Gdy emocje już opadną jak po wielkiej bitwie kurz – jak śpiewał Grzegorz Markowski w jednym ze swoich utworów, można dokonać analizy tego, czy awans polskiej reprezentacji na czerwcowe Mistrzostwa Europy w Niemczech ma jakikolwiek sens. Od meczu w Cardiff minęły ponad dwa tygodnie, a temat jest ciągle gorący. Wszak były reprezentant Polski w piłce nożnej, Wojciech Kowalczyk wieszczy sromotną porażkę naszych piłkarzy na niemieckich boiskach. Czy popularny „Kowal” ma rację? Uważam, że nie, a dlaczego, o tym w dalszej części niniejszego felietonu.
W wywiadzie dla Kanału Sportowego, dzień po meczu, Wojciech Kowalczyk powiedział, że nie uważa awansu naszej kadry do europejskiego czempionatu za sukces:
No z tym sukcesem, to bym nie przesadzał, to był nasz obowiązek. Tyle że wróciłbym troszeczkę do losowania grup. Obowiązkiem było zajęcie pierwszego miejsca w tej grupie, z tymi zawodnikami, bo zawsze podkreślamy na papierze, jakich mamy grajków, w jakich klubach oni występują. Czesi takich nie mają, Albańczycy takich nie mają, Mołdawianie takich nie mają. No właśnie, musieliśmy aż do ostatnich sekund meczu, ostatnich serii rzutów karnych czekać na to, że pojedziemy na Euro. Ja wiem, nazwać to sukcesem? Nie, przeczołgaliśmy się totalnie, kompromitując się totalnie.
Odpowiadając na pytanie, czy można to nazwać sukcesem, to owszem, awans jest sukcesem. Jedziemy po raz kolejny na wielką piłkarską imprezę, grając od 2016 r. co dwa lata czy to na Euro czy na mundialu. Jestem w pełni przekonany, że w piłce nożnej ogólnie, ale zwłaszcza w reprezentacyjnej, nie chodzi o styl, w jakim się gra na boisku. Za to nikt nie przyznaje punktów, jak w skokach narciarskich. W piłce nożnej liczy się wynik po 90 minutach gry, względnie po dogrywce albo rzutach karnych. Nic więcej. Nie można oczekiwać od reprezentantów kraju, że będą grali piękną piłkę w takich spotkaniach, jak to w Cardiff, bo taką prezentują w FC Barcelonie, Napoli, Arsenalu czy innych znanych europejskich markach. Jak się kończy piękna gra w piłkę mogliśmy zobaczyć podczas eliminacji do Mistrzostw Europy we Francji w 2016 r., kiedy po bardzo ładnej dla oka grze przegraliśmy we Frankfurcie z Niemcami 1:3.
Pytanie, czy można zgodzić się z następującymi słowami Wojciecha Kowalczyka:
[…]Patrzysz na uczestników tej wielkiej imprezy, tam jest zazwyczaj w tym nowym systemie sześć, siedem no dobra, góra osiem poważnych reprezentacji, a reszta to dziady. My się do tych dziadów niestety zaliczamy, w ostatnim czasie”?
W mojej opinii również nie ma podstaw, aby nazywać polską reprezentację „dziadami”. Zastanawiam się, skąd takie wnioski wyciąga były reprezentant kraju, medalista olimpijski. Czyżby po porażkach z Czechami, Albanią i Mołdawią? Bo z takimi zespołami musimy wygrać? Nie musimy, przegrać można z każdym. Czy Albania w wygranym meczu w Tiranie zaprezentowała jakiś kosmiczny futbol? Otóż nie, bardzo dobrze wykorzystała błędy polskiej obrony i tyle. Podobnie jak wcześniej, na tym samym terenie Karol Świderski wykorzystał błędy Albańczyków i zdobył bramkę dającą zwycięstwo w eliminacjach do mundialu w Katarze. Mecz z Mołdawią na wyjeździe również mógł się inaczej potoczyć, gdyby nie brak koncentracji. Podkreślam, brak koncentracji, nie umiejętności.
