Przedwczesne prima aprilis w Pradze. Polacy się skompromitowali

2023.03.24 Praga
Pilka nozna 
Kwalifikacje UEFA EURO 2024
Czechy - Polska
N/z trener, head coach, Fernando Santos
Foto Pawel Andrachiewicz / PressFocus

2023.03.24 Praga
Football 
UEFA EURO 2024 European Qualifiers
Czech Republic - Poland
trener, head coach, Fernando Santos
Credit: Pawel Andrachiewicz / PressFocus

Trudno cokolwiek napisać o porażce Polaków z Czechami bez użycia wulgaryzmów. Nasi piłkarze zagrali nie tylko poniżej oczekiwań, ale także poniżej jakiejkolwiek krytyki. Szczerze mówiąc, gdyby wystawić ten chaos na boisku jako sztukę w teatrze, to wielce prawdopodobne, że mielibyśmy do czynienia z nagradzanym dramatem. Bo trzeba jasno powiedzieć – to był istny dramat i nieudany żart. Fernando Santos podtrzymał starą tradycję i nie zaliczył udanego debiutu w roli selekcjonera polskiej kadry, ale nie można obarczać go winą. Ta spoczywa tylko i wyłącznie na barkach zawodników.

Choć wiedzieliśmy i zdawaliśmy sobie sprawę z obecnej sytuacji wewnątrz naszej piłkarskiej reprezentacji, to jednak serce podpowiadało nam, żeby w nią uwierzyć. Nowy selekcjoner, nowe zasady, nowe porządki – to wszystko miało być tylko przedsmakiem zupełnie nowego rozdziału polskiej drużyny narodowej. Zwycięstwo bądź remis na trudnym terenie z Czechami to byłby dobry start w eliminacjach, a bacząc na to czego faktycznie uświadczyliśmy, to można rzec, że nawet wymarzony. Wszystko runęło w nieco ponad półtora godziny. Ta przegrana to wypadkowa ostatnich potknięć. Pod względem wizerunkowym w reprezentacji tak źle nie było od dawna, a problem wydaje się być więcej, niż poważny.

Zamieszanie nie zwiastowało niczego dobrego

Kilka dni temu światło dzienne ujrzał dobitny wywiad, którego udzielił Łukasz Skorupski. Bramkarz włoskiej Bolognii oprócz tego, że opowiedział nieco o swojej przeszłości, to uchylił rąbka tajemnicy w kontekście premii obiecanej piłkarzom i sztabowi reprezentacji po katarskich Mistrzostwach Świata. Jak przyznał, w pewnym momencie napięcie w drużynie urosło do takiego stopnia, że poszczególni zawodnicy w ogóle się do siebie nie odzywali. Już pomijając kuriozum tej sytuacji i to, że do wszystkiego doszło podczas najważniejszego turnieju piłkarskiego rozgrywanego raz na cztery lata – spowiedź Skorupskiego wywołała ogromne zamieszanie w mediach. Na wierzch ponownie wypłynął brud, który w ostatnich miesiącach toczył zarazę wokół kadry. Do sytuacji odniósł się kapitan Robert Lewandowski, który skomentował, że piłkarze wyjaśnili między sobą tę sprawę, przepraszają, zamykają temat i że wspomniana premia nigdy ich nie podzieliła.

Tutaj przeczytasz część wywiadu Łukasza Olkowicza z Łukaszem Skorupskim na łamach Przeglądu Sportowego

Szkoleniowiec Fernando Santos dobrze wiedział, że musi być teraz ostrożny we wszelkich kontaktach z mediami. To samo miało się tyczyć piłkarzy, więc na pierwszą konferencję prasową przed meczem z Czechami wysłał debiutanta Bena Ledermana. Zabieg jak najbardziej zrozumiały, bo selekcjonerowi przede wszystkim zależało, żeby zawodnicy byli w pełni skupieni na piątkowym starciu z południowymi sąsiadami. Z drugiej strony, jak mieli być skupieni, podczas gdy w prasie, internecie czy gdziekolwiek indziej wciąż grzmią o premiach? To jednak żadne usprawiedliwienie. Od profesjonalistów wymagamy profesjonalnego podejścia do sytuacji, czego zdecydowanie w ostatnim czasie zabrakło. Oni sami sobie wykopali dołek, w który wpadli.

Kwestia powołań także była sporna. Jedni się radowali, że w końcu ktoś zdecydował się na dość drastyczne zmiany i odsunął od kadry Grzegorza Krychowiaka oraz Kamila Glika. Wśród powołanych pojawili się za to piłkarze pokroju Karbownika, Kozłowskiego (ten ostatecznie wypadł przez kontuzję) czy wspomnianego wcześniej Ledermana – powiew świeżej krwi, którego zdaniem wielu brakowało. Szala była jednak wyważona, bo miejsca w zespole zabrakło chociażby dla Dawida Kownackiego. Przegrał rywalizację z Krzysztofem Piątkiem, który od listopada nie trafił do siatki. Przyjmijmy jednak, że w kadrze zazwyczaj był przydatny, więc można to w jakiś sposób wytłumaczyć. Tak czy owak, przez całokształt i patrząc obiektywnie – mecz z Czechami, ponadto na wyjeździe, zapowiadał się jako ten z serii wymagających.

