Remis w spotkaniu z Czechami na Stadionie Narodowym definitywnie zabrał naszej kadrze szanse bezpośredniego awansu na Euro 2024. Ostatnią możliwością wyjazdu na mistrzostwa pozostają więc marcowe baraże, jednak patrząc na formę biało-czerwonych, trudno być przed nimi jakkolwiek optymistycznym.
Słodko-gorzkie pierwsze zgrupowanie
– Chcę wygrać wszystko, to zawsze moja ambicja – mówił na swojej pierwszej konferencji w roli szkoleniowca Polaków Fernando Santos.
Z przyjściem Portugalczyka wiązano ogromne nadzieje i trudno się temu dziwić, pamiętając jego sukcesy odnoszone m.in. podczas Euro 2016 czy Ligi Narodów w sezonie 18/19. Balon z oczekiwaniami pękł jednak bardzo szybko, bo już w 3. minucie spotkania z Czechami przegrywaliśmy dwoma bramkami. Strat nie udało się odrobić i eliminacje zaczęliśmy od falstartu, wynikiem 3:1 dla gospodarzy.
Kolejny mecz, rozgrywany na Stadionie Narodowym z Albanią, pomimo korzystanego wyniku końcowego 1:0, przyniósł więcej pytań niż odpowiedzi. Trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby nie świetnie spisujący się Karol Świderski oraz Wojciech Szczęsny, to spotkanie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Rezultat jednak poszedł w świat, a patrząc na nadchodzących rywali, czyli Mołdawię i Wyspy Owcze, nie można było mieć żadnych obaw. Jakże zgubne okazało się być takie myślenie…
Kompromitacja w Kiszyniowie
O meczu w stolicy Mołdawii i jego konsekwencjach, które odczuwamy do dnia dzisiejszego, powiedziano już wszystko. Reprezentacja zajmująca wówczas 171. miejsce w rankingu FIFA pokazała charakter, wolę walki i ambicje, których Polacy mogli jedynie pozazdrościć. Postawa kluczowych zawodników naszej kadry była skandaliczna. Ponownie na 90. minut (oprócz zdobytego gola) ,,zniknął” kapitan, Robert Lewandowski, zaś Piotr Zieliński i Tomasz Kędziora popełnili katastrofalne błędy, które ostatecznie doprowadziły do utraty bramek.
W drugiej połowie zniknęliśmy z meczu bez żadnego wytłumaczenia. Straciliśmy bramkę, potem mogliśmy trafić na 3:1, ale to się nie wydarzyło, pewnie przez brak koncentracji – powiedział na pomeczowej konferencji trener Santos.
I to właśnie wspomniany brak skupienia, obok braku jakiejkolwiek walki można najbardziej zarzucić naszym piłkarzom, którzy przy dwubramkowym prowadzeniu skupili się już chyba wyłącznie na zbliżających wakacjach.
Koszmar w Tiranie
Wymęczone zwycięstwo u siebie z Wyspami Owczymi, kolejny kompromitujący występ w rewanżowym spotkaniu z Albanią i dramatyczny Grzegorz Krychowiak – tak w skrócie można opisać ostatnie zgrupowanie Fernando Santosa w roli szkoleniowca reprezentacji Polski. Portugalczyk chyba nie tak wyobrażał sobie jedno z ostatnich wyzwań przed trenerską emeryturą. Za jego kadencji w kadrze nie zadebiutował żaden piłkarz, co jest najgorszym wynikiem w historii polskiej piłki.
Spotkanie z Albanią było ostatnie nie tylko dla Santosa, ale, jak się później okazało, także dla Grzegorza Krychowiaka, który na setnym występie postanowił zakończyć karierę w drużynie narodowej. Piłkarzowi Abha Club w jego ostatnich meczach zdecydowanie brakowało już dynamiki i szybkości, co prowadziło do notorycznie łapanych żółtych kartek i narastającej frustracji wśród kibiców. W pamięci wszystkich z pewnością zapisał się nieudany strzał z dystansu Grzegorza, który zamiast w bramkę trafił w jego czoło.
Nowy trener, stare wyniki
Zatrudnienie Michała Probierza spotkało się z dużą krytyką zarówno wśród dziennikarzy, jak i kibiców. Przed nowym selekcjonerem postawione zostało proste zadanie – wygranie najbliższych trzech spotkań, które pomimo wcześniejszych wpadek zapewni nam awans na Euro. Misja ta okazała się być jednak zbyt trudna i po raz kolejny upokorzyła nas Mołdawia, tym razem jednak na Stadionie Narodowym. Po dramatycznej pierwszej połowie, przyszła lepsza druga, jednak nie na tyle, żeby odrobić straty i cieszyć się z trzech punktów. Remis oznaczał, że od tego momentu nie możemy liczyć już tylko na siebie, lecz także na potknięcia grupowych rywali.
