Po poprzednim fatalnym sezonie Legia Warszawa zdołała wrócić na właściwe tory, sięgając po krajowy puchar oraz wicemistrzostwo Polski. Przedstawiciele stołecznego klubu nie zamierzają jednak osiadać na laurach i aby podtrzymać dobrą passę, postanowili wzmocnić swój zespół. Jednym z tych, których po wakacyjnej przerwie na pewno zobaczymy przy Łazienkowskiej będzie Marc Gual. Czy Hiszpan ma realną szansę, by stać się istotnym ogniwem drużyny dowodzonej przez trenera Kostę Runjaicia?
Kataloński matador
Jak dotąd jedynym polskim klubem, w którym występował Marc Gual była Jagiellonia Białystok. Snajper przeniósł się do stolicy Podlasia na zasadzie wypożyczenia z SK Dnipro-1, w barwach którego nie zdążył nawet zadebiutować z powodu inwazji Rosji na Ukrainę. Wcześniej miał okazję występować w takich zespołach jak Girona FC, Real Zaragoza oraz AD Alcoron, a także w rezerwach Realu Madryt, Sevilli oraz Espanyolu. W Segunda Division rozegrał łącznie 145 spotkań, notując przy tym 31 goli oraz 10 asyst (za transfermarkt.pl). Liczby te dawały nadzieję, że wychowanek katalońskiej CF Badalony sprawdzi się również w rozgrywkach PKO BP Ekstraklasy. I rzeczywiście tak się stało.
Już pierwsze mecze w żółto-czerwonych barwach pokazały, że Gual posiada w sobie piłkarską jakość. W rundzie wiosennej sezonu 2021/22 wystąpił łącznie w siedmiu meczach, trafiając do siatki trzykrotnie. Najlepsze miało jednak nadejść dopiero po przerwie wakacyjnej. Wówczas to Hiszpan rozpoczął swój marsz po koronę króla strzelców Ekstraklasy. Ostatecznie zdołał osiągnąć zamierzony cel z dorobkiem 16 goli na koncie. Kroku długo dotrzymywał mu drugi w klasyfikacji rodak i zarazem kolega z drużyny, Jesus Imaz, lecz jego licznik po rozegraniu wszystkich 34 kolejek zatrzymał się na 14 trafieniach.
Pełen profesjonalizm
Dobrą postawą w żółto-czerwonych barwach Hiszpan zwrócił na siebie uwagę sterników Legii, którzy postanowili zakontraktować go na kolejny sezon. Co ciekawe, transfer ten został potwierdzony przez trenera Kostę Runjaicia tuż przed starciem „Wojskowych” z… Jagiellonią, a żeby było jeszcze zabawniej, w meczu tym napastnik zdołał pokonać bramkarza swojej przyszłej drużyny, nie okazując przy tym radości. Sam zainteresowany został zresztą zapytany o zaistniałą sytuację.
– Nie muszę nic mówić, daję z siebie wszystko w Jagiellonii, gram, strzelam gole. Robię to co umiem najlepiej. Po sezonie zmienię klub, ale skupiam się tylko na futbolu – powiedział na konferencji prasowej przed meczem Jagiellonii z Cracovią.
Kibice z Podlasia z pewnością szybko zatęsknią za Marciem Gualem. Stworzył bowiem niezwykle bramkostrzelny duet ze wspomnianym Imazem (łącznie 30 zdobytych goli). Nowy napastnik Legii również będzie dobrze wspominał czas spędzony w Białymstoku.
