Na pytanie o autorski projekt w polskiej piłce, choćby niewtajemniczony obserwator, wskaże bez wahania na Raków Częstochowa. Niemal dekadę temu zespół rywalizował jeszcze na poziomie 2. Ligi, kluczowy element pozostał jednak niezmienny – od kwietnia 2016 roku to Marek Papszun piastuje funkcję pierwszego trenera. Obecna kampania rozpoczęła się jednak od sporych perturbacji. Drużyna walcząca o awans do Ligi Konferencji mierzy się z problemami na podwórku ligowym. Ponadto w rewanżu z Maccabi Hajfa musi odrabiać straty. Krytycy wieszczą wyczerpanie ścieżki rozwoju w obecnej formule, optymiści uspokajają argumentem chwilowej zadyszki.
Paradoksem całej historii „Medalików” jest fakt, że podczas jedynego występu w jesiennej fazie europejskich pucharów, opiekunem drużyny nie był Papszun. Z drobnym przerażeniem trzeba przyznać, że występ w Lidze Europy pod batutą Dawida Szwargi był „meldunkiem”, za którym możemy nieco zatęsknić. Jesień w sezonie 2023/24 przerwała trzyletnią passę gry polskich drużyn na drugim europejskim poziomie. Raków wylądował w tych rozgrywkach po historycznym mistrzostwie Polski, które domknęło kluczowy etap w rozwoju klubu. Wylądował jednak także Marek Papszun, którego powrót okazał się niezbędny do powrotu na drogę, o której wielu przy Limanowskiego nieprzerwanie mówi.
Szwarga finiszował na 7. lokacie w Ekstraklasie, a zatem po raz drugi od powrotu do elity Raków zakończył rozgrywki poza podium. Bolesna okazała się jednak przede wszystkim wiosna. Mimo gry na jednym froncie drużyna była bardzo nieregularna. W zestawieniu podsumowującym niejako historyczną kampanię, jako ogromną zdobycz należałoby wskazać nowe doświadczenie – Raków zderzył się ze Sturmem Graz, Sportingiem CP oraz Atalantą, które to kluby postrzegaliśmy w kategoriach wzorca.
Uznany szkoleniowiec był witany mlekiem i solą, cele były jednak równie wymagające. Nowy sezon był wielką niewiadomą, wielu zastanawiało się nad tym, w którym etapie rozwoju klubu znalazł się Raków. Jednym z elementów oryginalności projektu jest realizacja wielu transferów dopasowanych do taktyki lub – mówiąc wprost – osoby trenera. Latem 2024 roku Michał Świerczewski ponownie chętnie inwestował w nowych zawodników, Raków wydał ponad 3 miliony euro. W ostatnich latach utarło się stwierdzenie, że wejście do drużyny „Medalików” musi być trudne. Spójrzmy zatem na wzmocnienia:
Michael Ameyaw – trafił do Rakowa po meczu z… Rakowem, któremu w barwach Piasta Gliwice strzelił bramkę. Wrażenie po minionym sezonie zostało nieco zatarte przez problemy zdrowotne. Runda jesienna była jednak przyzwoita. Reprezentant Polski szybko wskoczył do składu i stał się jego mocnym punktem. Wiosną zagrał jednak zaledwie 11 minut.
Ariel Mosór – występy polskiego stopera były bardzo nieregularne, ponownie na drodze stanęły problemy zdrowotne. Uraz stawu skokowego pozbawił go jesienią siedmiu spotkań. Nie był to jednak największy znak zapytania. Bilans gier wiosennych może spowodować u wielu sympatyków ból głowy. Mosór zaczął od trzech meczów na ławce, następnie dwa w wyjściowym składzie, trzy meldunki z ławki, później ponownie trzykrotnie oglądał poczynania kolegów z ławki, dwukrotnie zagrał od początku, by zakończyć trzema meczami przesiedzianymi wśród innych rezerwowych. Po jednym z wiosennych spotkań w końcowej fazie sezonu głos na temat obiecującego obrońcy zabrał Papszun: Z problemami się nie zmaga. Po prostu przegrywa rywalizację. Grał w meczach i był zmieniany, to nie jest przypadek. Dzisiaj musi walczyć o miejsce w składzie. Praktycznie wszyscy zawodnicy są dzisiaj do dyspozycji i jest rywalizacja, nie ma drugiego dna.
To był sezon pełen wahań dla Ariela Mosóra, który przegapił kluczową część sezonu. Zaliczył młodzieżowe mistrzostwa Europy, w Żylinie strzelił nawet bramkę. W nowej kampanii zagrał pełen wymiar w trzech pierwszych spotkaniach, w następnych zaliczył jednak ledwie 61 minut. Oczywiście gier jest wiele, zamiast Mosóra grają jednak Bogdan Racovitan czy Apostolos Konstantopoulos.
