Mecze pomiędzy Arką a Lechią mają ogromne znaczenie dla kibiców z Trójmiasta i okolic. Patrząc na aktualną sytuację w tabeli Betclic 1. Ligi oraz PKO BP Ekstraklasy mogłoby się wydawać, że z dużą dozą prawdopodobieństwa dojdzie do nich w przyszłym sezonie. Okazuje się jednak, że nie jest to takie oczywiste i nie chodzi bynajmniej o formę, jaką piłkarze z Gdańska prezentują na boisku.
Zacznijmy jednak od pozytywnego akcentu, czyli postawy Arki. Gdynianie są już praktycznie jedną nogą w Ekstraklasie, a jeśli w meczu Wisły Kraków z Wisłą Płock padnie wynik remisowy, awans zespołu znad morza stanie się faktem. Trener Dawid Szulczek wykonuje znakomitą pracę wraz ze swoimi podopiecznymi i lada chwila może zebrać jej bezcenne owoce. Wówczas gdynianie w końcu będą mogli zapomnieć o ubiegłorocznej wpadce, kiedy to dwukrotnie zaprzepaścili niemal stuprocentową szansę wywalczenia promocji na najwyższy szczebel rozgrywkowy (najpierw w sezonie zasadniczym, a następnie w finale baraży).
A jak mają sprawy związane z Lechią? Cóż, po wielu miesiącach pobytu w strefie spadkowej gdańszczanie w końcu znaleźli się na bezpiecznym 15. miejscu, mając 3 punkty przewagi nad Puszczą Niepołomice. To całkiem niezła zaliczka na cztery kolejki przed zakończeniem sezonu, biorąc pod uwagę, że drużyny z dołu tabeli punktują zazwyczaj zdecydowanie gorzej od tych z czołówki. Choć warto nadmienić, że podopieczni Johna Carvera mają gorszy bilans bezpośrednich spotkań z niepołomiczanami. Jeśli jednak będą potrafili wykorzystać atut własnego boiska w starciach z Koroną Kielce oraz GKS-em Katowice, a dodatkowo pokuszą się o jakąkolwiek zdobycz punktową na wyjazdach z Cracovią oraz Pogonią, wówczas będą mogli… no właśnie…
Odetchnąć z ulgą? Nie do końca. We wtorek gruchnęła bowiem wiadomość, że klub z Gdańska nie otrzyma licencji na grę w Ekstraklasie pod kątem kolejnego sezonu, a Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN wyznaczyła 5-dniowy termin na odwołanie się od tej decyzji. Chodzi konkretnie o prognozę finansową, która została uznana za niewiarygodną. Pojawiło się zatem realne ryzyko, że po wakacyjnej przerwie nie zobaczymy Lechii na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.
To nie pierwsza taka sytuacja dotycząca klub znad morza. Nawet przed startem bieżącego sezonu wspomniana komisja nie chciała początkowo przyznać lechistom licencji. Wówczas pożar udało się jakoś ugasić, ale czy tak samo będzie i tym razem? Ekstraklasa cały czas zmierza w kierunku profesjonalizacji, ma swoje wymogi i jeśli dany podmiot ich nie spełnia, musi liczyć się z poważnymi konsekwencjami, włącznie z niedopuszczeniem do startu w rozgrywkach ligowych.
Pojawia się zatem pytanie, jak klub z blisko półmilionowego miasta, mający za sobą rzesze kibiców oraz przepiękny stadion może borykać się z tego typu problemami? Cóż, widać może. Właściciel Paolo Urfer, który przejął Lechię w 2023 roku szumnie zapowiadał, że w najbliższych latach interesuje go walka o europejskie puchary. Żeby jednak się do nich dostać nie wystarczy zatrudnić kompetentnych ludzi do sztabu szkoleniowego oraz jakościowych piłkarzy. Trzeba również zadbać o kwestie finansowe, a z tym w Gdańsku od wielu miesięcy jest ogromny problem.
Jeśli w przyszłym sezonie nie zobaczymy derbów Trójmiasta na poziomie Ekstraklasy, będzie to strata nie tylko dla obu zainteresowanych klubów, ale również dla całej ligi. Wystarczy spojrzeć na ostatni mecz pomiędzy Lechią a Arką, który miał miejsce przed rokiem na poziomie pierwszoligowym. Wówczas na trybunach Polsat Plus Areny w Gdańsku zasiadło dokładnie 36 483 widzów. To najlepiej pokazuje, jakie zainteresowanie generują pojedynki dwóch odwiecznych rywali. Takie mecze stanowią znakomitą promocję dla całej polskiej piłki, a jeśli piłkarze swoją ciężką pracą na boisku robią wszystko, by dochodziło do nich jak najczęściej, klubowi działacze również powinni stanąć na wysokości zadania. I miejmy nadzieję, że mimo licznych turbulencji, doczekamy się pierwszych od pięciu lat derbów Trójmiasta na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.
Jordan Tomczyk