Przełom lutego i marca to czas, w którym drużyny okupujące ostatnie miejsca w tabeli wrzucają drugi bieg i zaczynają zbierać punkty niezbędne do utrzymania. Ziarenka w klepsydrze nie przestają spadać, a presja robi się coraz większa. Przyjrzyjmy się zatem, jak wygląda sytuacja w poszczególnych ligach z TOP5, a także do czego zdolni byli najwytrwalsi w walce o utrzymanie w ostatnich latach.
Premier League
Tutaj realnie zagrożonych spadkiem jest aż sześć ekip. Siódme Newcastle jeszcze do niedawna szorowało po dnie tabeli z jedenastoma punktami na koncie po zakończeniu rundy jesiennej. Sroki wzmocnione imponującymi zimowymi nabytkami obecnie mają ich aż 25, a w tym roku jeszcze nie przegrały. Gdyby liga zaczynała się w 2022 roku, Newcastle byłoby wiceliderem. Z powyższych powodów nie martwimy się więc o ich byt w lidze, a żarty zestawiające ze sobą pobyt w Championship przy jednoczesnym byciu podłączonym do kroplówki finansowej prosto z Arabii Saudyjskiej przestały mieć sens.
W najtrudniejszej sytuacji znajdują się oczywiście Norwich i Watford. Kanarkom jest już chyba na dobre wpisany spadek z Premier League w sezonie poprzedzającym awans do niej. Watford z kolei nie ma nic do zaoferowania oprócz fenomenu w postaci Emmanuela Dennisa. Pozostaje więc trzecie, ostatnie miejsce, które najpewniej zajmie któraś z tych drużyn: Burnley, Everton, Leeds, Brentford. Każda z nich ma zbliżony pod względem trudności terminarz. Żadna nie przekonuje swoją grą. W ostatnim czasie najlepiej punktuje zespół Seana Dyche’a.
Newcastle are now unbeaten across their last seven Premier League games.
— Squawka Football (@Squawka) February 26, 2022
🤝 vs Man Utd
🤝 vs Watford
✅ vs Leeds
✅ vs Everton
✅ vs Aston Villa
🤝 vs West Ham
✅ vs Brentford
Their longest unbeaten run since the 2016/17 season. pic.twitter.com/JRx53IV6G8
Wzór do naśladowania: Swansea z sezonu 16/17.
Po 19 kolejkach Swansea miała na koncie 12 punktów i zamykała tabelę ligową. 4 stycznia do klubu przyszedł Paul Clement. Wiosną Łabędzie zdobyły 29 ”oczek” i zapewniły sobie piętnaste miejsce. Ogromne znaczenie w walce o utrzymanie miała dyspozycja Łukasza Fabiańskiego. Objawieniem rundy wiosennej okazał się jednak Gylfi Sigurdsson, który jako jeden z niewielu wówczas zbliżył się do wykręcenia double-double. Strzelił dziewięć goli i zanotował 13 asyst. Po tak wybitnym sezonie zgłosił się po niego Everton i wyłożył na stół 50 milionów euro, co było ofertą z kategorii ‘’nie do odrzucenia’’.
Ligue 1
W potencjalny spadek zamieszane jest pięć ekip, w tym dwie duże jak na francuską piłkę marki – Bordeaux i St. Etienne. ASSE do niedawna regularnie okupowało ostatnie miejsce, ale ostatnio punktuje całkiem przyzwoicie i powinno dać radę utrzymać się w Ligue 1. W kompletnym marazmie pogrążone jest z kolei Bordeaux, które utrzymuje stałą ‘’formę’’ przez cały czas. Do walki o utrzymanie niespodziewanie włączyło się Lorient. Wydawało się, że Morszczuki zadowoloną się środkiem tabeli, a zryw z poprzedniej wiosny nie będzie jednorazowym incydentem. Tak się jednak nie stało, choć z pewnością daleko do katastrofy.
