W piątek 9 grudnia podczas Mistrzostw Świata w Katarze rozpoczęły się starcia 1/4 finału. Na początek Brazylia dość nieoczekiwanie przegrała z Chorwacją, a późnym wieczorem Argentyna, po obfitującym w zwroty akcji meczu, wyeliminowała Holandię. Bohaterami obu starć byli bramkarze: Dominik Livaković oraz Emiliano Martinez.
Chorwacja – Brazylia 1:1, rz.k. 4:2
Faworyta tego meczu wskazać nie było trudno, a byli nim oczywiście Canarinhos. Grą piłkarzy Tite można było się zachwycać już od pierwszego spotkania grupowego (wyjątek stanowił mecz z Kamerunem, ale tam selekcjoner reprezentacji Brazylii dał odpocząć części piłkarzy), a prawdziwy popis dali oni w starciu 1/8 finału przeciwko Korei Południowej. Siła ofensywna tej drużyny jest imponująca. Neymar, Richarlison, Vinicius, Raphinha, Antony czy Rodrygo byliby wartością dodaną praktycznie w każdej drużynie, a w reprezentacji Brazylii można oglądać wielu z nich jednocześnie.
Chorwaci natomiast do tej pory nie zachwycali, dopiero w ostatnim meczu fazy grupowej z Belgią zapewnili sobie oni awans do fazy pucharowej, który zawdzięczają głównie słabej dyspozycji Romelu Lukaku. W 1/8 finału podopieczni Zlatko Dalicia pokonali Japonię, potrzebując do tego dogrywki i serii rzutów karnych, w której okazali się skuteczniejsi od piłkarzy z Azji.
Pierwszą okazję w piątkowym spotkaniu stworzyli w piątej minucie Brazylijczycy, ale Dominik Livaković poradził sobie z technicznym uderzeniem Viniciusa. Jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa gry odpowiedzieli Chorwaci. Po ofensywnym wejściu Josipa Juranovicia, dośrodkowywał Mario Pasalić, w polu karnym zabrakło jednak zawodnika, który zamknąłby tę akcję. Po chwili błąd w rozegraniu piłki na własnej połowie popełnili Canarinhos, nie wykorzystali tego ich rywale.
Ciężko wymienić więcej ciekawych akcji w pierwszej połowie, które mocniej wryłyby się w pamięć kibiców, czy komentatorów. Brazylijczycy mieli problem z narzuceniem swojego stylu gry, ewidentnie nie byli w stanie pokazać swojej siły w ataku, tak jak to było w meczu 1/8 z Koreą Południową. Rozgrywali oni piłkę zdecydowanie zbyt wolno, przewidywalnie, nie potrafiąc niczym zaskoczyć wicemistrzów świata. Chorwaci natomiast grali bardzo mądrze, nie pozwalając graczom z Ameryki Południowej na rozwinięcie skrzydeł i pokazanie pełni możliwości. Sami jednak także nie stworzyli sobie stuprocentowej okazji na pokonanie Alissona, w związku z czym do przerwy mieliśmy bezbramkowy remis.
Już na początku drugiej odsłony meczu było blisko otwarcia wyniku. Wreszcie odważniej ruszyli do przodu Brazylijczycy, niewiele brakowało aby piłkę do własnej bramki wpakował Josko Gvardiol, instynktownie zachował się jednak w tej sytuacji Dominik Livaković. Chorwacki bramkarz po chwili w świetny sposób poradził sobie także z wymagającym uderzeniem z bliska w wykonaniu Viniciusa. Wydawało się, że gol dla ekipy Canarinhos jest tylko kwestią czasu. W drugiej połowie spotkania okazji na dokonanie tego piłkarze z Ameryki Południowej stworzyli sobie co najmniej kilka. Próbowali dwukrotnie Neymar, czy Lucas Paqueta, dwoił się i troił jednak w bramce Livaković i to jemu w dużej mierze zawdzięczali Chorwaci utrzymywanie czystego konta w starciu z Brazylijczykami. Piłkarze z Bałkanów nieźle radzili sobie w środku pola, po tercecie Modrić-Brozović-Kovacević nie widać było upływu lat. Gorzej jednak było z kreowaniem groźnych okazji i zmuszeniem Alissona do interwencji. To wszystko oznaczało, że sędzia Michael Oliver zmuszony był zarządzić dogrywkę.
