Formalność na sztucznej nawierzchni. Astana odprawiona z kwitkiem

2022.07.21 Czestochowa
Pilka nozna Liga Konferencji Europy 2022/2023 
Rakow Czestochowa - FK Astana
N/z Vladislavs Gutkovskis
Foto Tomasz Kudala / PressFocus

2022.07.21 Czestochowa
Football UEFA Europa Conference League season 2022/2023
Rakow Czestochowa - FK Astana
Vladislavs Gutkovskis
Credit: Tomasz Kudala / PressFocus

Po wielu perturbacjach – zarówno Astany pod względem organizacyjnym, jak i tych kadrowych Rakowa, wynikających z samego przebiegu spotkania – wicemistrzowie Polski w pierwszym meczu w Częstochowie rozgromili swoich rywali, a swój koncert zagrał nie kto inny jak Ivi Lopez. W stolicy Kazachstanu, która nie tak dawno zmieniła swoją nazwę na Nur-Sułtan, podopieczni trenera Marka Papszuna po raz kolejny zagrali na przekór kazachskim kibicom, potwierdzili wyższość nad przeciwnikiem i zwieńczyli swój awans do kolejnej rundy eliminacji LKE. Autorem jedynego trafienia w tym starciu został Władysław Koczergin.

Jako pierwsi grę od środka boiska zaczęli piłkarze Astany. Wicemistrzom Kazachstanu zdecydowanie potrzeba było bramek i z niezwykle ofensywnym nastawieniem wyszli na ten mecz gospodarze. Już w 16. sekundzie spotkania na Astana Arenie padł pierwszy strzał na bramkę Vladana Kovacevicia. Groźniej jednak zrobiło się cztery minuty później w polu karnym po przeciwnej stronie boiska, bo znakomitą szansę miał Sebastian Musiolik zastępujący główne żądło Rakowa, Vladislavsa Gutkovskisa. Napastnik urwał się dwóm stoperom Astany i spróbował przelobować Zarutskiego. Jego próba jednak zatrzymała się na słupku.

Drugie uderzenie Astana dopisała na swoje konto w 8. minucie. Sędzia odgwizdał faul na Pedro Eugenio – graczu, który napsuł wiele krwi wicemistrzom Polski w spotkaniu w Częstochowie i który znacznie przyczynił się do czerwonej kartki dla Deiana Sorescu. Stały fragment gry wykonywał sam poszkodowany. Podanie Portugalczyka próbował skierować do bramki głową Ajmbetow, ale pewnie na linii zachował się Kovacević. Po raz kolejny niewykorzystana okazja mogła się zemścić i już po chwili w obramowanie bramki trafił już nie Musiolik, a Ben Lederman.

Pierwszy kwadrans zamknęły tak naprawdę dwa akcenty – najpierw w kierunku bramki Rakowa uderzał Ajmbetow, a następnie akcja szybko przeniosła się pod szesnastkę Astany. Władysław Koczergin zdecydował się niejako „skopiować” próbę Ledermana i tym razem przyniosła ona efekt w postaci gola. Bramkarz gospodrazy mimo tego, że wyciągnął się jak struna nie zdołał obronić strzału z dystansu Ukraińca i tak podopieczni trenera Blagojevicia zamiast odrabiać dość pokaźne straty, oddalali się od kolejnej rundy eliminacji jeszcze bardziej. Chociaż mieli jeszcze po upływie dwudziestej minuty między innymi niewykorzstany rzut wolny czy niebezpieczne centry, a do tego zaczęli zmniejszać przestrzeń w pressingu. Cytując jednak klasyka: „to by nic nie dało, nie dałoby nic”. Zespół z Częstochowy, mając na uwadze swoją już sześciobramkową przewagę, umiejętnie kontrolował przebieg spotkania, momentami – od czasu do czasu – pozwalając na nieco więcej gospodarzom.

W drugiej odsłonie tego spotkania tak na dobrą sprawę niewiele się zmieniło. Astana rozpoczęła od rzutu rożnego, a pięć minut później Manzorro proklamował zagranie ręką. Z dużej chmury mały deszcz – karnego nie było. Raków nie próżnował w środkach i podjudzony tego typu zachowaniami próbował skarcić rywala. Konkretnie Papanikolaou, ale bezskutecznie – bomba z siedemnastego metra została zablokowana przez jednego z defensorów Astany. Podopieczni Marka Papszuna przy bezpiecznym rezultacie w dwumeczu czasami decydowali się również na odrobinę finezji. W jednym momencie zawodnicy z Częstochowy zaprezentowali dość ciekawe rozwiązanie rzutu wolnego, ale nie przyniosło to bramki. Tak samo zresztą jak całe drugie czterdzieści pięć minut.

Mecz do zapomnienia? Nie, bardziej do odhaczenia i do nauki w przyszłości tego, jak polskie zespoły powinny grać na sztucznej płycie (bo nawet naszej reprezentacji kiedyś nie udało się w Astanie wygrać! – przyp.). Po świetnym spotkaniu u siebie to była jedynie formalność. Mówiąc całkowicie szczerze – nawet nie trzeba było przekładać meczu 2. kolejki Ekstraklasy z Piastem Gliwice. Chociaż z drugiej strony, patrząc na decyzję Pogoni i jej przegraną ze Śląskiem może i lepiej, że częstochowianie nie wyłamali się i twardo stanęli przy swoim? To w tym momencie się nie liczy. Ważne, że Raków ma awans i od Ligi Konferencji Europy dzielą go tylko (a może aż) cztery spotkania.

Na początek – najprawdopodobniej – słowacki Spartak Trnawa, przeciwnik dość dobrze znany. Pora już powoli zacierać rączki w nadziei, że uda się zrewanżować za dwumecz z Legią w el. LM sprzed czterech lat. Zwłaszcza, że jednego z byłych rywali Wojskowych w europejskich pucharach – właśnie Astanę – podopieczni Marka Papszuna, jak widać, odprawili z kwitkiem.

FK Astana – Raków Częstochowa 0:1 (0:1)

Bramki: 15. Koczergin

Astana: Zarutski – Bryan Garcia (74. Basmanow), Kusjapow, Beskorowainij, Gabyszew – Poljakow, Manzorro (82. Pertsuk), Vloet, Pedro Eugenio, Ebong – Ajmbetow (32. Dosmagambetow)

Trener: Srdjan Blagojević

Raków: Kovacević – Svarnas, Arsenić, Rundić – Tudor, Papanikolaou (56. Sapała), Lederman (83. Sturgeon), Kun – Wdowiak (83. Gutkovskis), Musiolik (77. Piasecki), Koczergin (77. Czyż)

Trener: Marek Papszun

Żółte kartki: Gabyszew, Ebong – Arsenić, Musiolik

Sędzia: Tomas Klima (Czechy)

Mecz relacjonował Piotr Sornat.

POLECANE

tagi