Jagiellonia Białystok już od kilku lat przekonuje się, jak ulotne potrafią być chwile ekstraklasowej chwały. Z drużyny, która w latach 2014-2018 uchodziła za jedną z najsilniejszych w Polsce, nie zostało praktycznie nic. Obecnie Jaga próbuje wszelkimi środkami wrócić do czasów świetności. Zmiany takie, jak zatrudnienie Iwajło Petewa, Bogdana Zająca czy Piotra Nowaka nie zdały jednak egzaminu. Zespół, który po tych trenerach odziedziczył Maciej Stolarczyk jest zaskakująco przeciętny, by nie powiedzieć – nijaki. Jak wygląda początek sezonu Jagi pod wodzą byłego selekcjonera młodzieżówki?
Spójrzmy w pierwszej kolejności na wyniki. Na inaugurację sezonu drużyna z Białegostoku pokonała na własnym stadionie Piasta Gliwice, który ma tendencję do wolnego rozkręcania się. Potem przyszła zasłużona porażka z Widzewem Łódź u siebie, a także nieco bardziej pechowa przegrana z Pogonią Szczecin po golu Pontusa Almqvista. W czwartej kolejce Duma Podlasia musiała uznać wyższość Radomiaka Radom – za co może podziękować duetowi Trubeha – Skrzypczak. Z kolei spotkanie przeciwko Rakowowi Częstochowa zakończyło się wynikiem 2:2, choć gra Jagiellonii zwłaszcza w pierwszej połowie wyglądała kiepsko.
Podsumowując – 5 meczy, 4 punkty. Żeby znaleźć podobnie słaby początek sezonu w wykonaniu Jagiellonii, należy cofnąć się do sezonu 2008/09. Co ciekawe, było to pierwsze podejście Michała Probierza do pracy na Podlasiu.
Czym to jest spowodowane?
Plaga kontuzji
Jagiellonię zdziesiątkowaną po obozie przygotowawczym należałoby stawiać obok takich pewników, jak śmierć i podatki. Latem w Opalenicy urazy dotknęły Juana Camarę, Kacpra Tabisia, Tarasa Romanczuka i Miłosza Matysika (w mniejszym stopniu także Bojana Nasticia, Fedora Cernycha i Pawła Olszewskiego). Szczyt pecha Jaga osiągnęła w meczu z Pogonią, w którym kontuzji nabawiło się dwóch podstawowych stoperów – Michał Pazdan i Israel Puerto. Dużo tego, jak na miesiąc z kawałkiem, a nie zapominajmy o tym, że jest jeszcze Ivan Runje, który od dłuższego czasu toczy nierówną walkę ze swoim organizmem.
Ciężko powiedzieć, co takiego sprawia, że Jaga momentami bardziej przypomina szpital niż klub piłkarski. Być może jest to kwestia bardziej intensywnych treningów. Owszem, Maciej Stolarczyk niewiele ma wspólnego chociażby ze Stanisławem Czerczesowem, ale wydaje się, że swoją pracę traktuje bardziej poważnie od poprzednika. O tym, jak mało uwagi poświęcał piłkarzom Jagiellonii Piotr Nowak krążą różne historie. Niektórzy twierdzą wręcz, że byłego reprezentanta Polski bardziej interesował kurs bitcoina.
Niemniej jednak, trzeba trochę współczuć Stolarczykowi – ciężko jest zbudować coś ciekawego, jeśli co chwila wypadają kolejne elementy układanki.
Polityka transferowa
Pion sportowy Jagi – na czele z dyrektorem sportowym Łukaszem Masłowskim – latem wykonał dobrą robotę. Postanowiono pożegnać się z takimi piłkarzami, jak Michał Nalepa, Błażej Augustyn, Filip Piszczek czy Michał Żyro. Żaden z czwórki nie może zaliczyć epizodu w Jagiellonii do udanych.
Problem w tym, że drużyna nie została jakoś znacznie wzmocniona. Do pierwszej drużyny przyszło zaledwie trzech zawodników – Portugalczyk Nene z Santa Clary, Mateusz Skrzypczak z Lecha Poznań i Wojciech Łaski z GKS-u Jastrzębie. Nie są to raczej nazwiska, które powalają na kolana.
Nawet jak na standardy ekstraklasowe Jaga często nie ma kim straszyć z ławki. Kadra Jagiellonii jest tak wąska, że wystarczy, aby kilku zawodników wypadło przez kontuzje, a już większość rezerwowych stanowią młodzieżowcy bądź ludzie niesprawdzeni w Ekstraklasie. Tak było chociażby w meczu z Radomiakiem, gdzie trener Stolarczyk chcąc przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść z konieczności wpuścił na boisko Wojciecha Łaskiego i Bartosza Bidę.
Wpływ Macieja Stolarczyka
Maciej Stolarczyk poprowadził jako trener nieco ponad 50 meczy w Ekstraklasie. Mimo tego, że ma za sobą tylko jeden pełny sezon w roli szkoleniowca, już można podjąć próbę określenia wizji gry 50-latka, a także charakterystycznych cech prowadzonych przez niego drużyn.
