Fot. Stal Mielec X
Tygodnie mijają, a gra Stali Mielec nie ulega poprawie. W debiucie nowego trenera nie udało się wygrać, a w tabeli dwukrotni mistrzowie Polski już dziś mogą zagościć w strefie spadkowej. Światełka w tunelu na razie nie widać, a widmo katastrofy zagląda Mielczanom w oczy bardziej niż kiedykolwiek.
Stal Mielec powróciła na najwyższy poziom rozgrywkowy po 24 latach nieobecności w 2020 roku. Utrzymanie w pierwszym sezonie zawdzięcza dużej mierze reformie mającej powiększyć rozgrywki Ekstraklasy z 16 do 18 zespołów przez co w tamtym roku z ligi spadał tylko jeden klub (Stal skończyła rozgrywki na miejscu 15.). W kolejnych sezonach ekipie z Podkarpacia udawało się utrzymywać w elicie z dość bezpieczną przewagą nad strefą spadkową i bez konieczności drżenia o swój los do ostatniej kolejki. W przewidywaniach ekspertów Stal zawsze znajdowała się w szerokim gronie kandydatów do degradacji jednak zawsze udawało się jej uniknąć. W dużej mierze dzięki trenerom takim jak Adam Majewski czy Kamil Kiereś, którzy potrafili wydźwignąć zespół z największych kryzysów. Ivana Djurdjevicia, czyli już trzeciego w tych rozgrywkach trenera może czekać najtrudniejsza ze wszystkich dotychczasowych misji.
Póki co jego próby podboju Ekstraklasy były mocno nieudane. Najpierw przerosło go prowadzenie Lecha Poznań, a następnie miał swój duży udział w bardzo kiepskim sezonie Śląska Wrocław, który gdyby nie Jacek Magiera zakończyłby się w 1. Lidze. Dobrze wiodło mu się jedynie w Chrobrym Głogów. Czy jest to odpowiednia osoba by wcielić się w rolę strażaka? Po pierwszym meczu z Cracovią, w którym Mielczanie prowadzili by później mało nie przegrać trudno wyrokować. Sytuacja Stali pomimo iż nie jest jeszcze dramatyczna powinna budzić niepokój w sercach kibiców. W tym momencie zajmują bowiem ostatnie bezpieczne miejsce mając tyle samo punktów co szesnasta Lechia Gdańsk. W świetnej dyspozycji jest ostatnio uchodzący za pewniaka do degradacji Śląsk, a zespoły takie jak Radomiak, Widzew czy Korona odjechały już na bezpieczną odległość. Wydaje się, że walka o utrzymanie powinna rozegrać się właśnie między wspomnianymi już Śląskiem, Lechią, Zagłębiem, Puszczą i Stalą, która ostatnio spośród tych ekip wygląda najgorzej.
Wiosną Stal wygrała zaledwie jedno spotkanie, 7 lutego z Jagiellonią Białystok, a w dziewięciu kolejkach zgromadziła jedynie pięć punktów (mniej zdobyło tylko Zagłębie). Największym sukcesem 2025 roku wydaje się póki co sprzedaż Ilyi Shkurina, który na tą chwilę wydaje się być ogromnym transferowym niewypałem. W obecnych rozgrywkach nie dawał Mielczanom zbyt wiele, a i tak udało się na nim zarobić spore jak na Stal pieniądze. Następne kolejki będą kluczowe dla przyszłości drużyny. Już za tydzień czeka ją bowiem spotkanie z bezpośrednim rywalem w walce o ligowy byt – Lechią Gdańsk, a dwa tygodnie później z Zagłębiem Lubin. Oprócz tego zmierzą się jeszcze m.in. z Rakowem Częstochowa czy na sam koniec z Legią Warszawa. Regularne punktowanie Stal musi rozpocząć więc jak najszybciej. W kadrze zespołu na próżno szukać gwiazd ligi, zawodników, którzy w pojedynkę mogliby prowadzić zespół. Dlatego tak dużo zależeć będzie od pomysłu na grę trenera Djurdjevicia.
Sam spadek dla Stali nie będzie za pewne końcem świata. Raczej mało kto spodziewał się w 2020 roku, że przygoda z elitą potrwa aż pięć lat. A może jednak znów uda się uciec spod topora i przedłużyć pobyt w Ekstraklasie? Z pewnością żarty się skończyły. Cała przewaga zbudowana jesienią została już utracona, a ligowym bycie zdecydują najbliższe siedem kolejek i to jak na tle bezpośrednich rywali zaprezentuje się Stal.
Dominik Proniewicz