Czy jedziemy na Euro, żeby zagrać tylko trzy spotkania? Nie mamy żadnych szans z Holandią, Francją i Austrią? Oczywiście, że mamy szanse. Piłka nożna to taki sport, gdzie nie sposób przed spotkaniem odbierać komukolwiek możliwości. Pamiętam, jak po wyjściu z grupy na ostatnich mistrzostwach świata w Katarze, wszyscy wieszczyli wysoką porażkę naszej drużyny z Francją. Faktycznie, przegraliśmy, ale po najlepszym meczu na turnieju. Atakowaliśmy, prowadziliśmy grę, byliśmy bardzo blisko wyjścia na prowadzenie. Gdyby tak się stało, kto wie, jak potoczyłyby się losy tego spotkania. Nie zebraliśmy srogiego lania od ówczesnych obrońców mistrzowskiego tytułu. Zatem nie zgodzę się z tezą, że […]sukcesem będzie zdobycie jednego punktu. Naprawdę trzeba być niepoważnym żeby liczyć na coś więcej[…].
Oczywiście, że każdy z nas liczy na coś więcej, bo po to się jedzie na wielki turniej, żeby odnosić sukcesy, a nie wieszcząc porażkę w każdym meczu. Nie wiemy, czy każda z drużyn naszej grupy, będzie w znakomitej dyspozycji. Być może nasza reprezentacja sprawi nam wiele radości, podobnie jak na Euro 2016. Czy Pan Kowalczyk w taki sam sposób podchodził do meczów podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 r.? Myślę, że nie. Dlatego dziwi, że na trzy miesiące przed turniejem odbiera naszym graczom możliwość wygrania meczu z Francją, Holandią i Austrią. Co jest teraz, nie ma znaczenia, będzie się liczyła dyspozycja w dniu meczu w Hamburgu, Berlinie i Dortmundzie. Czy Dania w 1992 r. miała predyspozycje żeby zostać mistrzem Europy? A Grecja w 2004 r. czy nie miała być w grupie dostarczycielem punktów m.in. dla Portugalii – gospodarza imprezy? Niniejsze pytania mają rzecz jasna charakter retoryczny.
W piłce reprezentacyjnej chodzi o emocje, jedność, przywiązanie do barw narodowych. Mecze barażowe należy wygrać, niezależnie od okoliczności. Trafnie powiedział Wojciech Szczęsny po meczu z Walią, udzielając wywiadu Mai Strzelczyk z TVP Sport:
Są mecze, w których się gra w piłkę i są mecze, które trzeba po prostu wygrać, przepchać w jakikolwiek sposób, czy w 90, 120 min czy w rzutach karnych, nie ma to żadnego znaczenia.
Nasi reprezentanci pokazali, że mają patent na takie mecze, albowiem po raz drugi awansowaliśmy na duży turniej poprzez baraże. Pamiętamy przecież, że mecz z marca 2022 r. ze Szwecją na Stadionie Śląskim również nie należał do wybitnych, ale co z tego, skoro został wygrany. O to w tym wszystkim chodzi.
Zgadzam się z redaktorem Mateuszem Borkiem, który w wywiadzie dla Kanału Sportowego – bezpośrednio po meczu powiedział:
Ile w tym wszystkim jest uczuć, ile patriotyzmu, bo myślę, że tak rzadko mamy okazję manifestować miłość do Polski, do swojego kraju, czuć się zjednoczeni, że co by o tym futbolu nie mówić, czasami nas wkurza, czasami jesteśmy źli, ale po prostu no to jest też dzisiaj pewnie jedna z nielicznych dziedzin, gdzie potrafimy się zjednoczyć, gdzie na samym końcu, niezależnie od tego, co się działo, życzymy temu zespołowi dobrze, chcemy by każdy z tych zawodników grał 20-30% lepiej, niż potrafi, tylko po to, żeby pojechać i przeżyć tę imprezę[…]
Na pewno w takich spotkaniach, styl jest sprawą drugorzędną, ja ze stylu dzisiaj tej reprezentacji chyba rozliczać nie chcę. Nie wszystko mi się podobało, natomiast cel uświęca środki i po prostu cel był nadrzędny – wyjazd na mistrzostwa Europy.
Zatem Herzlich Willkommen Polacy, mamy ten sukces, jesteśmy w finałach Mistrzostw Europy. Tak, sukces, bo każdy awans jest sukcesem. Znowu będzie gorące piłkarskie lato w polskich domach oraz na niemieckich stadionach, niezależnie od tego, co się wydarzy. Będziemy, my Polacy, znów razem.
Marcin Talma