Można z całą pewnością stwierdzić, że Stolarczyk chce, aby jego piłkarze grali ofensywnie. Nacisk, jaki kładzie na ten element gry zdecydowanie odróżnia go od niektórych przedstawicieli tzw. „polskiej myśli szkoleniowej”. Jego treningi opierają się przede wszystkim na grze piłką. Piłkarze takie podejście wręcz kochają. W Wisły Kraków współpracę z nim szczególnie cenił sobie Jesus Imaz, z którego Maciej Stolarczyk zrobił jednego z najlepszych napastników w Ekstraklasie. Zresztą, do swojej wizji gry zdołał on przekonać także prowadzoną przez niego kadrę U-21. W 13 meczach jego kadencji młodzieżówce tylko raz nie udało się strzelić gola rywalom.
Żeby nie było jednak tak różowo, należy wspomnieć też o największym mankamencie drużyn Stolarczyka. Mowa mianowicie o grze obronnej.
W 57 meczach Ekstraklasy, jakie prowadził z ławki trenerskiej, jego drużyny straciły aż 96 bramek. Daje to średnią 1,68 straconych bramek na mecz. Szczególnie warty uwagi jest sezon 2018/19, w którym Stolarczyk był trenerem Wisły Kraków. Mimo tego, że Wisła ostatecznie zapewniła sobie dość komfortowe utrzymanie, straciła aż 63 bramki w 37 meczach. Gorszy wynik zanotowała jedynie Miedź Legnica (65 bramek) i Zagłębie Sosnowiec (80 bramek).
Od kadencji Stolarczyka w Krakowie minęło kilka lat, lecz problemy jego zespołów wciąż są takie same. Jeśli chodzi o Jagiellonię, trudno go winić za kontuzje Pazdana czy Puerto. Można natomiast zarzucić mu, że swoimi decyzjami personalnymi wcale nie pomaga Dumie Podlasia w trudnej sytuacji. Jego pomysłem było załatanie dziury na środku obrony Bojanem Nasticiem, a więc piłkarzem, który całe życie gra na boku. Jego dwa występy na tej pozycji w sezonie 2022/23 najlepiej podsumowuje to, co zrobił w meczu z Rakowem Częstochowa.
Stolarczyk jest też kolejnym szkoleniowcem, który z uporem maniaka trzyma na wahadle Tomasa Prikryla, choć widać, że nie jest to pozycja dla niego. Nie ma wystarczającej dynamiki do tego, by robić różnicę z przodu, a z kolei w tyłach notorycznie popełnia błędy takie, jak ten:
Do dziwnych pomysłów należy również zaliczyć stawianie na takich napastników, jak Fedor Cernych i Andrzej Trubeha. Jeden po powrocie z ligi rosyjskiej wygląda jak cień samego siebie, a drugi znacznie lepiej – zwłaszcza jeśli chodzi o umiejętności techniczne – odnalazłby się w III lidze, skąd zresztą wzięła go Jagiellonia.
Jak na pięć pierwszych kolejek dużo jest tego mieszania w składzie, kombinowania z personaliami i wystawiania zawodników na nowych pozycjach. Roszady dotknęły w tym sezonie już wszystkich formacji, a mamy dopiero sierpień. Może się okazać, że potrzebna jest jednak jeszcze jedna zmiana – zmiana ustawienia. To, czy do niej dojdzie zależy już tylko od trenera Stolarczyka.
Na co właściwie stać tę drużynę?
Trzeba być wobec Jagiellonii szczerym – to raczej nie będzie ten sezon, w którym białostoczanie przypomną o sobie piłkarskiej Polsce. Nawet ze zdrowym Tarasem Romańczukiem, Jesusem Imazem czy Michałem Pazdanem może być ciężko o puchary. Ciężko wyrokować po pięciu kolejkach, ale Jagiellonię w tym sezonie czeka raczej to samo, co w poprzednich latach – żywot średniaka. To nie jest jednak sytuacja, z której nie ma wyjścia. Kibice Jagiellonii powinni więc uzbroić się w cierpliwość i dać Stolarczykowi pracować – zwłaszcza, że dawno nie było w Białymstoku trenera, którego wybór można było jakoś logicznie argumentować.
Można powiedzieć, że w stolicy województwa podlaskiego wszyscy uczą się na żywym organizmie. Maciej Stolarczyk jest tak naprawdę nowicjuszem, jeśli chodzi o fach szkoleniowca – zwłaszcza, jeśli spojrzymy na długość jego łącznego stażu na ławce seniorskich drużyn na tle innych ekstraklasowych trenerów. W pewnym sensie uczy się również dyrektor sportowy Łukasz Masłowski i prezes Jagiellonii Białystok Wojciech Pertkiewicz. Obaj panowie mają doświadczenie na swoich stanowiskach, lecz za wyniki Jagi odpowiadają od niedawna.
Patrząc na początek sezonu Jagi z tej właśnie perspektywy, łatwiej jest wyjaśnić sobie pewne dotychczasowe niedociągnięcia. No, chyba że białostoczanie w przyszłości będą się uczyć tak, jak przeciętny uczeń przed próbną maturą – wtedy znów trzeba będzie bić na alarm.