W dogrywce było widać coraz większą nerwowość w poczynaniach Brazylijczyków, którzy jakby czuli, że czasu na przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść jest coraz mniej. Chorwaci natomiast w ostatnich latach pokazywali, że w tych dodatkowych półgodzinnych okresach gry czują się jak ryba w wodzie. Żadna z drużyn nie planowała jednak rzucać się do ataku, ważne było zabezpieczenie tyłów. W 102. minucie szansę na objęcie prowadzenia mieli Chorwaci, kiedy to Luka Modrić kapitalnie podał zewnętrzną częścią stopy na lewe skrzydło, a indywidualną akcja popisał się Marcelo Brozović. Zawodnik Interu zrobił wszystko idealnie, aż do momentu strzału, który był wprost katastrofalny. Tuż przed końcem pierwszej części dogrywki nastąpił niesamowity pokaz geniuszu Neymara. Piłkarz PSG ruszył odważnie w pole karne, zagrał klepkę z Lucasem Paquetą, a na koniec położył Livakovicia i wpakował piłkę do siatki. Canarinhos byli piętnaście minut od awansu do półfinału Mistrzostw Świata!
Chorwaci nie mieli już nic do stracenia, musieli ruszyć do ataku. Przeprowadzić tę jedną, jedyną akcję, która dałaby im remis i serię rzutów karnych. W 108. minucie dobrą wrzutką w pole karne popisał się Ivan Perisić, zabrakło jednak dobrze ustawionego partnera z zespołu, który wykorzystałby zagranie gracza Tottenhamu. Dziewięć minut później Alisson musiał już wyciągać piłkę z siatki. Mislav Orsić znajdujący się na lewym skrzydle wypatrzył w polu karnym Bruno Petkovicia i podał do niego, a napastnik Dinama Zagrzeb trafiając do bramki, uszczęśliwił chorwackich kibiców. Trzeba przyznać, że nie było to wybitne uderzenie, gdyby nie rykoszet Marquinhosa, to bramkarz reprezentacji Brazylii nie miałby żadnych problemów ze złapaniem piłki.
Brazylijczycy próbowali uniknąć serii rzutów karnych, lecz strzał Casemiro już w 122. minucie kapitalnie obronił Livaković. Chorwaci mogli imponować niesamowitą wolą walki, determinacją, a ponadto bardzo dobrym przygotowaniem kondycyjnym. Przed serią jedenastek mieli też przewagę mentalną. To na Brazylijczykach ciążyła presja wyniku, to oni musieli wygrać, a Chorwacja jedynie mogła.
Rzuty karne znacznie lepiej wykonywali podopieczni Zlatko Dalicia, którzy nie pomylili się ani razu. W dodatku mieli fenomenalnego Livakovicia w bramce, który obronił strzał Rodrygo. W decydującym momencie pomylił się także Marquinhos, trafiając w słupek i to Chorwaci zameldowali się w półfinale. Brazylia, określana przez wielu ekspertów, dziennikarzy, ale także kibiców, mianem faworyta została wyrzucona za burtę.
Holandia – Argentyna 2:2 rz.k. 3:4
Początek tego spotkania zdecydowanie nie zachwycał. Częściej przy piłce utrzymywali się Holendrzy, Argentyńczycy starali się natomiast grać z kontrataku. Brakowało jednak dogodnych okazji do strzelenia gola, a oddawane strzały były mocno niecelne, jak chociażby próby Leo Messiego czy Stevena Bergwijna.
Pierwsze celne uderzenie w tym meczu było udziałem Rodrigo de Paula, a miało to miejsce już po upływie pół godziny gry. Z próbą gracza Atletico Madryt nie miał jednak problemu Andries Noppert. Po chwili było już 1:0 dla Albicelestes, gdy Leo Messi popisał się świetnym podaniem w uliczkę do Nahuela Moliny, a ten pokonał bramkarza Oranje. Pięć minut później Messi oddał strzał prawą nogą, był on jednak za słaby, aby sprawić problemy Noppertowi.
Holandia, poza jedną akcją, nie miała właściwie nic do zaoferowania w pierwszej połowie starcia z Argentyną. Piłkarze Lionela Scaloniego również nie zachwycali, ale błysk Leo Messiego wystarczył, aby do przerwy prowadzić i być bliżej awansu do półfinału, w którym czekali już na swojego rywala Chorwaci.
Druga połowa była bliźniaczo podobna do pierwszej, bardzo długo na murawie nie działo się nic wartego odnotowania. Argentyna kontrolowała spotkanie, natomiast Holendrzy nie potrafili znaleźć sposobu na rozmontowanie defensywy rywala.
Dodatkowo, w 71. minucie faulowany w polu karnym był Marcos Acuna i sędzia Antonio Mateu Lahoz podyktował jedenastkę, którą na gola zamienił Leo Messi. Argentyna prowadziła 2:0 i wydawało się, że bezradna, bezzębna Holandia nie będzie w stanie już się podnieść i zdobyć chociaż honorową bramkę.
