Czy Nagelsmann udźwignie presję?

(211209) -- MUNICH, Dec. 9, 2021 (Xinhua) -- Leroy Sane (3rd R, up) of Bayern Munich celebrates his scoring with teammates during a UEFA Champions League Group E match between Bayern Munich of Germany and FC Barcelona of Spain in Munich, Gremany, on Dec. 8, 2021. Bayern Munich won 3-0. (Photo by Philippe Ruiz/Xinhua)

2021.12.08 Monachium
Pilka nozna Liga Mistrzow
Bayern Monachium - FC Barcelona
Foto Philippe Ruiz/Xinhua/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Sezon dla Bayernu wkracza w decydującą fazę. To idealny moment, aby oddzielić i przeanalizować to, co było do tej pory i przyjrzeć się poczynaniom Bawarczyków w Lidze Mistrzów, która jak co roku jest jedynym wyznacznikiem ich formy na wielu płaszczyznach. Głównym bohaterem jest oczywiście Julian Nagelsmann, dla którego będzie to pierwsza tak wymagająca runda wiosenna w karierze.

Do niedawna wyróżniliśmy aż trzy bastiony w ligach TOP 5. Dominacje PSG, Juventusu i Bayernu w swoich ligach wydawały się niemożliwe do przerwania. W piłce jednak nic nie trwa wiecznie. No może za wyjątkiem właśnie Niemiec. Hegemonię we Francji i we Włoszech przerwały Lille oraz Inter. Z kolei za naszą zachodnią granicą wydaje się, że fundamenty dominacji Bayernu są niezachwiane, a nawet rosną z każdym kolejnym rokiem. Bayern sukcesywnie stawał się przez lata kolejnym naturalnym krokiem dla młodych piłkarzy wyróżniających się w Bundeslidze. W końcu jako jedyna drużyna może zagwarantować albo przynajmniej stwarzać iluzję walki o zwycięstwo w Lidze Mistrzów.

Ponadto transfer do Bayernu jest często miękkim lądowaniem na tle tych ekip z Premier League, co widzimy w ostatnich latach jak na dłoni. Jak zawsze z pewnymi wyjątkami potwierdzającymi regułę (mam tutaj na myśli, chociażby Ibrahimę Konate). Wszystkie powyższe tezy są kluczową składową dla tego, co dla Bawarczyków jest miarą, pewnym wyznacznikiem sukcesu — Liga Mistrzów. Osobiście uważam (i pewnie nie tylko ja) już od kilku lat, że sezon dla Bayernu zaczyna się właśnie wiosną. Mistrzostwo Niemiec i tak jest praktycznie zapewnione.

Borussia znowu odda punkty w bezsensowny i niewytłumaczalny sposób. Lipsk natomiast złapie kryzys (w obu przypadkach do czynienia już z faktem dokonanym). Choć Bayernowi nie zdarzają się one w takiej skali, to drużyna z Bawarii ponosiła już w ostatnich latach serie meczów bez zwycięstw, a także wpadek, które można było skrzętnie wykorzystać. Z dzisiejszej perspektywy widać jak złudne było to założenie. Dlatego wiosna to dobra pora na rozliczenie: trenera, zawodników, pionu dyrektorskiego. To, jaką pracę wykonali, mogliśmy już ocenić po zakończeniu okienka transferowego, pierwszych rozegranych meczach, lecz nie byłoby to w żaden sposób miarodajne. Teraz przychodzi ten moment, w którym jedna, może dwie, a nawet trzy drużyny mogą w fazie play-off powiedzieć: ”sprawdzam”.

