Sądząc po tym, co dzieje się w mieście Wezuwiusza, zespół prowadzony przez Luciano Spallettiego może czekać spora przebudowa. Drużynę opuścił już duet Lorenzo Insigne – Dries Mertens, który przez lata stanowił o sile ofensywnej neapolitańczyków. Coraz głośniej mówi się o odejściu kolejnej postaci, której nie sposób nie skojarzyć z Neapolem. Mowa oczywiście o naszym rodaku Piotrze Zielińskim. „Zielu” – jak nazywają go często Włosi – przyciąga ostatnio zainteresowanie takich firm, jak AC Milan bądź West Ham United. Czy nadszedł moment na zmianę krajobrazu?
Piotr Zieliński w ujęciu statystycznym
Kibice często mają tendencję do oceniania zawodników po ich liczbie bramek i asyst. W przypadku Zielińskiego te statystyki nie wyglądają zbyt imponująco. Owszem, zdarzają się takie sezony, jak sezon 2020/21, gdy „Zielu” w samych rozgrywkach Serie A strzelił 8 bramek i zaliczył 11 asyst. Ale tak poza tym… 2 bramki, 4 asysty w sezonie 19/20, 4 gole i jedna asysta w sezonie 17/18 – można pomyśleć, że to trochę mało, jak na kogoś, kto niby ma być „polskim De Bruyne”.
Zielińskiego z belgijskim pomocnikiem łączy jedno – jego prawdziwą jakość zobaczymy skupiając się na czymś innym, niż tzw. klasyfikacja kanadyjska. We Włoszech nasz rodak uchodzi za wzór nowoczesnego mezzali – środkowego pomocnika, który operuje w półprzestrzeniach. Tamtejsze media rozpływają się nad nim, podkreślając na każdym kroku jego obunożność, umiejętność kontrolowania piłki i zdolność do zdobywania przestrzeni zarówno podaniem, jak i dryblingiem. Raz na jakiś czas potrafi też zachwycić mocnym, plasowanym strzałem z dystansu.
Większość z tych cech widać również w bardziej zaawansowanych statystykach. Tu pojawia się jednak problem – żeby grzebanie w danych miało sens, trzeba Zielińskiego do kogoś porównać. To jest trudniejsze niż się wydaje. Ciężko go porównać do ofensywnych pomocników czy skrzydłowych, ponieważ Zieliński często dostaje piłkę głębiej od nich. Dlatego też ma więcej celnych podań, podań progresywnych i kontaktów z piłką niż ktoś, kto porusza się głównie w ostatniej tercji boiska.
Jeśli mielibyśmy jego liczby skonfrontować z bardziej tradycyjnymi „ósemkami” również napotkalibyśmy na swojej drodze pewne przeszkody. Chodzi przede wszystkim o fazę defensywną. Choć Zieliński jest zawodnikiem, który angażuje się w obronę, nie ma tylu udanych wślizgów, przechwytów piłki czy prób pressingu w środku boiska, co piłkarze o nieco mniej ofensywnym usposobieniu.
Tak zmieniają się statystyki Piotra Zielińskiego w zależności od tego, do jakiej grupy zawodników go porównujemy. Z jednej perspektywy wygląda jak środkowy pomocnik, którego interesuje wyłącznie ofensywa. Gdy zmienimy punkt widzenia, naszym oczom ukazuje się dość nietypowa „10-tka”.
Za pomocą strony fbref.com możemy znaleźć też zawodników, którzy na podstawie swojego profilu statystycznego najbardziej przypominają naszego rodaka. Takie działanie pozwoli nam nieco przybliżyć te niezrozumiałe liczby Zielińskiego.
Patrząc na wszystkich skrzydłowych i ofensywnych pomocników grających w ligach top 5, Piotrkowi statystycznie najbliżej jest do Sergio Canalesa z Realu Betis, a także do Martina Odegaarda z Arsenalu i Pedro z Lazio Rzym. Z kolei wśród tych, którzy grają nieco bliżej własnej bramki za sobowtórów Ziela algorytm strony fbref uznał Flaviena Taita z Rennes, Giacomo Bonaventurę z Fiorentiny, i (uwaga!) Ilkaya Gundogana z Manchesteru City. Na liście piłkarzy podobnych profilem do Zielińskiego co ciekawe jest też Kevin De Bruyne.
