Wisła Płock jest już niemal pewna udziału w barażach o awans do PKO BP Ekstraklasy. „Nafciarze” nie tracą jednak nadziei, że w końcówce sezonu uda im się dogonić Bruk-Bet Termalikę i tym samym wywalczyć bezpośrednią przepustkę na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Dominik Kun postanowił opowiedzieć nam między innymi o sytuacji drużyny w ligowej tabeli, atmosferze na stadionie w Płocku oraz o relacjach z bratem Patrykiem.
Jordan Tomczyk (Polska Piłka.pl): Na początek wróćmy do waszego ostatniego meczu ze Stalą Stalowa Wola. Niby mierzyliście się u siebie z ostatnim zespołem w ligowej tabeli, ale dopiero w ostatnich dziesięciu minutach rezerwowy Piotr Krawczyk swoimi dwoma trafieniami dał Wiśle upragnione zwycięstwo. Czy po ostatnim gwizdku czekała na niego w szatni jakaś specjalna nagroda od reszty zespołu?
Dominik Kun (Wisła Płock): Nie, żadnej specjalnej nagrody nie było (śmiech). Były z kolei urodziny naszego masażysty, więc zaśpiewaliśmy mu „sto lat” i przy okazji tym zwycięstwem sprawiliśmy mu miły prezent w postaci trzech punktów. Tak, jak powiedziałeś, Piotrek, który wcześniej wypadł ze składu, teraz okazał się jokerem w talii zdobywając dwie bramki i fajnie, że nam pomógł. Cieszy też ten stały fragment gry z końcówki meczu, bo dużo pracowaliśmy nad takim nieoczywistym rozwiązaniem. Taka jest piłka i na tym właśnie polega jej piękno.
W tej chwili wasza strata do drugiej w tabeli Bruk-Bet Termaliki wynosi osiem punktów. Jak oceniasz wasze szanse, by w końcówce sezonu wskoczyć na miejsce premiowane bezpośrednim awansem do Ekstraklasy?
Widzę to tak, że możemy tylko skupić się na sobie, by jak najlepiej zapunktować i później zobaczymy. Ważne, żeby te dwa czołowe kluby cały czas czuły presję z naszej strony oraz nasz oddech na swoich plecach. Wiadomo, że na ten moment różnica punktowa jest bardzo duża. Kwiecień i maj będą decydujące, przed nami dużo meczów do rozegrania i ten, kto wytrzyma najlepiej ten maraton wywalczy bezpośredni awans. Wciąż jestem pełen nadziei, że uda się nam dogonić te dwie czołowe drużyny, ale z drugiej strony twardo stąpamy po ziemi. Jestem zadowolony z naszej obecnej pozycji w ligowej tabeli.
Z jednej strony gonicie Arkę oraz wspomnianą Termalikę, a z drugiej musicie sami odpierać ataki, gdyż różnica pomiędzy wami, a szóstą w tabeli imienniczką z Krakowa wynosi zaledwie cztery punkty. Czy spodziewasz się zatem wielu przetasowań na poszczególnych miejscach w końcówce bieżącego sezonu?
Z tego, co pamiętam, to przerwę zimową spędziliśmy nawet poza tą ligową „szóstką”, a teraz jesteśmy na trzecim miejscu, mając względnie ugruntowaną pozycję. Pamiętajmy jednak, że pozostałe zespoły nie śpią i rywalizacja jest naprawdę bardzo duża. Kluby, które przed startem rozgrywek były faworytami do awansu walczą teraz o tę czołową „szóstkę” i to najlepiej dowodzi, że trzeba twardo stąpać po ziemi, i doceniać to, co w tej chwili mamy. Z jednej strony trzeba patrzeć w górę, dopóki jest na to szansa, a z drugiej uważać na to, co dzieje się za nami, bo drużyn, które chcą awansować jest wiele i mają potencjał ku temu, żeby to zrobić. Zapowiada się bardzo ciekawa końcówka, mamy też bezpośrednie mecze z tymi zespołami, które marzą o awansie i myślę, że to właśnie może mieć kluczowe znaczenie na finiszu sezonu.
Wisła Płock nie jest anonimowym zespołem. Macie w swych szeregach wielu zawodników z ekstraklasową przeszłością, takich jak ty, Fabian Hiszpański, Łukasz Sekulski, Dani Pacheco czy też Bojan Nastic. W jak dużym stopniu wasze doświadczenie wpływa na osiągane przez was wyniki?
Wydaje mi się, że każdy z tych zawodników, których wymieniłeś pokazał już w tym sezonie swoją jakość i dlatego uważam, że to doświadczenie, jakie mamy w Wiśle okazuje się dla nas przydatne. Nadchodzi jednak kluczowy moment całych rozgrywek i właśnie teraz powinniśmy podzielić się doświadczeniem uzyskanym na przestrzeni ostatnich kliku lat. Niektórzy grali o awans, inni uczestniczyli w barażach i dlatego warto z tych doświadczeń korzystać.