Stało się jednak inaczej, a kluczowe okazało się wprowadzenie na boisko Wouta Weghorsta. To on wykorzystał dobre dośrodkowanie Stevena Beghuisa z prawej strony boiska i strzałem głową pokonał Emiliano Martineza. Było to w 83. minucie. Od tej pory można było się zastanawiać, czy ten gol nie padł za późno, czy Oranje stać jeszcze na doprowadzenie do wyrównania. Rozochocona Holandia oczywiście szukała sposobu na pokonanie po raz drugi bramkarza Argentyny. I to się udało, w okolicznościach jakich chyba nie przewidziałby nikt. Jedenasta minuta doliczonego czasu gry, rzut wolny na wprost bramki Emiliano Martineza. Wszyscy spodziewali się bezpośredniego strzału na bramkę, a tymczasem Teun Koopmeiners posłał płaską piłkę w pole karne, która dotarła do Weghorsta, a ten po raz drugi wpisał się na listę strzelców.
Kapitalną zmianę dał Wout Weghorst, przywracając swoją reprezentację do życia. Wielkie brawa należą się także Louisowi van Gaalowi za wpuszczenie napastnika Besiktasu, mimo że ten, siedząc jeszcze na ławce rezerwowych, otrzymał żółtą kartkę.
Dogrywka nie przyniosła nam takich emocji, jakich byśmy oczekiwali. Rządził w niej chaos, piłkarze notowali mnóstwo strat, a sama gra była mocno rwana. W końcówce mocniej przycisnęli jednak Argentyńczycy, chcąc rozstrzygnąć losy spotkania zanim dojdzie do serii rzutów karnych. W 115. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Enzo Fernandez, a piłka po rykoszecie mogła wpaść za kołnierz Andriesa Nopperta, lecz skończyło się jedynie na rzucie rożnym. Po stałym fragmencie gry główkował German Pezzella, ale piłka poleciała nad bramką. Jeszcze groźniej było po centrostrzale z kornera w wykonaniu Angela Di Marii, przy którym mocno musiał się natrudzić bramkarz Holendrów. Awans Argentyńczykom mógł dać także Fernandez, ale jego uderzenie trafiło w słupek. Po raz drugi zatem tego dnia o tym, kto zagra w półfinale zdecydować miały rzuty karne.
Po raz kolejny okazało się, jak istotne jest posiadanie w swoim zespole bramkarza umiejącego bronić strzały z jedenastego metra. Emiliano Martinez poradził sobie z rzutami karnymi wykonywanymi przez Virgila van Dijka oraz Stevena Berghuisa. W obozie argentyńskim przestrzelił ten, który rozegrał niezłe spotkanie, czyli Enzo Fernandez. Zwycięstwo i awans do półfinału zapewnił ekipie z Ameryki Południowej Lautaro Martinez, czyli piłkarz podczas tych mistrzostw krytykowany za swoją grę. Holendrzy, chociaż doprowadzili do dogrywki, to jednak musieli przełknąć gorycz porażki.
Postać dnia
W obu piątkowych spotkaniach byliśmy świadkami serii rzutów karnych, w których nieocenioną rolę pełnili bramkarze zwycięskich drużyn. My postanowiliśmy wyróżnić Dominika Livakovicia. Chorwacki bramkarz obronił strzał z jedenastu metrów wykonywany przez Rodrygo. Wcześniej, zarówno w regulaminowym czasie gry, jak i dogrywce, swoimi interwencjami wydatnie pomógł zespołowi.
Gol dnia
Tutaj wybór mógł być tylko jeden. Rozegranie rzutu wolnego przez Holendrów na pewno przejdzie do historii futbolu. To było coś pięknego, niepowtarzalnego i to w dodatku w momencie, w którym ekipę Louisa van Gaala sekundy dzieliły od odpadnięcia z turnieju. Chapeau bas, panowe!
Wydarzenie dnia
Zdecydowanie wyeliminowanie Brazylii przez Chorwatów. Canarinhos byli jednymi z głównych, o ile nie najpoważniejszymi kandydatami do zdobycia mistrzowskiego tytułu. Niesamowita siła w ofensywie, prawdziwy pokaz swoich możliwości w starciu z Koreą Południową i znakomita atmosfera w zespole. Wydawało się, że Chorwaci będą dla piłkarzy Tite tylko tłem. Po raz kolejny byliśmy jednak świadkami niezwykłej dyscypliny taktycznej oraz determinacji aktualnych wicemistrzów świata, które sprawiły, że Brazylia wraca do domu.
Co czeka nas w sobotę?
W sobotę rozegrane zostaną pozostałe dwa mecze ćwierćfinałowe. O godzinie 16.00 zmierzą się Portugalczycy i Marokańczycy, a o godzinie 20.00 czeka nas pojedynek pomiędzy Anglią, a Francją. Oba spotkania zapowiadają się bardzo ciekawie, a jak dodany do tego fakt, że 10 grudnia obchodzimy Światowy Dzień Piłki Nożnej, to już wiadomo, że emocje są gwarantowane!