Sprawdził się czarny scenariusz

Wszyscy jednak liczyliśmy, że w Pradze reprezentanci pokażą przysłowiowe jaja. Nadeszła chwila, gdy zrewolucjonizowana maszyna Santosa pojawiła się na murawie. Po trzech minutach nie było wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Dwa szybkie ciosy Czechów i nokaut, leżeliśmy na deskach. W 27. sekundzie spotkania po mocnym wrzucie z autu do siatki głową trafił Ladislav Krejci. Zaledwie dwie minuty później gola strzelił Tomas Cvancara. Zawodnicy Sparty Praga sprawili, że stadion oszalał z radości. My mogliśmy tylko złapać się za głowy. Właściwie nie wiadomo, czy był to brak koncentracji, a może błędy w defensywie – powiedziałbym, że połączenie obydwu tych czynników. Krejciego nikt nie pokrył, a Cvancara wbiegł przed Kiwiora i bezlitośnie wykorzystał wolną przestrzeń. Jak przyznał po meczu Jan Bednarek, do takiego czegoś w ogóle nie powinno dojść. No, ale jednak doszło. Bardzo wstydliwy początek mizernego meczu.

Potem wcale nie było lepiej. Już w 9. minucie boisko musiał opuścić Matty Cash, w jego miejsce wbiegł zaś Robert Gumny. Od samego początku mecz ułożył się pod dyktando naszych rywali. Bezradność naszych piłkarzy była widoczna gołym okiem. Właściwie nie grało wszystko – popełnialiśmy błędy w defensywie, głupio traciliśmy piłkę i w zaparte brnęliśmy w słynne „lagi na Roberta”. Stres, bojaźliwość i brak przekonania, tak w skrócie można określić styl gry polskiej drużyny w pierwszej połowie. Ogólnie wyglądało to jak starcie juniorów z seniorami. Jak jeden z Polaków znalazł się przy piłce, to w chwilę dwóch czy trzech Czechów zakładało na niego pressing. To oczywiście wiązało się z szybkimi stratami na naszą niekorzyść. W akcjach Biało-Czerwonych brakowało jakichkolwiek automatyzmów i wypracowanych schematów, gra się naszym zawodnikom nie kleiła. Wyglądało to mniej więcej tak, jakby pierwszy raz ze sobą wybiegli na boisko. Co gorsza, jakby byli z łapanki. Nadmierne kalkulacje i próby wymienienia kilku podań kończyły się posłaniem długiej piłki pod nogi przeciwnika. Tego naprawdę nie dało się oglądać.

Czesi grali bardzo agresywnie. Zarówno w pierwszej jak i drugiej połowie starali się za wszelką cenę ubiec któregokolwiek z Polaków przed przyjęciem przez niego futbolówki. W drugiej części spotkania nieco się otworzyliśmy i zaczęliśmy wymieniać coraz więcej podań. Posiadanie piłki było po naszej stronie, ale absolutnie nic z tego nie wynikało. Gospodarze grali bardzo mądrze – po wyklarowaniu sobie satysfakcjonującego wyniku cofnęli się do obrony i spoglądali na nasze klepanie. Jako że całym zespołem przesunęliśmy się do przodu, to otworzyliśmy się na potencjalne kontry. Trochę nas nimi postraszyli, aż w 63. minucie dopięli swego i strzelili trzeciego gola. Szczęsny wyciągał piłkę z siatki po strzale Jana Kuchty (który na marginesie również jest zawodnikiem Sparty Praga), a gol był poprzedzony zwięzłą i skuteczną w rezultacie akcją. Pod sam koniec Damianowi Szymańskiemu udało się ustrzelić honorową bramkę po rzucie rożnym, ale ze względu na przebieg gry nie miała ona żadnego znaczenia. Zostaliśmy zmiażdżeni.

Niepewność przed starciem z Albanią

W poniedziałek zagramy z Albańczykami. Będziemy w tym meczu gospodarzami i faworytami. To spotkanie po prostu trzeba wygrać i nie możemy brać innej opcji pod uwagę. Miejmy nadzieję, że to co wydarzyło się na Fortuna Arenie to był tylko taki nieśmieszny żart. Jest z czego wyciągać wnioski, jest nad czym pracować, jest dużo kwestii, nad którymi warto się zastanowić. O awans na Mistrzostwa Europy byłbym spokojny, bo jednak grupę mamy względnie łatwą, a wymagania co do awansu nie są jakieś wygórowane, ale nie oszukujmy się – to powinna być ostatnia taka wpadka naszej reprezentacji w najbliższym czasie. Teraz nastał moment, by w końcu odbić się od tego grząskiego dna. Problemy ciągną się za naszą kadrą już zdecydowanie za długo i jeżeli tak dalej pójdzie, to krucho widzę najbliższą przyszłość tej drużyny. Niech to będzie ostatnia, najbardziej dotkliwa lekcja, po której wszystko będzie dążyć w odpowiednim kierunku.

Najbardziej w tej całej sytuacji szkoda selekcjonera Fernando Santosa, który był postawą swoich podopiecznych wyraźnie przejęty i sfrustrowany. Jest takie brzydkie powiedzenie, ale użyję bardziej adekwatnego – z piasku bicza nie ukręcisz. Prawda jest taka, że nasi piłkarze w znacznej większości albo borykają się z problemami dotyczącymi niestabilnej formy, albo po prostu w swoich klubach nie grają lub robią to nieregularnie, a potem przekłada się to na wzajemne niezrozumienie na placu gry. Trudno kogokolwiek po tym spotkaniu pochwalić. Cała drużyna zagrała wybitnie źle i jest to mecz do zapomnienia. Jako kolektyw nie dojechaliśmy na to spotkanie. Nasz zespół bardziej przypominał zlepek losowych, niezgranych i zagubionych piłkarzy. Wylałem swoje wszystkie żale, porażka z Czechami mnie przerosła. Myślę, że większość kibiców również. Trzeba wierzyć, że w Warszawie zobaczymy zupełnie inną reprezentację. Zrodziła się niepewność, ale należy teraz pokazać charakter i wywalczyć trzy punkty.

Mikołaj Grabowski

POLECANE

tagi