Zieliński stylem gry podobny jest do kilku naprawdę dobrych zawodników, którzy grają w czołowych klubach swoich lig. Można powiedzieć, że jest tańszą wersją takich piłkarzy, jak Nicolo Barella, Martin Odegaard czy Bernardo Silva. Praktycznie nie ma takiego klubu na świecie, w którym „Zielu” by sobie nie poradził. Jest jednak jedno „ale”…
„Wstanie pewnego dnia i coś mu przeskoczy w głowie…”
To oczywiście cytat z wypowiedzi Jerzego Brzęczka. Ze wszystkich rzeczy, jakie można powiedzieć o mentalności Zielińskiego, były selekcjoner wybrał chyba najgorszą z możliwych. Gdy już wydawało się, że umrą żarty o występach „Ziela” w kadrze, jego krytycy dostali nową amunicję.
Trzeba jednak oddać jedno Brzęczkowi – mimo tego, że wyraził się w niezwykle niefortunny sposób, w tym, co powiedział było (i jest) trochę racji. Każdy wie o tym, że Zieliński jest świetnym zawodnikiem. Podkreślają to jego koledzy z drużyny, czy nawet rywale z boiska. Lecz trenerzy klubowi bądź reprezentacyjni mówiąc o nim uderzają w nieco inne tony. Wiedzą, że mają do czynienia z nieprzeciętnym piłkarzem, ale jednocześnie twierdzą, że ich zadaniem jest wydobycie z Zielińskiego czegoś ekstra. Takiej iskry, która wznieci pożar.
Szczerze? Mogę powiedzieć, że Zieliński jest lepiej wyszkolony technicznie niż ja. Rozmawiałem z nim kilka miesięcy temu i powiedziałem mu, że chciałbym z nim jeszcze zagrać. Więc kto wie jaka czeka nas przyszłość. Moim zdaniem to naprawdę topowy piłkarz
Piłkarz Manchesteru United, Bruno Fernandes, o Piotrze Zielińskim
Z tym problemem mierzy się każdy kolejny trener Zielińskiego. Najbliżej rozwikłania zagadki był Gennaro Gattuso, który pracował z naszym reprezentantem przez ponad półtora roku. Jeśli ktoś miał przemówić Zielińskiemu do rozsądku, to musiał być właśnie on. „Rino” już jako piłkarz słynął ze swojej mentalności wojownika. Zawsze zarażał innych swoim entuzjazmem i determinacją. Jako trener udowodnił, że jest w stanie wpoić swoim podopiecznym zasady, którymi kierował się przez całą swoją karierę zawodniczą. O Zielińskim zawsze wypowiadał się w samych superlatywach. Potrafił nawet przesadzić – tak jak wtedy, gdy powiedział, że Polak jest najbardziej uzdolnionym technicznie zawodnikiem, jakiego widział na oczy. Taki przekaz musiał dotrzeć do Zielińskiego, ponieważ to właśnie za kadencji Gattuso nasz kadrowicz zaliczył swój najlepszy sezon w Napoli, jeśli chodzi o dorobek bramkowy.
Lecz Gattuso oczekiwał więcej. Chciał, aby Piotr stał się zawodnikiem, który co sezon zdobywa w lidze około 10 bramek. Czy udałoby mu się to z niego wydobyć – nigdy się nie dowiemy. Po sezonie 20/21, który dla Zielińskiego był najlepszym w karierze, Gattuso został zwolniony. Nasz rodak wrócił więc do punktu wyjścia. Pokazywał pełnię swoich możliwości w jednym meczu, a w następnym rozczarowywał. Zachwycał, a jednocześnie frustrował.