Twój bilans w tym sezonie to 3 gole i 4 asysty, czyli całkiem nieźle jak na defensywnego pomocnika. Jesteś zadowolony ze swojego dotychczasowego dorobku?
Jestem zadowolony, bo biorąc pod uwagę moją dotychczasową historię oraz przebieg całej kariery, jest to jeden z moich lepszych wyników. Ważne, że te liczby są przy moim nazwisku, ale na końcu najistotniejszy jest wynik, jaki osiąga drużyna i to jest dla mnie czynnik determinujący. Mam nadzieję, że moje statystyki jeszcze wzrosną i przy okazji pomogą zespołowi wygrywać mecze, bo właśnie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Podsumowanie całego sezonu w moim wykonaniu oraz mój wkład w wyniki drużyny będą dla mnie bardzo istotne.
Bilans bilansem, ale przecież pełnisz też inne role w zespole. Podczas meczu wyjazdowego Wisły z GKS-em Tychy komentatorzy zwrócili uwagę, że przy stałych fragmentach gry pod bramką przeciwnika stoisz przed polem karnym, by zbierać wybite piłki i zapobiegać ewentualnym kontratakom. Jak odnajdujesz się w tej roli?
Miło, że jest to doceniane przez obserwatorów, bo niektórzy zawodnicy mają bardziej defensywne zadania i muszą na przykład zostać z tyłu przy stałych fragmentach gry. Przerywają kontrę, „odbudowują” pole karne, czy też zajmują się innymi detalami, które dla postronnych kibiców mogą być niezauważalne, ale również mają ogromne znaczenie dla funkcjonowania drużyny na boisku. O defensywę też trzeba dbać, tylko czasami odbywa się to bardziej po cichu.
W ostatnich kilku sezonach zdążyłeś przyzwyczaić się do gry przy pełnych trybunach na stadionie Widzewa. W Płocku frekwencja jest jednak nieco niższa. Jak byś porównał atmosferę panującą w trakcie meczu na obu tych obiektach?
Tak, jak powiedziałeś, na ten moment nie ma porównania między tymi dwoma obiektami. Stadion Widzewa znajduje się w TOP 3 Ekstraklasy pod względem kibicowskim oraz atmosfery panującej w trakcie meczu. Ciężko zatem pokusić się o takie porównanie, natomiast przychodziłem do Płocka z takim celem – podobnie zresztą, jak i trener oraz pozostali zawodnicy – żeby naszą grą zachęcić kibiców Wisły, aby zapełniali stadion. Takie było nasze marzenie i mamy jeszcze trochę czasu, żeby to osiągnąć. Wiadomo, że wyniki są pod tym względem czynnikiem decydującym, dlatego musimy walczyć do końca o awans, by zapełnić nasz stadion. Będzie oczywiście ciężko o frekwencję na poziomie stu procent, bo zależy to też od innych czynników, ale ważne, by utrzymywać pod tym względem tendencję wzrostową.
Twój brat Patryk cały czas reprezentuje barwy Legii, choć w tym sezonie gra nieco mniej, niż w poprzednich rozgrywkach. Czy w prywatnych rozmowach zdarza wam się analizować waszą grę oraz poszczególne mecze, czy jednak wychodzicie z założenia, że „po pracy nie rozmawiamy o pracy”?
Nie ma co ukrywać, że w naszych rozmowach piłka jest jednym z głównych tematów. Wiadomo, że dzielimy się swoimi doświadczeniami. Legia jest rzecz jasna klubem numer jeden pod względem organizacyjnym, choć jeśli chodzi o osiągane wyniki, to ma ostatnio na tym tle pewne problemy. Podpytuję brata o to, jak trenują, bo obaj staramy się tymi informacjami wymieniać oraz dzielić, więc fajnie to funkcjonuje. Patryk w maju też ma przed sobą sporo meczów, niedługo rywalizacja z Chelsea i mam nadzieję, że będzie mu dane zagrać, bo to na pewno fajne przeżycie. Niech korzysta w jak największym stopniu z pobytu w Legii, bo to z pewnością wyjątkowy czas w jego karierze.
A liczysz na to, że w przyszłości będzie wam jeszcze dane reprezentować barwy tej samej drużyny?
Szczerze mówiąc, dotąd o tym nie myślałem. Za młodych lat graliśmy wspólnie w Stomilu Olsztyn. Mam nadzieję, że Patryk rozwinie jeszcze swoją karierę i powalczy o swoje. Oczywiście, sam też chcę jak najwięcej wycisnąć ze swojej kariery. Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na tym najwyższym poziomie i zobaczymy, czy w barwach jednej drużyny, czy też grając przeciwko sobie. Czas pokaże, jak to się dalej potoczy.
Rozmawiał: Jordan Tomczyk