Dwa samobóje, nietrafiony karny i kandydat do gola sezonu, czyli Lech przegrał 1-2 z Legią.

fot: Legioniści com

W pierwszym meczu Lecha Poznań z Legią Warszawa w tym sezonie padł wynik 0-0 po bardzo bezbarwnym i usypiającym mecz. Przy drugiej rywalizacji obu zespołów trudno byłoby zasnąć, ponieważ działo się bardzo wiele. To było momentami kuriozalne spotkanie, a kuriozum dodaje mu fakt, że piłkarze Lecha pomimo zdobycia wszystkich bramek w meczu zeszli z boiska pokonani.

„Będzie 0-0”

Przed tym spotkaniem można było się spodziewać zamkniętego meczu, w którym albo nie padnie żadna bramka, albo o rezultacie zadecyduje jeden gol. W końcu 3 z ostatnich 6 spotkań pomiędzy Legią a Lechem zakończyły się bezbramkowym remisem.

Poza tym Wojskowym wróżono ogromne problemy ze zdobyciem gola przy Bułgarskiej, ponieważ przed własną publicznością Lech nie stracił bramki w Ekstraklasie od grudniowej porażki 0-1 w rywalizacji z Piastem Gliwice.

Pierwsza połowa przesądziła

Zdecydowanie najwięcej działo się w pierwszej połowie i to właśnie pierwsze 45 minut miało największy wpływ na ostateczny wynik tego spotkania. Legia bardzo dobrze weszła w mecz i stworzyła kilka groźnych sytuacji. Lech przespał początek i musiał odrabiać.

W 6 minucie piłkę w siatce umieścił Paweł Wszołek, ale po konsultacji z wozem VAR sędzia Szymon Marciniak anulował bramkę przez niefortunny lecz ewidentny faul ze strony Macieja Rosołka. Już 6 minut później karnego dla Wojskowych sprokurował Barry Douglas, który uderzył łokciem Marca Guala we własnym polu karnym. Josue nie wykorzystał jedenastki dzięki świetnej interwencji Bartosza Mrozka.

Potem nie było już dla Kolejorza taryfy ulgowej. Najpierw świetna „asysta” Yuriego Ribeiro i piłkę do własnej bramki wpakował Miha Blazić. W końcówce pierwszej połowy Paweł Wszołek wrzucił piłkę z prawej strony w pole karne i kolanem swojego bramkarza pokonał Bartosz Salamon, który po meczu zamieścił bardzo emocjonalny wpis.

Przepraszam wszystkich Kibiców Lecha Poznań oraz cały Klub i drużynę. Jest mi wstyd. 3 lata czekałem, aby zagrać Lech – Legia w Poznaniu. Wiem co ten mecz znaczy dla nas Poznaniaków i wiem jaki zawód i złość teraz czujecie. Nie oczekuję zrozumienia, od liderów drużyny w takich meczach wymaga się, aby stanęli na wysokości zadania, a ja niestety swoim golem samobójczym przyczyniłem się w wielkim stopniu do tej porażki. Czuje, że Was zawiodłem, ale zawiodłem przede wszystkim samego siebie. Teraz trzeba dokończyć ten sezon wygrywając dwa ostatnie mecze, a potem trzeba się zastanowić, co dalej. Na pewno Lech nie może tak wyglądać i niestety ja też jestem za to odpowiedzialny.” – napisał stoper Lecha

Race na murawie i gniew kibiców z Poznania

W drugiej połowie wyraźnie zdenerwowani na postawę swojego ukochanego klubu kibice Lecha Poznań wrzucili na boisko palące się race. Dziwne, że rzucili je akurat w momencie, w którym to piłkarze Legii grali po stronie ich trybuny. Na całe szczęście cudem nie trafili w bramkarza Wojskowych – Kacpra Tobiasza

Kibice swoje niezadowolenie wyrazili również po meczu, gdy piłkarze Kolejorza podeszli pod „Kocioł”. Zagorzali fani Lecha krzyczeli w stronę zawodników „wyp******ć”. Widać było, że fani odwrócili się od swojego zespołu, a to pokazuje, w jakim miejscu znalazł się Lech Poznań.

Można odnieść wrażenie, że szpilki są wbijane przez kibiców Lecha zarówno w piłkarzy, jak i trenera Mariusza Rumaka, który wyraźnie przyczynił się do tragicznych występów Kolejorza. W jednym z poznańskich tramwajów można było usłyszeć: Kto nie skacze, za Rumakiem. Owszem, skakać zaczęli wszyscy kibice…

Oto problem Lecha!

Zdecydowanie największym problemem Lecha Poznań w meczu z Legią Warszawa było ciągłe wrzucanie piłki w pole karne Legii, która bardzo dobrze się broniła i większość tych wrzutek wybijała. Poza tym zagrania w pole karne nie były częścią jakiegoś planu. Większość z nich była niecelna.

Piłkarze Kolejorza nie mieli pomysłu na rozegranie, bo warto zaznaczyć, że Legia nie grała zbyt dobrego meczu. W drugiej połowie nie istniała w ataku, ale ciągłe wrzucanie piłki w jej pole karne było dla podopiecznych Goncalo Feio wodą na młyn.

Chcemy lepiej grać z piłką, ale byliśmy lepsi od przeciwnika, więcej kontrolowaliśmy piłkę, mimo że rywal miał większe posiadanie. Posiadaniem nie wygrywa się jednak meczu. Stwarzaliśmy więcej realnego zagrożenia pod bramką rywala – w tych sytuacjach było 10-5 dla nas. – powiedział trener Legii Goncalo Feio na pomeczowej konferencji prasowej.

Kacper Chojnacki

POLECANE

tagi