Prezes PZPN Cezary Kulesza pokazuje, co to znaczy przyzwoitość i w trudnych czasach nawołuje do bojkotu rosyjskiej reprezentacji. Na każdym stadionie mniejsze lub większe gesty wsparcia dla Ukrainy. Niektóre wzruszające, inne przyprawiające o lekki uśmiech. Na usta ciśnie mi się tylko jeden wniosek. Mianowicie słowo: MOŻNA. Po prostu MOŻNA pokazać, że są rzeczy ważniejsze od piłki, które należy robić ponad wszelkimi podziałami.
Tyle tytułem przedwstępu. Co zatem ciekawego się wydarzyło w kolejce numer 23?
Bartoszek leci, choć nie zasługuje? Stare znałem
Nikt się chyba na mnie nie obrazi, jeśli powiem, że Wisła Płock to typowy średniak. Zazwyczaj jest to zespół, który walczy o miejsca 6-12. Czasem podskoczy wyżej, niekiedy przyjdzie mu się bić o utrzymanie, ale zazwyczaj celuje w środek tabeli. Aktualnie „Nafciarze” zajmują 10. miejsce i można wysnuć tezę, że z obecną kadrą, to i tak ze trzy miejsca wyżej niż powinno się zakładać.
Czy więc trener Bartoszek powinien być bezpieczny o swoją posadę? Tak. Czy jest? Nie, ponieważ już w Płocku nie pracuje. O jego konflikcie z przełożonymi było wiadomo od dawna. Początkowo w ogóle miał być zatrudniony tylko kilka spotkań do końca sezonu. Zdecydowano się przedłużyć współpracę, bo szło dobrze. I co? Przy pierwszym poważniejszym kryzysie Bartoszek z Wisły został zwolniony. Dziwna decyzja, o której na pewno nie zadecydowały tylko względy sportowe. Zadać sobie należy pytanie, czy osiem punktów dzielące od strefy spadkowej to dużo czy mało…
Mam przekonanie, że bez zwolnienia byłego szkoleniowca Korony Kielce stwierdziłbym, że dużo. Teraz twierdzę, że Płock jeszcze nie złożył broni w walce o spadek. Muszę jednak z ręką na sercu przyznać, że są zespoły zasługujące na ten los o wiele bardziej.
Legia lepsza w zakurzonym klasyku
Zastanawiałem się, czy nie rzucić tutaj cilckbaitowego tytułu w stylu „DZIESIĘĆ LAT TEMU BYŚ NIE UWIERZYŁ”, ale uznałem, że czasem należy być poważnym. Choć prawdę mówiąc, gdyby ktoś powiedział mi dziesięć lat temu, że mecz Legia – Wisła będzie meczem dwóch drużyn walczących o utrzymanie, to zalecałbym temu, który prawi takie herezje, puknięcie się w głowę.
Rzeczywistość jest jednak, jaka jest. Z każdym spotkaniem zarówno jednych, jak i drugich, utwierdzam się w przekonaniu, że nic przypadkiem się nie dzieje, a burdel organizacyjny na wyższych szczeblach prędzej czy później przeniesie się na boisko. W samym spotkaniu lepsza okazała się Legia. Po Wiśle jeszcze nie widać efektu nowej miotły. I dziś to im przyznaję tytuł „najgorzej grającej w piłkę drużyny w Ekstraklasie”. Bramkę zdobyli na farcie, do tej pory nie wiem w sumie, dlaczego VAR gola uznał, ale cóż. Na „hejnał” bramkę dającą trzy punkty zdobył Mateusz Wieteska, o którym mówi się jako o per pewniaku do kadry Michniewicza. Mnie nie zachwyca i moim zdaniem nie zasługuje, ale to nie ja jestem selekcjonerem.
Kapsle to za mało. Nudne derby Dolnego Śląska. Bruk-Bet nie składa broni
W Gdańsku, z tego co słyszę, bardzo ciepło wspominają Piotra Nowaka jako trenera. Niektórzy uważają nawet, że za jego kadencji Lechia grała najlepszą piłkę w nowej bogatej historii.
W Jagiellonii chyba jeszcze długo nikt o taką tezę się nie pokusi. Trener Nowak do polskiego mainstreamu wrócił dzięki świetnym i rzeczowym analizom, jakie przeprowadzał w Kanale Sportowym w czasie EURO. Słynne „kapsle” przeszły do języka potocznego w naszej rodzimej piłkarskiej rzeczywistości. Niestety póki co na zespół z Białegostoku patrzy się źle, ale wierzę w to, że jeszcze magia trenera Nowaka zadziała.
„Na Dolnym Śląsku bezkrólewie.
Nudny mecz, na którym działo się niewiele.”
Nie zdziwiłbym się, gdyby w poniedziałek po spotkaniu posypała się fala zwolnień lekarskich ze względu na przeziębienie, bo we Wrocławiu było dość zimno, a emocji było tak mało, że nie zdołały kibiców rozgrzać.
Z kolei w Krakowie zdarzyła się rzecz, której, parafrazując klasyka „nikt się nie spodziewał”. Skazywana na pożarcie Termalica wygrała z nieźle ostatnio grającą Cracovią. I uwaga – nie wyglądała wcale na zespół pogodzony ze spadkiem! Z wypiekami na twarzy czekam na piąty dzień marca (Bruk-Bet podejmie Wartę). Myślę, że losy utrzymania mogą się wtedy rozstrzygnąć.
Poznańska lokomotywa robi „ciu-ciu”
Nie dało się lepiej zmazać plamy po zeszłotygodniowej porażce z Lechią niż wygrana z Pogonią Szczecin na terenie przeciwnika i to stosunkiem 3-0.
Pierwsza połowa tego meczu to był po prostu żart. Umówmy się, że jej nie było i grano tylko te drugie 45 minut. W nich też nie zaczęło się najlepiej, ale wreszcie po 20 minutach na boisku pojawił się Dawid Kownacki i od tego momentu Kolejorz zaczął dominować. To, co się działo między 70. a 80. minutą tego meczu spokojnie można wyciąć i pokazywać w materiałach szkoleniowych. Atak za atakiem, z których zrodziły się aż trzy bramki. Można tu szukać porównań, że Lech zagrał jak wytrawny bokser, który czekał na swoją szansę, ale to nieco zaburzyłoby obraz tego spotkania.
Oba zespoły grały źle, ale Lech z tego marazmu potrafił się wykaraskać szybciej. Wielkie słowa uznania dla trenera Skorży, który w tym sezonie wreszcie ma szanse oderwać od siebie łatkę tego, który pęka w trudnych momentach.
Na dole i na górze znów się dzieje. Wygląda na to, że dziać będzie się jeszcze długo. Chyba mówiłem o tym już tydzień temu, ale nic nie szkodzi, by wspomnieć o tym raz jeszcze. Ten sezon nie wybacza potknięć, więc każdy musi mieć się na baczności.