Ekstraklasa pod Włos: Kraina z pięknych goli słynąca

94430

Postronny futbolowy kibic mógłby nieźle się zdziwić, oglądając wyczyny na ekstraklasowych boiskach w weekend. Przecierając oczy ze zdumienia, stwierdziłby, że znajduje się na którymś z angielskich stadionów. A to wszystko przez magiczne momenty i piękne gole, którymi uraczyli nas wirtuozi polskich muraw. Oprócz heroicznych wyczynów były także przełomowe zwycięstwa, pierwsze sezonowe porażki niektórych ekip i to co kochamy najbardziej, czyli gole w końcówkach. Zapraszam na cotygodniowy przegląd najciekawszych wydarzeń ligowej kolejki subiektywnym okiem, a może nawet włoskiem!

Pomimo, że w tej kolejce nie oglądaliśmy aż dwóch meczów ze względu na udział Legii i Rakowa w eliminacjach do europejskich pucharów, to nie mieliśmy na co narzekać. Świetnie obrazuje to z resztą średnia bramek (3 na mecz) i ani jednego bezbramkowego remisu, co tylko potwierdza, że ten sezon już od początku zapowiada się iście zjawiskowo.

Festiwal pięknych bramek

Miałbym śmietnik zamiast serca, gdybym rozpoczął przegląd najważniejszych wydarzeń ligowego weekendu od innego tematu. Liczba pięknych goli w Ekstraklasie po 5. kolejkach wystarczyłaby na co najmniej dwa podsumowania TOP 10, ale do rzeczy. Być może nasze zajaranie się tematem wynika z wcześniejszej rzadkości takich zjawisk na naszych murawach. I tak jak w tamtym sezonie nie byliśmy mocno rozpieszczani, tak ta kampania rozpoczęła się od kilku mocnych akcji. Niech najlepszym podsumowaniem będzie fakt, że nie wiadomo, którego gola określić mianem bramki kolejki.

No bo mamy tak:

  • Fenomenalną akcję indywidualną Yawa Yeboaha, po której obrona Górnika Łęczna, a w szczególności Bartosz Rymaniak, przez długi czas będzie miała traumę związaną z karuzelami w parkach rozrywki. Zawodnik Wisły tak wymanewrował defensorów beniaminka, że ci po meczu musieli wykręcać korki z murawy. Dawno już nie widzieliśmy w Ekstraklasie takiego popisu jednego gracza.
  • Kolejny w naszym zestawieniu jest popis Fabiana Piaseckiego, który pozwolił Śląskowi na wywalczenie jednego punktu w Gliwicach i zachowanie miana niepokonanej w tym sezonie ekipy (obok Lecha Poznań). Co tu dużo mówić, napastnik wrocławian wszedł na boisko i strzałem rozpaczy, który okazał się fenomenalną przewrotką, doprowadził kibiców gości do euforii. Mam wrażenie, że Fabian w sobotę naoglądał się dużo Premier League, bo takim zagraniem w meczu Aston Villa – Newcastle wykazał się także Danny Ings.
  • Podium zamyka zagranie ze stojącej piłki. A jeśli wybieramy takie rzeczy, to naprawdę muszą mieć w sobie dużo uroku. Lech już drugi raz w tym sezonie zaskoczył przeciwnika z rzutu wolnego, ale tym razem zmienił się wykonawca. Barry’ego Douglasa zastąpił w tym elemencie pewny siebie Nika Kwekweskiri. Ponoć przed stałym fragmentem gry powiedział do obrońcy Lecha coś w stylu „Barry, zostaw piłę, dzisiaj trafiam”. Jak powiedział, tak uczynił. Szybki nabieg, bomba w okienko i pozamiatane.

A to przecież gole z zaledwie jednej kolejki. Strach się bać, co będzie dalej. Prz tej całej obfitości 5. serii gier, łatwo zapomnieć o popisach w poprzednich kolejkach Ekstraklasy. Była przecież piętka Alvareza z Łęczną, bomba Muciego z dystansu z Wisłą Płock, popis artylerii Miedziowych w starciu z Łęczną, ściągnięta przez Kolewa pajęczyna w pojedynku z krakowską Wislą i chociażby pocisk z dystansu Exposito z Wartą. Długo by wymieniać, to chyba najlepiej świadczy o urodzie i poziomie estetycznym w tym sezonie najpiękniejszej ligi świata.

