Dortmund, Hannover oraz Fiorentinę. Wtedy jednak Wolskiemu przytrafiła się kontuzja, a jego powrót do gry mocno przeciągał się w czasie. Do transferu ostatecznie doszło w styczniu 2013 roku, a 21-latek podpisał kontrakt z Fiorentiną.
Nieudane zagraniczne wojaże
Wolski miał bardzo duże problemy z wywalczeniem sobie miejsce w składzie włoskiego zespołu. Przez całą rundę wiosenną rozegrał zaledwie 30 minut w Serie A. Rywalizacja na jego pozycji była bardzo mocna. Konkurentami Polaka do gry byli między innymi Matias Fernandez i Adem Ljajić, a więc bardzo solidni piłkarze. Kolejny sezon nie przyniósł niestety przełomu w sytuacji pomocnika. Przebywał na boisku przez 487 minut, co było wynikiem wysoce niezadowalającym. Postanowił więc udać się na wypożyczenie w poszukiwaniu regularnej gry.
Wybór padł na drugoligowe Bari. Tam niestety również nie zdołał wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Klub z Florencji postanowił więc skrócić jego pobyt, a następnie ponownie wypożyczyć, tym razem do Belgii. Gra w barwach Mechelen początkowo dawała nadzieję na to, że kariera Wolskiego w końcu wróci na dobre tory. Jednak wraz z upływem czasu grał on coraz mniej i stare demony wróciły. Kolejnym ruchem wychowanka Legii było wypożyczenie do krakowskiej Wisły.
Odbudowany w Krakowie
Pobyt przy Reymonta okazał się bardzo owocny. Wolski w końcu pokazywał umiejętności, które kazały kiedyś uważać go za wielki talent. Rundę wiosenną zakończył z bilansem 4 goli i 9 asyst w 14 spotkaniach. „Biała Gwiazda” była zdecydowana na wykupienie pomocnika. Jednak nie dotrzymała umówionego terminu, a z tej okazji skorzystała Lechia Gdańsk, która podpisała z byłym zawodnikiem Fiorentiny trzyletni kontrakt.
Pierwszy sezon nad morzem był jedynym, który można uznać za przyzwoity w jego wykonaniu. Pozostałe były już słabe, na co bez wątpienia wpływ miały kontuzje. W tym między innymi dwukrotne zerwanie więzadła krzyżowego, które jest jednym z najpoważniejszych piłkarskich urazów. W roku 2020 trafił do Wisły Płock. W tym zespole zerwał więzadła po raz trzeci. Po tylu urazach niejeden piłkarz zakończyłby karierę. Obecne rozgrywki są w wykonaniu Wolskiego całkiem niezłe. Ma na swoim koncie 4 gole i 6 asyst. Wielkiej kariery już niestety nie zrobi, ale w jego grze są czasem przebłyski wielkich umiejętności. Jest piłkarzem, dla którego przychodzi się na stadiony. Wielka szkoda, że ta kariera nie potoczyła się tak, jak mogła się potoczyć. Mogliśmy mieć pomocnika w solidnym zagranicznym klubie, a oglądamy go tylko w naszej lidze.
Artur Karaszewski