Górnik Łęczna i sztuka wyciągania maksimum z rzeczywistości

2022.02.26 Leczna
Pilka nozna PKO Ekstraklasa sezon 2021/2022
Gornik Leczna - Stal Mielec
N/z gol bramka radosc Janusz Gol Bartosz Rymaniak
Foto Marta Badowska / PressFocus

2022.02.26 Leczna
Football PKO Ekstraklasa season 2021/2022
gol bramka radosc Janusz Gol Bartosz Rymaniak
Credit: Marta Badowska / PressFocus

Po tym, jak w zeszłym sezonie Górnik Łęczna niespodziewanie wygrał baraże o Ekstraklasę, wielu ludzi wróżyło zespołowi z Lubelszczyzny szybki powrót do I ligi. Tymczasem łęcznianie na kilkanaście kolejek przed końcem sezonu nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Ich aktualna seria siedmiu meczy bez porażki jest jedną z najdłuższych serii tego typu w całym sezonie 2021/22. Co sprawia, że drużyna spisywana na straty przez niemal wszystkich jest jeszcze w stanie namieszać w tabeli?

Nowy kształt defensywy

Na początku sezonu obrona Górnika Łęczna była dziurawa niczym fabuła czwartej części Szczęk. W pierwszych dziesięciu meczach po powrocie do Ekstraklasy Górnik stracił aż 26 bramek, co daje prawie trzy stracone bramki na mecz. Trzykrotnie dali sobie wbić cztery gole: w 3 kolejce z Wartą Poznań, w 9 kolejce z Lechią Gdańsk i kolejkę później z Pogonią Szczecin. Warto również wspomnieć o porażce 1:3 z Wisłą Kraków i tym, jak całą defensywę Górnika (a w szczególności Bartosza Rymaniaka) indywidualną akcją ośmieszył Yaw Yeboah.

Podczas tych pierwszych meczy po powrocie do elity Kamil Kiereś często z braku innych opcji stawiał na defensorów, dla których Ekstraklasa to zwyczajnie za wysokie progi. Mowa tu chociażby o Pawle Baranowskim, Tomaszu Midzierskim czy też Kamilu Pajnowskim. Ten pierwszy w zimowym okienku transferowym zamienił Lubelszczyznę na kazachskie FK Atyrau, a pozostała dwójka straciła miejsce w składzie po porażce 1:2 u siebie z Górnikiem Zabrze.

Teraz trener Górnika korzysta z innej trójki defensorów, którą najczęściej tworzy Kryspin Szcześniak, Leandro i Bartosz Rymaniak. Zwłaszcza cofnięcie Leandro jest ciekawym pomysłem – jest to przecież zawodnik, który przez większość kariery grał na boku obrony. Decyzja o przesunięciu go na stopera może być jednak spowodowana tym, że Brazylijczyk ma już 38 lat, a więc nie jest już fizycznie przygotowany do gry na wahadle. Ryzykowny manewr trenera Kieresia się opłacił – z Leandro na środku defensywy łęcznianie stracili tylko 4 gole w 7 meczach.

Stałe fragmenty największą bronią

Po tym, jak jego Tottenham pokonał 2:0 Manchester City Pepa Guardioli, jeden z dziennikarzy zapytał się Jose Mourinho, czy martwi go, że „The Citizens” mieli 80% posiadania piłki. Portugalczyk odpowiedział w swoim stylu: „Mogą zabrać piłkę do domu, ja biorę 3 punkty”.

Górnik, którego piłkarze mają futbolówkę przy nodze średnio przez 47% meczu (co jest trzecim najgorszym wynikiem w Ekstraklasie) mógłby się pod tym stwierdzeniem podpisać, i to obiema rękami. Ekipa prowadzona przez Kamila Kieresia wie, że przeciwko lepszym indywidualnie przeciwnikom ciężko byłoby im tworzyć okazje przez atak pozycyjny. Dlatego też postawili na element rzemiosła piłkarskiego, w którym niezależnie od różnicy poziomów wszyscy na moment stają się równi – stałe fragmenty gry.

Choćby tak pozornie prosta rzecz, jak rzut rożny w rękach Górników staje się prawdziwą bronią. Wprawdzie nie mają często okazji z niej korzystać (89 wykonanych kornerów to najgorszy wynik w lidze), ale potrafią być piekielnie niebezpieczni. Dość powiedzieć, że z tych 89 rzutów rożnych padły 4 bramki, co daje najlepszy stosunek goli do kornerów w całej Ekstraklasie.

Duża w tym zasługa Michała Macka, który w Łęcznej pełni rolę asystenta właśnie od stałych fragmentów gry. Niewiele klubów w Polsce decyduje się na zatrudnienie takiego fachowca, ale jak pokazuje Górnik, czasem warto zdecydować się ruch tzw. „outside the box”.

Duet Jason Lokilo & Bartosz Śpiączka

Obu można spokojnie zaliczyć do wiodących postaci Górnika, jeśli chodzi o ofensywę. Lokilo jest najlepszym asystentem w drużynie, a Śpiączka najlepszym strzelcem.

Ten pierwszy zaliczył fantastyczne wejście do Ekstraklasy. Zagrał w niej jedynie 905 minut, a już udało mu się strzelić gola i zaliczyć pięć asyst, co oznacza że ma swój udział przy bramce dla zespołu z Lubelszczyzny średnio co 150 minut. Gołym okiem widać, że umiejętnościami technicznymi bije swoich kolegów z drużyny na głowę. 23-letni Belg jest niewątpliwie zawodnikiem ruchliwym, skłonnym do gry 1 na 1, ale wyróżnia go coś jeszcze – precyzyjne, a przede wszystkim powtarzalne dośrodkowanie.