Upragnione zwycięstwo

Ciężko było zliczyć momenty zwątpienia w grę Cracovii w tamtym i na początku tego sezonu. Pasy do 5. kolejki pozostawały bez kompletu punktów i z marną grą. Remis i 3 porażki pod rząd mogły niepokoić kibiców. Aż tu nagle pojawiła się na rozkładzie Jagiellonia, która gdy wydaje się, że zmierza w dobrym kierunku, spada z hukiem na ziemię. Tak było w przypadku poprzedniego meczu z Górnikiem Zabrze (1:3) i tak było również teraz w Grodzie Kraka (1:2).

Po tym spotkaniu podopieczni Michała Probierza wydostali się z „czerwonej strefy” i są tuż nad samą kreską. Czujny ekstraklasowy nos nie jednego eksperta zwęszył przełamane krakowian w tej kolejce. Moment nadarzył się idealny – chimerycznie grająca Jaga i plan na zwycięstwo gotowy. Z ciekawości warto sprawdzić starty sezonów Cracovii z poprzednich lat (5 pierwszych spotkań):

Sezon 2020/21 – 7 punktów (1 wygrana i 4 remisy)

Sezon 2019/20 – 7 punktów ( 2 wygrane, remis i 2 porażki)

Sezon 2018/19 – 2 punkty (2 remisy i 3 porażki)

Sezon 2017/18 – 4 punkty (1 wygrana, 1 remis i 3 porażki)

Sezon 2016/17 – 7 punktów (2 wygrane, remis i 2 porażki)

Jak widać, otwarcie tegorocznej kampanii wcale nie jest najgorsze, ale do najlepszych także nie należy. Wielu życzyłoby Pasom spadku do niższej klasy rozgrywkowej, ale wtedy oni (nawet z ujemnymi punktami), zawsze potrafią poradzić sobie z kłopotami i wyjść obronną ręką z sytuacji beznadziejnej. Nie wiemy, jak potoczą się ligowe rozgrywki dla trenera Probierza i jego ekipy tym razem. Ale wiemy jedno – to nie Cracovia jest obecnie najgorszym zespołem naszej ligi.

Kłopoty w Łęcznej

Najgorszą do tej pory ekipą w stawce jest bowiem drużyna prowadzona przez Kamila Kieresia. Defensywa Łęcznej przecieka z każdej strony, niczym tonący w odmętach oceanu Titanic. Aż 11 straconych goli to do tej pory najwięcej ze wszystkich rywalizujących w lidze, a zdarzały się przecież zawodnikom z Lubelszczyzny takie wpadki jak 0:4 u siebie z Wartą czy podwójne 1:3 (z Zagłębiem i Wisłą Kraków). Niby poczynione zostały odpowiednie kroki w postaci transferów, ale na razie wszystko funkcjonuje po staremu, czyli krycie na radar, masa błędów i oddawanie goli za darmo.

W ataku też jak widać nie ma zbytnio czym postraszyć i znowu ma to odzwierciedlenie w statystykach. Górnik strzelił zaledwie 3 gole, nie wypada oczywiście tłumaczyć, że to najmniej w stawce. Z tak dużymi problemami może okazać się, że Kamil Kiereś nie będzie miał już na czym siadać, bo stołek pod nim może błyskawicznie zapłonąć i do drużyny może być wezwany strażak. Nie zapowiada się na to teraz, ale kto wie, co przyniosą nadchodzące kolejki. Kalendarz jest bezlitosny – na przełomie września i października drużyna ze wschodu Polski wybierze się do Warszawy na mecz z Legią, u siebie podejmie Lechię i wyjedzie na północ, by zmierzyć się z Portowcami.

Po takiej karuzeli już na początku sezonu może okazać się, że powyższy tweet ma wiele wspólnego z prawdą. Przed rozgrywkami dyskutowało się wiele o tym, że przecież najmniejszy budżet, słabe perspektywy rozwoju i mało transferów. Suche predykcje miały w sobie dużo prawdy, lecz teraz jeszcze nie wydawajmy wyroków. Czasu na ucieczkę spod stryczka jest jeszcze bardzo dużo. Górniku, do roboty…

Mateusz Włosek

Fot. Piast Gliwice

POLECANE

tagi