Ostatnie spotkanie z Czechami nie wyróżniło się niczym specjalnym – po raz ósmy w tych eliminacjach nasza kadra zafundowała nam grę, której nie da się w żaden sposób oglądać i zasłużenie nie awansowała z grupy, zajmując w niej ostatecznie 3. miejsce. Przed rozpoczęciem eliminacji, chyba nikt nie wyobrażał sobie takiego scenariusza.
Pozostały baraże, ale czy warto?
Dzięki Lidze Narodów nasza kadra miała zagwarantowany udział w barażach, które odbędą się pod koniec marca. Jeszcze kilka miesięcy temu, patrząc na naszych potencjalnych rywali, powiedzielibyśmy sobie, że czeka nas łatwe zadanie, jednak z obecną formą nawet ewentualny mecz z Estonią nie będzie spacerkiem (jakkolwiek by to nie brzmiało). Dotarliśmy do momentu, w którym reprezentacja Polski może stracić punkty z każdym, niezależnie od miejsca zajmowanego przez przeciwnika w rankingu FIFA.
Awans na Euro dla naszej kadry jest obowiązkiem, a jego brak będzie jedną z większych kompromitacji w historii polskiej piłki. Patrząc jednak na drużyny, które wygrały swoje grupy lub zajęły w nich drugie miejsce, ciężko nie odnieść wrażenia, że są one piłkarsko o kilka poziomów wyżej od Polaków. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że na chwilę obecną nie mamy czego szukać na takiej imprezie i każdy mecz wiązałby się z możliwością kolejnej kompromitacji. Michała Probierza czeka najcięższa walka w trenerskiej karierze i pozostaje mieć nadzieje, że uda mu się wyjść z niej zwycięsko.
Quo vadis, Robercie Lewandowski?
Kapitan – osoba, która swoją grą bierze odpowiedzialność za drużynę nie tylko na boisku, ale też poza nim. Zawodnik, który w momencie kryzysu potrafi dać impuls, mogący odmienić całe spotkanie. Robert Lewandowski swoją postawą nie pomagał drużynie, a bardzo często można było odnieść wrażenie, że wręcz przeszkadzał. W tych eliminacjach zdobył zaledwie trzy bramki – dwie z Wyspami Owczymi i jedną z Mołdawią; wynik ten w porównaniu do poprzednich eliminacji Lewego wypada bardzo słabo. Ostatni raz tak słabe eliminacje rozegrał 10 lat temu przed mundialem w Brazylii, również trzy razy trafiając do siatki. Pamiętając i nie umniejszając klasy naszego napastnika, nie można przejść obojętnie wobec jego słabej formy i wypowiedzi pomeczowych, które nadal potrafią zaskoczyć.
– Z perspektywy meczu, tego jak graliśmy, próbowaliśmy rozgrywać, widzę wiele pozytywów. (…) Do pola karnego naprawdę dobrze to wyglądało – mówił po meczu z Czechami zawodnik FC Barcelony.
Oglądając spotkanie, trudno zgodzić się jednak z naszym kapitanem, tym bardziej, że to Czesi potrafili w doliczonym już czasie kilkakrotnie zagrozić bramce Wojciecha Szczęsnego i przy lepszej skuteczności już w Warszawie mogliby cieszyć się z przypieczętowania awansu.
Co trzeba zmienić?
Szukając odpowiedzi na to pytanie, należy chyba powiedzieć, że praktycznie wszystko. Takich wypowiedzi jak ta przytoczona Lewandowskiego, było znacznie więcej. Piłkarze przyznawali, że widzą progres i mają nadzieję, że awans uda się wywalczyć w barażach. Szkoda, że nie przekłada się on na wspomniane wyniki, a zawodnicy takich klubów jak Napoli, Aston Villa, Arsenal czy Southampton, nie potrafią przenieść swojej dobrej dyspozycji na reprezentację.
Kadra Polski jest w rozsypce, a zaufanie wśród kibiców spadło niemal do poziomu równego zeru. Znaleźliśmy się w położeniu, kiedy przerwa reprezentacyjna nie spotyka się już z żadną ekscytacją, a jedynie uzasadnionymi obawami przed każdym kolejnym meczem. Z naprawdę solidnej drużyny w kilka miesięcy staliśmy się europejskim średniakiem, który ma problem z pokonaniem Mołdawii i Albanii, a trudność sprawiają mu nawet spotkania z Wyspami Owczymi.
Podsumowując to wszystko, naprawdę trudno patrzeć z optymizmem w przyszłość. Jednak nie takie rzeczy i cuda piłka nożna widziała. Pozostaje mieć nadzieje, że nadchodzące baraże będą dla nas lepsze od jednych z najgorszych eliminacji w historii.
Patryk Szymański