Lokilo jest jednym z tych zawodników, którzy powinni spokojnie znaleźć sobie miejsce w Ekstraklasie nawet jeśli Górnik ostatecznie spadnie. Jest to też jeden z niewielu piłkarzy, na którym klub z Lubelszczyzny mógłby w przyszłości zarobić, co jest o tyle fajne, że Lokilo przychodził w zasadzie jako no-name, któremu podziękowało nawet występujące w trzeciej lidze angielskiej Doncaster Rovers.

Jedno jest pewne – kluby chociażby ze środka tabeli naszej ligi powinny się nim zainteresować.

Z kolei Bartosza Śpiączki żadnemu pasjonatowi Ekstraklasy nie trzeba przedstawiać. Jest to napastnik wręcz stworzony do gry w zespole walczącym o utrzymanie. Silny, grający fizycznie, niewygodny – taki właśnie jest snajper łęcznian. Nie jest on wprawdzie wirtuozem piłki, ale nie musi nim być. Górnikowi wystarczy tylko, że trafia do siatki. Nieważne, że przy jego 10 golach jego npxG (wskaźnik goli oczekiwanych minus rzuty karne) wynosi ledwie 3,49. Nieważne, że przez styl gry Górnika Śpiączka często zmuszony jest oddawać strzały z pozycji tak absurdalnych, że jego średnie xG/strzał to 0,112. W walce o utrzymanie liczą się tylko momenty takie, jak ten:

Pochwała cierpliwości

Brawa za to, jak Górnicy poczynają sobie w tym sezonie należą się nie tylko sztabowi bądź piłkarzom, ale też władzom klubu. Stanęły one bowiem przed trudnym zadaniem, jakim jest zarządzanie sukcesem, i to tak zaskakującym.

Mało osób pamięta o tym, że Górnik awans do Ekstraklasy wygrał w barażach. Była to duża niespodzianka – chociaż Górnik zimował na podium I ligi, wiosną na 17 meczów wygrał tylko 6, a w tabeli całej rundy zajął dopiero 9 miejsce. W barażach z kolei większe szanse na awans dawano chociażby ŁKS-owi Łódź czy też Arce Gdynia.

Runda wiosenna sezonu 2020/21 w wykonaniu Górnika Łęczna

Jak przyznaje dyrektor sportowy Górnika Veljko Nikitović, latem drużyna w żadnym stopniu nie była gotowa na Ekstraklasę. Być może inny klub będąc w podobnej sytuacji rzuciłby się w wir rewolucji transferowej opartej na filmikach z YouTube i telefonach do różnych agencji menedżerskich. W Łęcznej zrobili inaczej. Wszyscy, łącznie z samym Nikitoviciem, mieli bowiem w pamięci to, co stało się z Górnikiem po spadku z Ekstraklasy w sezonie 2016/17. Wówczas poświęcono budżet klubu w imię pozostania na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Skończyło się tym, że Górnik dwa lata później grał w II lidze.

Zamiast ponawiać błędy przeszłości, władze Górnika postanowiły zaakceptować swoją rolę klubu I-ligowego, który do Ekstraklasy awansował co najmniej rok za wcześnie. Po awansie zamiast gwałtownych ruchów zapanował spokój i kontynuacja dotychczasowej strategii. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby zrobić tak, jak kiedyś Stal Mielec, która zwolniła Dariusza Marca po tym, jak ten awansował z nią do Ekstraklasy. Veljko Nikitović już w październiku mówił, że nie wyobraża sobie zakończenia współpracy z Kamilem Kieresiem. Osób decyzyjnych w Górniku nie przestraszył nawet początek sezonu, po którym niejeden klub ekstraklasowy zapomniałby o tym wszystkim, co sobie założył i w akcie paniki zwolniłby trenera. Łęcznianie tego nie zrobili, za co Kiereś odwdzięczył się osiągając wyniki mocno ponad stan i zdobywając statuetkę trenera miesiąca w grudniu zeszłego roku.

Lekcja dla polskich klubów?

Górnik Łęczna jest klubem wyjątkowym w skali Ekstraklasy, a może i w skali całej piłkarskiej Polski – jako jedni z nielicznych doskonale wiedzą, czym dysponują i jakie jest ich miejsce w tabeli.

Na drugim biegunie jest ich dzisiejszy rywal, czyli Wisła Płock. Zwalniając Macieja Bartoszka władze płocczan pokazały, że zupełnie nie są w stanie trzeźwo ocenić realnych możliwości swojej drużyny. Biorąc pod uwagę kadrę zespołu 10 miejsce, na którym zostawił Wisłę Bartoszek nie jest wcale takie złe. Tymczasem prezes Wisły Tomasz Marzec zachowuje się tak, jakby „Nafciarze” mieli co roku grać w Lidze Mistrzów, i to samymi wychowankami. Owszem, drużyna prowadzona przez Bartoszka nie wygrała od 4 meczów, ale jeśli to ma być kryzys, to nie ma w takim razie słów na sytuację Legii Warszawa czy też Wisły Kraków.

Górnicy nie mogą jeszcze czuć się bezpieczni, jeśli chodzi o utrzymanie, ale mają pewną przewagę nad resztą stawki, a także nad swoim dzisiejszym przeciwnikiem – świadomość swoich atutów.

Stanisław Pisarzewski

POLECANE

tagi