Wzór do naśladowania: Lorient z sezonu 20/21
Tutaj również mieliśmy do czynienia z 12 punktami po rundzie jesiennej, ale za to łatwiejszą konkurencją, bo żadnej drużynie specjalnie nie zależało na utrzymaniu, patrząc przynajmniej po samych wynikach. Lorient z zeszłego roku zostało kompletnie odmienione i punktowało wiosną lepiej od 15 zespołów w lidze, co naturalnie przełożyło się na lepszą pozycję w tabeli. Energii, jaką tchnął na nowo w zespół Christopher Pélissier, starczyło również na początek obecnego. Warto dodać, że nie było tutaj nerwowych ruchów, jeśli chodzi o posadę trenera. Zarząd wytrzymał ciśnienie i pozwolił wspomnianemu trenerowi pracować od początku do końca sezonu. Choć Morszczuki nie sprawiały z reguły większych niespodzianek i najwięcej punktów zdobyły przeciwko rywalom z dolnej części tabeli, to udało im się sprawić jedną, ale za to jaką! Klub z zachodu Francji wygrał bowiem 3-2 z PSG.
Bundesliga
Pewne do spadku jest Greuther Fürth. Chcielibyśmy wierzyć w cuda, ale nawet pojedyncze zrywy w ostatnich tygodniach nie zmienią tego, do czego przyzwyczaiła nas ta ekipa. Podopieczni Stefana Leitla w tym sezonie po prostu nie dojechali do poziomu Bundesligi. Pierwsze zwycięstwo odnieśli dopiero w piętnastej kolejce, poprzedzając je trzynastoma (!) porażkami i jednym remisem. Niewiele lepszą sytuację ma Stuttgart. Coś niepokojącego już od wiosny zeszłego roku dzieje się także z ekipą Gladbach, choć ciężko uwierzyć, że Źrebaki będą na poważnie zamieszane w potencjalny spadek. Poza tym zostają jeszcze trzy ekipy, wśród których znajduje się m. in. klub Roberta Gumnego i Rafała Gikiewicza – Augsburg, a także Hertha Berlin, której próba zbudowania potęgi w niemieckiej stolicy delikatnie mówiąc nie wychodzi.
Wzór do naśladowania: Mainz z sezonu 20/21
4 stycznia. Tę datę kibice Mainz zapamiętają na długo. Właśnie wtedy zatrudniono Bo Svenssona. Człowieka, który z niemal pewnego kandydata do spadku uczynił drużynę aspirującą do gry w europejskich pucharach. No i w końcu człowieka znanego w klubie, który pierwsze trenerskie kroki stawiał właśnie w Moguncji i tu wspinał się po szczeblach kariery, począwszy od bycia asystentem trenera pierwszej drużyny, przez kolejne młodzieżówki, dwuletnim epizodzie w Austrii, kończąc właśnie na przejęciu pierwszej drużyny w bardzo trudnym momencie. Mainz z siedmioma punktami na półmetku sezonu nie okupowało ostatniego miejsca w tabeli tylko dlatego, że jeszcze bardziej beznadziejne było Schalke, które miało tyle samo punktów i gorszy bilans bramkowy. Od tamtej pory Mainz zdobyło 32 punkty i zapewniło sobie spokojną pozycję w środku tabeli. Zwieńczeniem pięknej ucieczki było zwycięstwo z Bayernem 24 kwietnia. Po półtora roku Mainz nie walczy o utrzymanie, lecz jest projektem z długofalowymi planami. To nie pierwszy i nie ostatni dowód na to, że w piłce czas płynie trochę inaczej.
La Liga
Do niedawna pewniakiem do spadku było Levante. Nietoperze pierwszy mecz wygrali dopiero na początku tego roku, przerywając rekordową passę dwudziestu siedmiu meczów bez zwycięstwa w lidze na przestrzeni ośmiu miesięcy. Dziś wyniki zespołu napawają delikatnym optymizmem, pozwalającym marzyć o tym, że utrzymanie jest jednak możliwe. Będzie to jednak piekielnie trudne, bo zarówno Alaves, jak i Cadiz w ostatnich spotkaniach punktują, a do bezpiecznego miejsca w tabeli należy jeszcze przegonić Granadę i Mallorcę, które mają kolejno siedem i osiem punktów przewagi nad ekipą z Estadio Ciudad de Valencia.
