Bratobójcza rywalizacja w Ekstraklasie. Wyścig o koronę „polskiego” króla strzelców nabiera tempa

Czubak

Na przestrzeni ostatnich kilku lat koronę króla strzelców PKO BP Ekstraklasy przywdziewali zawodnicy urodzeni poza naszą ojczyzną. Po czternastu kolejkach obecnego sezonu pojawiła się w końcu szansa na zmianę takiego stanu rzeczy. Wystarczy rzucić okiem na aktualną sytuację w klasyfikacji najskuteczniejszych napastników biegających po polskich boiskach.

Szansa na przełamanie

Ostatnim „polskim” królem strzelców Ekstraklasy był Marcin Robak, który w sezonie 2016/17 zanotował 18 trafień i wraz z Marco Paixao sięgnął po palmę pierwszeństwa. Od tamtego momentu najskuteczniejszym napastnikiem najwyższego szczebla rozgrywkowego w naszym kraju zawsze zostawał obcokrajowiec. Niektórzy finiszowali z dość skromnym dorobkiem bramkowym (Marc Gual – 16, Erik Exposito – 19), lecz jedna rzecz pozostawała niezmienna. Żaden z „Biało-czerwonych” nie zdołał ostatecznie dotrzymać kroku piłkarzom urodzonym poza naszą ojczyzną.

Wreszcie pojawiło się jednak przysłowiowe światełko w tunelu. Po 14 kolejce bieżącego sezonu, wśród siedemnastu najskuteczniejszych strzelców widnieją nazwiska aż sześciu Polaków. Ich strata do przewodzącego stawce Jesusa Imaza (8 trafień) jest w zasadzie minimalna i jak najbardziej do odrobienia na dalszym etapie rozgrywek. Przyjrzyjmy się zatem sylwetkom trzech spośród nich.

Udany powrót do Polski

Karol Czubak wypracował sobie markę na boiskach Betclic 1. Ligi w barwach Arki Gdynia. W sezonie 2022/23 został nawet królem strzelców tych rozgrywek z 21 golami na koncie. W trakcie rundy jesiennej minionej kampanii trafiał do siatki rywali aż 14-krotnie i kiedy wydawało się, że za kilka miesięcy wraz z kolegami będzie mógł fetować upragniony awans do Ekstraklasy, nieoczekiwanie postanowił zmienić otoczenie. Klubowi decydenci odradzali mu taki krok, lecz zawodnik uparł się i zimą przeniósł się do belgijskiego KV Kortrijk.

Transfer ten okazał się jednym wielkim niewypałem. 25-latek pojawiał się na boisku zaledwie ośmiokrotnie (łącznie 74 minuty), a wszystko, na co było go stać, to jedna asysta. Latem zapragnął wrócić do Polski, a jego wybór padł na ekstraklasowy Motor Lublin. W nowych barwach potrzebował trochę czasu, aby nabrać wiatru w żagle, lecz kiedy mu się to już udało, uzbierał łącznie 7 bramek w 11 meczach, dorzucając do tego dwa kluczowe podania. Stał się tym samym godnym następcą Samuela Mraza i jeśli podtrzyma znakomitą dyspozycję z ostatnich kilku tygodni, ma szansę przegonić wspomnianego Imaza, a następnie rozpocząć samotny marsz po koronę króla strzelców.

Ikona nie zawodzi

Łukasz Sekulski bezsprzecznie zasługuje na miano żywej legendy Wisły Płock. W trakcie swojej wieloletniej kariery reprezentował co prawda barwy innych klubów, takich jak Jagiellonia Białystok, Korona Kielce czy Piast Gliwice, lecz koniec końców zawsze wracał w rodzinne strony. Po sezonie 2022/23 zakończonym nieoczekiwanym spadkiem „Nafciarzy” z Ekstraklasy, postanowił zostać, by pomóc drużynie w szybkim powrocie na najwyższy szczebel rozgrywkowy. Udało się to w trakcie minionej kampanii, a 35-latek miał w tym swój niebagatelny udział, finiszując z bilansem 12 zdobytych bramek oraz 3 asyst.

Latem niektórzy zastanawiali się, czy tak wiekowy napastnik sprawdzi się również na poziomie Ekstraklasy. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Po 11 rozegranych meczach popularny „Sekul” ma już na swoim koncie 6 bramek oraz jedno kluczowe podanie i tym samym wysyła jasny sygnał, że wciąż znajduje się w optymalnej dyspozycji. Ktoś powie, że połowę z tych trafień zanotował dzięki rzutom karnym. Zgoda, lecz „jedenastkę” również trzeba umieć zamienić na gola, dźwigając przy tym spory ciężar odpowiedzialności za końcowy wynik drużyny. A najlepszą puentę stanowi fakt, napastnik w dniu swoich 35. urodzin parafował z „Nafciarzami” nowy kontrakt, co dobitnie świadczy o tym, że w Płocku wciąż wszyscy na niego liczą.

Po transferze bez zmian

W trakcie ubiegłego sezonu Sebastian Bergier był dla trenera Rafała Góraka wręcz nieocenionym zawodnikiem. W barwach GKS-u Katowice zanotował łącznie 9 trafień i pod tym względem był drugim najskuteczniejszym polskim strzelcem w Ekstraklasie. Nie dziwi więc fakt, że latem zgłosił się po niego Widzew Łódź, który postanowił „zaszaleć” na rynku transferowym. „Czerwono-biało-czerwoni” zapłacili za 25-latka grubo ponad pół miliona euro, licząc na to, że ruch ten okaże się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.

Okazało się, że napastnik nie zatracił latem swoich umiejętności strzeleckich. Sześć trafień w 11 spotkaniach mówi w zasadzie samo za siebie. A dodatkowo warto podkreślić, że sytuacja w Widzewie nie sprzyja pracy w komfortowych warunkach. Łodzianie od początku sezonu zdążyli już dwukrotnie zmienić trenera, a ich wyniki póki co wciąż pozostają poniżej oczekiwań. Mimo to Bergier „nie pęka” i udowadnia, że mimo trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się zespół, on wciąż potrafi stanąć na wysokości zadania.

Inni też gonią

Poza wymienioną trójką, na pochwałę zasługują także zawodnicy, którzy mają już na swoim koncie po 5 trafień. Kamil Grosicki wciąż jest niczym wino – im starszy, tym lepszy. A dodatkowo został ostatnio przekwalifikowany na pozycję napastnika, co również powinno działać na jego korzyść w kontekście walki o koronę króla strzelców. Dawid Błanik po odejściu Mariusza Fornalczyka do Widzewa z marszu wszedł w jego buty i obok Wiktora Długosza jest niewątpliwie kluczową postacią Korony Kielce. Gorzej, że obaj zmagają się na ten moment z problemami zdrowotnymi. Z kolei Jan Grzesik miał rewelacyjne wejście w sezon, natomiast biorąc pod uwagę jego pozycję na boisku (prawy obrońca), trudno oczekiwać, by liczył się w walce o palmę pierwszeństwa.

Laura Anna Tomczyk