Trener za 25 milionów euro

Przyjście Juliana Nagelsmanna do Bayernu owiane było absolutnie pozytywną aurą, choć lekko przyćmioną okolicznościami odejścia Hansiego Flicka. Obawy spowodowane brakiem chemii między ówczesnym szkoleniowcem a dyrektorem sportowym, które doprowadziły do odejścia Flicka, były i są słuszne. Polityka transferowa Bayernu jest polityką skrajności. Mowa tutaj o najmądrzej zarządzanym klubie pod kątem finansowym, który jednocześnie momentami zaniedbuje istotę transferów. Julian ponoć się dogaduje z dyrektorem sportowym, Hasanem Salihamidziciem, więc czy potrzeba jeszcze czegoś do szczęścia oprócz wyników? Raczej nie, ale no właśnie… wyniki.

Przed Bayernem kluczowa część sezonu, gdzie w sumie to nic nie wiadomo. Ultraofensywna taktyka preferowana przez 34-letniego szkoleniowca czasami zawodzi, chociaż lepiej oddałyby to słowa powszechnie uważane za wulgarne. Bayern gra z polotem w ofensywie, zachowując jedynie pozory w obronie. Porażki z Bochum (1:4) i Gladbach (1:2), którym się jeszcze przyjrzymy, to najcięższe przypadki łączone przez jeden wspólny mianownik: fatalna postawa i organizacja gry obronnej.

Czasami jest to spowodowane bardzo wysoko ustawioną linią obrony, czasami jednak katastrofalnymi błędami indywidualnymi niezwiązanymi z przebywaniem niemal na połowie przeciwnika. Co najgorsze nie udało się tej przypadłości zapobiec nawet w Lidze Mistrzów. W pierwszym meczu z Salzburgiem zakończonym wynikiem 1:1 źle funkcjonowała cała drużyna. W drugim, w którym Bayern efektownie zwyciężył 7:1, szwankowała głównie obrona. Szczególnie w pierwszych minutach, kiedy podopieczni Jaissle’a ruszyli na przeciwnika agresywnym pressingiem.

Kolejność wyników nie jest jednak przypadkowa. Oczywiście łatwiejsze do przyjęcia byłoby wpierw pewne zwycięstwo pięcioma bramkami i spacerek w rewanżu zakończony remisem. Niemniej w tym sezonie mamy do czynienia z ciekawą zależnością — po każdej dotkliwej stracie punktów Bayern ”oddaje”. Czasami nie ma ku temu bezpośredniej okazji, jak po blamażu z Gladbach w Pucharze Niemiec, gdzie kulminacja złości oraz innych negatywnych emocji uległa ekspresji w następnych meczach ligowych. W 1/8 Ligi Mistrzów mieliśmy jednak modelowy przykład tego, że Bayernu lepiej nie drażnić. Wspomnianych wstydliwych wyników było niewiele, więc warto pobieżnie rozłożyć je na czynniki pierwsze i przyjrzeć się rezultatom po nich następującym.


1. Eintracht Frankfurt (1:2) – tutaj klasyczny przypadek tego, że możesz się starać, kontrolować przebieg spotkania i zdominować rywala. Jednak to wszystko nadaremno, bo przeciwnik wyprowadza dwa niespodziewane ciosy i jest po meczu.
Wyniki następujące: 5:1, 4:0, 4:0, a zaraz potem…

2.Borussia M’ Gladbach (0:5) – pierwszy mecz, który obnażył wszelkie wady bawarskiej defensywy w pełnej krasie. Pierwszy sygnał ostrzegawczy, dający do zrozumienia, że formacja obronna wymaga korekt.
Wyniki następujące: 5:2, 5:2, 2:1 i znowu…

3. FC Augsburg (1:2) – Eintracht 2.0, nawet wynik się zgadza. Z tą różnicą, że klub Roberta Gumnego wyszedł na szybkie prowadzenie 2:0 i zaparkował skuteczny „autobus”, który, choć nie powstrzymał Roberta Lewandowskiego przed zdobyciem jednej bramki, to powstrzymał resztę zespołu. Tutaj Bayern wpadł w mały „kryzys”, jeśli kryzysem można nazwać niskie zwycięstwa ze słabymi drużynami, za trzecim razem zwieńczone wyszarpaniem 3 punktów w Der Klassiker. 