Jonatan Braut Brunes – Gdy Norweg trafiał pod Jasną Górę, tematem przewodnim było jego pokrewieństwo z Erlingiem Haalandem. Najgorsze informacje jednak dopiero nadchodziły. W meczu z GKS-em Katowice Brunes zagrał od 61. minuty… do osiemdziesiątej. Napastnik dostał przysłowiową wędkę, to jednak pozwoliło obudzić w nim ambitnego gracza, który w znacznym stopniu przyczynił się do wicemistrzostwa.
Brunes mierzył się z wahaniami formy. Zdołał kilkukrotnie sam pozbawić się trafienia na drugim metrze od bramki rywala. Strzelił jednak w lidze 14 bramek, a nowy sezon zaczął rewelacyjnie. Niejako przełamał stereotyp napastnika Rakowa, który z natury nie potrafi strzelić więcej niż dziesięciu bramek. Wiąże się to jednak także z drugą stroną medalu – sporo mówiło się o niezadowoleniu samego zawodnika. Niedawno został wykupiony z Leuven za rekordowe 2 miliony euro. Media informowały, że Norweg miał być rozczarowany współpracą z Markiem Papszunem. Na pierwszy mecz z Maccabi w dość enigmatycznych okolicznościach wypadł z kadry meczowej, a przed dzisiejszym rewanżem wybuchło spore zamieszanie. Brunes odmówił gry ze względu na kiepskie samopoczucie, zaś klub wydał oficjalny komunikat w tej sprawie.
Brak snajpera był w miniony czwartek wyraźnie widoczny. Raków stworzył sobie wiele sytuacji, lecz zawiodła przede wszystkim skuteczność, którą Brunes był w stanie zagwarantować.
Patryk Makuch – To wzorcowy przykład tego, jak działa klub z Częstochowy. Rosły zawodnik w ciągu dwóch sezonów w Cracovii strzelił 11 bramek, wcześniej 14 w jednej kampanii na drugim poziomie rozgrywkowym. Mimo tego „Medaliki” płacą za niego milion euro, w premierowym sezonie Makuch wykręca oszałamiające liczby trzech goli i dwóch asyst. I co? Wszyscy są zadowoleni. Osobiście niesłychanie doceniam pracę Makucha. Najlepiej istotę jego gry oddało niedawne spotkanie z MSK Żylina. 26-latek nie wpisał się do protokołu, lecz mimo to toczył zacięte boje z obrońcami i „wywalczył” czerwoną kartkę, która niejako ustawiła sytuację Rakowa w dwumeczu. Piłkarz często grywał na pozycji numer „10”. W mojej opinii obligatoryjnie powinien mieć obok siebie typową dziewiątkę. Makuch mierzy się często z mało uzasadnioną krytyką wynikającą z założeń, które otrzymuje od trenera.
Adriano Amorim – wiele rozmaitych epitetów mogłoby scharakteryzować tego zawodnika. Do moich ulubionych należy „niebrazylijski Brazylijczyk”. Kolejny piłkarz ściągnięty w ścisłym dopasowaniu do systemu. Pierwszą i ostatnią bramkę w minionym sezonie zdobył w marcowym meczu z Legią Warszawa. Nie zaliczył żadnej asysty. Obserwatorzy rwali włosy z głów, mimo tego Marek Papszun był zadowolony: To inteligentny chłopak i to też miało niemałe znaczenie. Wiara w nietypowego zawodnika ma jednak szerokie podłoże taktyczne.
Jesus Diaz – w tym przypadku uwagę zwraca przede wszystkim historia zawodnika, który w ciągu nieco ponad roku trafił z czwartoligowego Cosmosu Nowotaniec na poziom Ekstraklasy. To kolejny piłkarz, który został w znacznym stopniu dopasowany do założeń drużyny. Miewał jednak momenty indywidualnych przebłysków i w konsekwencji wraz z końcem minionej kampanii został wykupiony przez klub spod Jasnej Góry.
Używanie pojęcia „wynalazek” przy okazji Amorima czy Diaza byłoby wysoce krzywdzące. W przypadku kilku innych transferów mam jednak nieco inną opinię:
Lazaros Lamprou – spore nadzieje, osiem występów, 247 minut, 0 goli, 0 asyst, niewiele wspomnień. Biorąc pod uwagę piłkarzy, o których za moment, ogólny odbiór Greka był nienajgorszy. Transfer był jednak wysoce przestrzelony. Ofensywny gracz w Częstochowie zupełnie nie podołał.
Kristoffer Klaesson – obiecujący bramkarz był nadzieją norweskiego futbolu. Do Rakowa trafił z Leeds United. Jak podał Kamil Głębocki – z lekką nadwagą. Szum w środowisku wywołał jednak wpis dotyczący przyłapania bramkarza w restauracji z daniami typu fast-food przez kibiców „Medalików”. Golkiper spędził w Częstochowie miesiąc, kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron.