– Był on bardzo dobry. Trafiłem tutaj w trudnym dla mnie momencie, ale teraz mam naprawdę dobry czas w mojej karierze. Na pewno będę dobrze wspominał ten rok. Oczywiście w futbolu, podobnie jak i w życiu, wszystko kiedyś się kończy. Jestem wdzięczny za wszystko, ale kontynuuję karierę i myślę, że to jest coś normalnego. Na koniec każdemu mogę tylko powiedzieć „dziękuję”. Kiedy przychodziłem tutaj, nie wiedziałem co by się wydarzyło, gdybym trafił do innego klubu. Dzisiaj, z perspektywy czasu wiem, że transfer do Jagiellonii był dobrym krokiem. Na pewno nie jestem sam na boisku, sam nie gram, do tego potrzebuję drużyny. Dziękuję zatem wszystkim za wszystko – podkreślił na wspomnianej konferencji prasowej.
Walka o skład
W tym miejscu warto postawić pytanie, czy Gual będzie w stanie podtrzymać wysoką formę w nowych barwach. Wiele w tej kwestii zależy od trenera Kosty Runjaicia. Patrząc przez pryzmat zakończonego sezonu można bowiem dojść do wniosku, że niemiecki szkoleniowiec nie chciał za wszelką cenę opierać gry swojej drużyny na potencjale napastników. Najskuteczniejsi z nich w osobach Tomasa Pekharta, Ernesta Muciego oraz Macieja Rosołka finiszowali mając na koncie po 5 bramek. Więcej zdobyli pomocnicy i wahadłowi: Josue (12), Paweł Wszołek (7) oraz Filip Mladenović (6). Nie oznacza to rzecz jasna, że podobny scenariusz musi ziścić się w przypadku Hiszpana. Jeśli będzie dobrze ustawiał się w polu karnym, a przy tym dołoży coś od siebie, koledzy prędzej czy później odnajdą go dokładnymi podaniami, które umożliwią mu regularne wpisywanie się na listę strzelców.
Warto też zaznaczyć, że legioniści bardzo wierzą w swojego nowego zawodnika. Świadczą o tym chociażby słowa dyrektora sportowego stołecznego klubu, Jacka Zielińskiego.
– Transfer jednego z najlepszych zawodników Ekstraklasy do Legii to duże wydarzenie na rynku, do którego zgodnie z planem przygotowaliśmy się odpowiednio wcześnie. Prace nad kadrą na przyszły sezon trwają od wielu miesięcy. Cieszy mnie również fakt, że Marc był przekonany do tej decyzji i bardzo mu zależało, żeby dołączyć do Legii, a my stworzymy mu odpowiednie możliwości do rozwoju. To wszechstronny zawodnik, który ma łatwość dochodzenia do sytuacji i potrafi je zamieniać na bramki. Dodatkowo kreuje szanse dla innych oraz dobrze czuje się w grze kombinacyjnej. Te zalety predysponują go do naszego stylu gry. Mam nadzieję, że Mark będzie dużym wzmocnieniem drużyny i wzbogaci nasze opcje gry ofensywnej – stwierdził.
Z drugiej jednak strony 27-latek będzie musiał udowodnić swoją wartość na tle innych napastników, a tych w Legii nie brakuje. Wspomniany wcześniej Maciej Rosołek postanowił nawet odnieść się do omawianego w niniejszym artykule transferu na łamach tygodnika „Piłka Nożna”.
– Nie boję się rywalizacji, ponieważ od samego początku, kiedy jestem w pierwszej drużynie, muszę walczyć o swoją pozycję. Nic się nie zmieni pod tym kątem – zaznaczył w rozmowie z Pawłem Gołaszewskim. Zapowiada się zatem zacięta walka o wyjściową jedenastkę warszawskiej Legii, zakładając oczywiście, że wszyscy wymienieni pozostaną w klubie na kolejny sezon.
Cytując klasyka, w życiu można być pewnym tylko śmierci oraz podatków. W kategorii tej nie mieści się zatem wysoka forma Marca Guala po przerwie wakacyjnej. Wiele jednak wskazuje na to, że hiszpański goleador rzeczywiście stanie się istotnym ogniwem Legii, a jej kibicom da wiele powodów do radości zarówno w rozgrywkach krajowych, jak i na arenie międzynarodowej.
Jordan Tomczyk