4. Borussia M’ Gladbach (1:2) – 14 absencji (!), Marcel Sabitzer na lewym wahadle, Joshua Kimmich na prawym, Jamal Musiala na szóstce. Na ławce rezerwy. Zapomnijmy o tym meczu. 

Wyniki następujące: 4:0, 4:1, 3:2 (z Lipskiem) i płynnie przechodzimy do kolejnej porażki.

5. VFL Bochum (2:4) oraz zaraz po nim RB Salzburg (1:1) – strata gola z Salzburgiem to oczywisty błąd w grze obronnej. Mecz z Bochum był z kolei meczem z kategorii „to był ich dzień”. Po prostu. Piękne bramki, w niektórych momentach zwieńczone cudownymi dryblingami i założonymi „siatkami”. Bochum tego dnia wyglądało jak drużyna z absolutnego topu, która podjęła zagubionego beniaminka. Jedyny pozytyw tego meczu (przynajmniej dla Polaków): dublet Roberta.

Wyniki następujące: 4:1, 1:0, 1:1 i potężne 7:1 z Salzburgiem rozwiewające wszelkie wątpliwości dotyczące tego, czy RBS napisze kolejną romantyczną historię w europejskich pucharach oraz, czy Bayern udźwignie mecz z tak zmotywowaną ekipą.

Ta broń Bayernu wygląda imponująco, ale nie znalazła jeszcze przełożenia na silniejszych rywali, bo po prostu nie było ku temu okazji. Losowanie par ćwierćfinałowych LM odbędzie się już w najbliższy piątek.

Skład personalny

Nie jest nowością, że Bayern zapętla się w pewnym cyklu, który od odejścia Juppa Heynckesa (tego po sezonie 12/13 rzecz jasna) brutalnie zostaje poddany weryfikacji. Cykl życia Bayernu Monachium można wypunktować mniej więcej tak:

1. Po nieudanym sezonie wyciągasz wnioski, że działasz zbyt skromnie na rynku transferowym.

2. Skąpisz na transferach. Braki kadrowe uzupełniasz zawodnikami z maszyny losującej (niezbyt darzony sympatią pod kątem umiejętności Bouna Sarr, na drugim biegunie natomiast wypożyczeni w sierpniu 2019 Ivan Perisić czy Philippe Coutinho).

3. Przychodzi nowy rok i stare problemy, czyli zdziesiątkowana kontuzjami kadra.

4. Jesteś na tyle poważną drużyną, że dotarcie np. do półfinału nie jest problemem, ale rywalizacja z najlepszymi na świecie już tak.

5. Powrót do punktu pierwszego.

Jest to więc niemałe utrudnienie. Gdyby jeszcze owe transfery za grosze były strzałem w dziesiątkę… Jednak do tego potrzebny jest trener z większą władzą, bo on najlepiej rozumie potrzeby zespołu. Hansi Flick chciał Timo Wernera, a dostał Leroya Sane. Ile transfer przywołanego już Sarra miał wspólnego z faktycznymi potrzebami zespołu? Prawdopodobnie niewiele. Takich przypadków może być tylko więcej.

Ten stan rzeczy w Bayernie przez najbliższe lata prawdopodobnie się nie zmieni, więc rozliczamy Nagelsmanna z tego, co osiągnie na boisku. Ta weryfikacja zaczyna się teraz i oby trwała jak najdłużej, czyli do końcówki maja. Oczywiste jest, że pierwszy poważny osąd można wydać na koniec sezonu. Ba nawet nie musi on skutkować zwolnieniem. Nagelsmann jest tutaj dopiero pierwszy rok. Jeśli ten sezon ma być zakończony kompromitacją w pucharach i nudzącym fanów mistrzostwem Niemiec, ale jednocześnie zbuduje trenerowi podwaliny pod najbliższe lata, to ja to kupuję. Pozostaje więc tylko czekać…

Szymon Trzciński

POLECANE

tagi