Wydaje się, że jego problemy biorą się z braku pewności siebie. On ze swoimi umiejętnościami technicznymi powinien być wymieniany w gronie najlepszych piłkarzy Serie A. Powinien domagać się, aby każda kolejna akcja Napoli przechodziła właśnie przez niego. Tego jednak nie robi. To trochę tak, jakby nie był do końca świadomy swoich zdolności.
Ten wspomniany wcześniej brak regularności w grze to coś, na co Zieliński zdecydowanie nie mógłby sobie pozwolić w West Hamie czy w Milanie. Konkurencja, z jaką przyszłoby mu się tam mierzyć jest zdecydowanie za duża. Grając w Londynie walczyłby o miejsce w składzie z Pablo Fornalsem, Nikolą Vlasiciem i Manuelem Lanzinim, i to zakładając, że David Moyes widzi w naszym reprezentancie bardziej ofensywnego pomocnika. Jeśli chciałby Zielińskiego wystawiać nieco dalej od bramki przeciwnika, drogę do pierwszej jedenastki zagradzałby żelazny duet Declan Rice – Tomas Soucek.
Przejście do słynnych „Rossonerich” oznaczałoby z kolei rywalizowanie o względy trenera Stefano Piolego z zawodnikami takimi, jak Sandro Tonali, Ismael Bennacer, Brahim Diaz, Yacine Adli czy kolega Zielińskiego z czasów gry w Empoli Rade Krunić.
W przypadku Milanu warto wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. Ta drużyna w nadchodzącym sezonie będzie starała się obronić zdobyty przed rokiem tytuł mistrza Włoch. Chrapkę na ten tytuł ma także Roma pod wodzą Jose Mourinho, czy też Juventus wzmocniony Paulem Pogbą. Presja ciążąca na zawodnikach z Mediolanu będzie więc spora. Margines błędu – zerowy. Żadnego miejsca na wahania formy.
Ciężko powiedzieć, jak do takich warunków dostosowałby się Piotr Zieliński.
Odliczanie do Kataru
Choć Zieliński niewątpliwie jest zawodnikiem bardzo utalentowanym, zmiana Napoli na West Ham czy Milan może równać się z mniejszą liczbą rozegranych minut. Byłaby to naprawdę kiepska informacja dla naszej kadry, zwłaszcza jeśli zauważymy, że za kilka miesięcy zacznie się mundial. Jeśli Zieliński pod koniec listopada nie będzie w rytmie meczowym, Czesław Michniewicz będzie miał do zgryzienia naprawdę twardy orzech. 28-latek to w końcu najlepiej wyszkolony technicznie piłkarz, jakim dysponuje nasz selekcjoner. Potrzebujemy go w starciach z takimi rywalami, jak Argentyna bądź Meksyk.
Dlatego dobrze by było, gdyby Zieliński wziął ten czynnik pod uwagę podczas podejmowania decyzji o swojej przyszłości. Mógłby nawet wziąć przykład z Sebastiana Szymańskiego. „Szymi” spokojnie dałby sobie radę w Niemczech czy w Hiszpanii, ale mając przed sobą Mistrzostwa Świata wolał trafić tam, gdzie będzie miał tzw. „pewny plac”. Wybrał holenderski Feyenoord Rotterdam, i wiele wskazuje na to, że będzie to bardzo dobry wybór.
Zielińskiego od Szymańskiego różni jednak wiek. Szymański ma 23 lata, a Zieliński jest o prawie 5 lat starszy. Dla „Ziela” to okienko może zatem być jedną z ostatnich szans na przeprowadzkę do klubu przynajmniej z tej samej półki, co Napoli. Z jednej strony grzech tego nie wykorzystać. Z drugiej strony, sam zainteresowany na ten moment twierdzi, że chce zostać tam, gdzie jest. I nie ma się co dziwić. Żyje w mieście, które zna już bardzo dobrze, ma doskonałe warunki do życia, a na dodatek gra dla niezwykle oddanych i fanatycznych kibiców. Czego chcieć więcej?