Nie zagrały oczekiwania z jednej i drugiej strony. Przyszedł bramkarz, który miał stosunkowo szybko wywalczyć sobie pozycję numer jeden, a okazało się to bardzo trudne w tej konfiguracji. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie szybko się rozstać, żebyśmy nie tracili czasu, a dorabianie jakichś teorii o McDonaldzie… jest to fajne, ale lekko śmieszne. Do McDonalda można iść, sam byłem dwa dni temu, więc nie widzę w tym nic zdrożnego. Zależy co się kupuje i ile razy tam się wchodzi – mówił Marek Papszun.
Raków dowiódł, że transferem bezgotówkowym można sobie poważnie zaszkodzić. Ruch obciążający konto Samuela Cardenasa stanowi jednak cenną naukę na przyszłość.
Na koniec zawodnik, który poniekąd nakreślił działanie pionu sportowego Rakowa minionego lata. Vasilios Sourlis – grecki pomocnik trafił do „Medalików” ze swojej ojczyzny. Tym razem optymistą w kwestii ruchu miał być Michał Świerczewski. Sourlis stał się kolejnym piłkarzem, który został „pogoniony” bez rozegrania choćby jednego spotkania! Podobnie jak Klaesson miał mieć niewielką nadwagę, a zatem po raz kolejny Raków się skompromitował.
Wcześniej z klubem pożegnał się także 29-letni dyrektor sportowy, który nie przetrwał w Częstochowie choćby roku. Czy było to udane okienko pod względem transferów przychodzących? Patrząc z racjonalnego punktu widzenia – w mojej opinii nie. W przypadku wszelkich ocen klubu z Częstochowy musimy jednak ubrać okulary z grubym szkłem nazywanym „rakowskim”. „Medaliki” walczyły o mistrzostwo do ostatniej serii gier, kończąc ostatecznie zmagania na drugiej pozycji.
Wynik został odebrany ambiwalentnie. Marek Papszun usiłował nadać mu jasne barwy na początku 2025 roku. Na antenie stacji Canal+ przekonywał, że pozycja wyjściowa Rakowa jest zupełnie inna niż czołowych klubów w Polsce i dla jego zespołu sama obecność w „topie” jest wielkim osiągnięciem. Infrastruktura treningowa została istotnie rozwinięta, kamieniem w bucie pozostaje jednak stadion. Nazwa zondacrypto Arena dla obiektu, który mieści 5.5 tysiąca widzów stała się memem. Miasto nie dostrzega problemu i potencjału wynikającego z działań Michała Świerczewskiego. Zresztą niedawny przypadek problemów Skry pokazał, w jakim stopniu można liczyć na wsparcie urzędów w jednym z największych miast województwa Śląskiego.
Nowa kampania rozpoczęła się dość nietypowo. Wicemistrzowska linia pomocy została praktycznie rozmontowana. Z klubem pożegnał się być może najlepszy gracz minionej kampanii – Gustav Berggren. Przygoda Szweda także ukazała, jaką drogę może przejść piłkarz w Rakowie. Kontuzji doznali Ivi Lopez, Jean Carlos czy Władysław Koczergin, który straci niemal cały sezon. Michał Świerczewski ponownie zagrał w swoim stylu – do klubu trafili ciekawi zawodnicy.
Z marszu do drużyny weszli Oskar Repka i Karol Struski. Przede wszystkim gracz sprowadzony z GKS-u Katowice błyszczy formą. Niespodziewanie odbił się Lamine Diaby Fadiga, który w ciągu tygodnia w Rakowie wyrównał swój dorobek strzelecki z całej kampanii w Jagiellonii. Częstochowianie sprowadzili także Oliwiera Zycha, który pełni rolę rezerwowego golkipera. Kibice wyczekiwali także hitowych ruchów. „Medaliki” wzmocnił Tomasz Pieńko z Zagłębia Lubin. Wojciech Cygan w otwarty sposób wypowiada się na temat „spolszczenia” drużyny z Częstochowy. Liczba Polaków w wyjściowej jedenastce oscyluje w granicach 4-6, względem minionej kampanii zauważalna jest zatem poprawa.
Artur Płatek zbiera pozytywne opinie. Przede wszystkim wyciąga wnioski z błędów ostatnich lat (przynajmniej w pewnym stopniu). Widać to na pierwszy rzut oka, z oceną powinniśmy jednak nieco poczekać. Wiele w kontekście przyszłości pokaże dzisiejsze starcie z Maccabi, Raków potrzebuje gry w pucharach i to nie tylko ze względów finansowych.
Hugo Braun