Cuda – po 27 meczach bez zwycięstwa, Levante się przełamało. Wygrali z Mallorcą 2:0, ale ustanowili rekord rozgrywek, którego dłuuuuugo nikt nie pobije. Ciekawe, czy to będzie jednorazowy wyskok, czy odbicie, bo kadrowo bliżej im do środka tabeli niż do 20. pozycji w LaLiga.
— Jakub Kręcidło (@J_Krecidlo) January 8, 2022
Wzór do naśladowania: Zaragoza z sezonu 11/12
Tutaj również zadziałał klasyczny schemat. W styczniu przyszedł nowy trener, który odmienił grę zespołu. Tym razem mowa o Manolo Jiménezie, w klubie zatrudnionym już pierwszego dnia nowego roku. Początek hiszpańskiego szkoleniowca nie był jednak tak kolorowy, jak ostateczny rezultat, albowiem na pierwsze zwycięstwo, z Espanyolem, Blanquillos czekali nieco ponad miesiąc. Zaragoza wiosną 2012 roku zdobyła 30 punktów, z czego połowę z nich w ostatnich sześćiu meczach. Po drodze wygrała m.in. z Atletico i Valencią, która walczyła wówczas o Ligę Mistrzów.
Serie A
Tutaj walka o utrzymanie jest chyba najbardziej zacięta. Włoskie ekipy wręcz rzucają się do gardeł drużynom z czołówki tabeli. Tylko w lutym Cagliari wygrało z Atalantą i zremisowało z Napoli, Salernitana podzieliła się punktami z Milanem, a Genoa zaliczyła remis z Interem oraz i Romą. Wspomniane drużyny do kompletu z Venezią, Sampdorią, Spezią i Udinese na ten moment muszą uważać najbardziej. Wszystkie punktują w kratkę. Ciekawym przypadkiem jest Genoa, która zanotowała pięć remisów z rzędu. Najpewniej na ten moment wygląda Cagliari, które ostrą i agresywną, za to poukładaną grą, konsekwentnie pnie się w górę tabeli i już opuściło strefę spadkową. W dołek wpadła natomiast Spezia, która od trzech spotkań nie może zdobyć punktu. Mimo to ma niewielką przewagę nad 18. miejscem, które okupuje Venezia. Pomimo ściągnięcia do siebie znanych nazwisk, z dna tabeli nie może wyjść Salernitana i niewiele wskazuje na to, by coś miało się w tej materii zmienić.
Wzór do naśladowania: Crotone z sezonu 16/17
To jest naprawdę ciekawa historia. Czternastopunktowa zdobycz po 24 kolejkach wyglądała katastrofalnie. Mimo to Davide Nicola został obdarzony zaufaniem ze strony zarządu, co, jak się okazało, było słuszną decyzją. Po pierwszym wyjazdowym zwycięstwie, które miało miejsce z Chievo 4 kwietnia. wpadł on na nietypowy zakład. Stwierdził wówczas, iż w przypadku utrzymania swojej drużyny w Serie A, przejedzie całe Włochy rowerem. Crotone w ostatnich dziewięciu spotkaniach zdobyło 18 punktów, co wystarczyło do utrzymania. 44-letni wówczas szkoleniowiec dotrzymał obietnicy i pokonał trasę z Crotone do Turynu liczącą około 1300 kilometrów w dziewięć dni.
A football manager promised he would cycle the length of Italy if his side stayed up.
— BBC Sport (@BBCSport) June 19, 2017
He kept his word!
More ➡ https://t.co/Mfn0WfwNzM pic.twitter.com/rL59qsx7M5
Historia takich drużyn, jak Crotone czy Mainz pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Kto wie, może i w tym sezonie znajdzie się drużyna zdolna pójść w ich ślady. A okazja ku temu przednia, bo kandydatów jest sporo.