Kibice Lechii spodziewali się pogromu w sobotni wieczór. Jednak beznadziejna w ostatnich tygodniach Wisła, w Gdańsku spisała się lepiej niż podopieczni trenera Tomasza Kaczmarka. Goście mogą mieć poczucie niedosytu, że mają tylko punkt po tym starciu. Lechia po raz kolejny zagrała słabe zawody w tym roku.
Mecz zapowiadał się znakomicie, bo obie drużyny grają o poważne cele (które jednak diametralnie się od siebie różnią) i muszą udowodnić swoim kibicom, że cały czas na tę walkę zasługują. Lechia ostatnio gra w kratkę, a ubiegłotygodniowa porażka z Radomiakiem (0:2) tylko jeszcze bardziej sfrustrowała piłkarzy Tomasza Kaczmarka. Wisła natomiast od jakiegoś czasu jest zamieszana w walkę o utrzymanie, tym bardziej po nieco pechowej przegranej z Legią w poprzedniej kolejce, kiedy Wiślacy stracili punkt w ostatniej minucie spotkania. Jerzy Brzęczek przed tym spotkaniem nadal czekał na pierwsze zwycięstwo w roli szkoleniowca Białej Gwiazdy, a starcie z Lechią mogło być ku temu dobrą okazją.
Początek spotkania nas nie zawiódł, bo obie ekipy zaczęły atakować już od pierwszego gwizdka arbitra. Szczególnie dobrze prezentowała się Wisła, która mocno naciskała Lechię i co kilka minut meldowała się w okolicy pola karnego Dusana Kuciaka. Podopieczni byłego selekcjonera reprezentacji Polski starali się zmusić przeciwników do błędu, a następnie to wykorzystać. Bardzo aktywni byli Stefan Savić oraz Zdenek Ondrasek, który w pierwszym fragmencie meczu kilka razy zmusił słowackiego bramkarza do interwencji. Często jednak uderzał, będąc na pozycji spalonej, przez co ewentualna bramka i tak nie zostałaby uznana. Pokazywał przynajmniej akces do gry i chęć zdobycia premierowej bramki po powrocie do Krakowa.
W szeregach Lechii nieźle prezentowała się prawa strona, na której grali Joseph Ceesay oraz Ilkay Durmus. Szwed może pokazywał niechcący, że w defensywie ma pewne braki, ale w destrukcji spisywał się naprawdę dobrze. Często schodził z piłką do środka, z czym nie radzili sobie obrońcy Białej Gwiazdy. Durmus – jak to Durmus – napędzał ataki Biało-Zielonych, przekłuwając pole karne Wisły wieloma dośrodkowaniami. Grę prowadzić starał się także Marco Terrazzino. Niemiec cofał się nawet na własną połowę, aby otrzymać piłkę i rozpocząć ofensywny rajd.
Mimo że gra Wisły mogła się podobać, to bramkę pierwsza zdobyła jednak Lechia. Na listę strzelców wpisał się Łukasz Zwoliński, którego świetnym podaniem obsłużył jeden z kolegów. Napastnik Biało-Zielonych zmieścił piłkę między nogami Mikołaja Biegańskiego, a sytuację starał się uratować jeszcze Michal Frydrych, ale Czech tylko wepchnął futbolówkę do siatki.
Lechia po tej bramce zyskała trochę pewności siebie, ale piłkarzom Tomasza Kaczmarka nadal co jakiś czas przytrafiały się indywidualne błędy, które hamowały rozwój ofensywnych akcji gospodarzy. Do końca pierwszej połowy wynik już się nie zmienił. Wynik był korzystny dla Biało-Zielonych, ale gra musiała ulec zmianie w obu ekipach. Wisła grała obiecująco, ale zawodnicy Jerzego Brzęczka potrzebowali w szatni wykładu o tym, jak się strzela gole. Inaczej mogło być trudno o dobry wynik. Gospodarze natomiast musieli jeszcze bardziej zdominować rywala, bo nie takie mecze Lechia potrafiła zremisować czy nawet przegrać.
Na początku drugiej połowy nie działo się za wiele. Jednakże bardziej odważnie zagrała Wisła, która dążyła do tego, aby jak najszybciej wyrównać. To, że robili to trochę nieudolnie to już inna sprawa. Bardzo poważną okazję do strzelenia bramki goście mieli w 53. minucie rywalizacji. Wskutek błędu gdańskiej defensywy sytuację sam na sam z bramkarzem miał Ondrasek, ale lepszy okazał się goalkeeper Lechii. 120 sekund później Czech miał jeszcze dogodniejszą szansę na gola, ale jego strzał z główki paru metrów obronił w kapitalnym stylu Kuciak! Podopieczni trenera Brzęczka zdecydowanie lepiej rozpoczęli drugą część gry. Udało mi się zepchnąć Lechię na jej połowę. Brakowało tylko precyzyjności w dośrodkowaniach i skuteczności.
Później Lechia nie miała żadnej dogodnej sytuacji, a Wisła nieco przystopowała z kreowaniem akcji bramkowych. W 66. minucie płaski strzał po ziemi oddał Savić, ale w porównaniu z szansami Ondraska to Kuciak nie musiał się wysilać, aby wybronić tę próbę. Na to próbował odpowiedzieć rezerwowy Lechii Christian Clemens, ale zamiast zagrozić uderzeniem z dystansu bramce Biegańskiego, to posłał piłkę w stronę sektora kibiców gości. Jednak atrakcyjność tego spotkania stała na bardzo niskim poziomie. Prędzej chodziliśmy po kolejny kubek ciepłej herbaty, niż oglądaliśmy dobre sytuacje. Dobrze, że klub zadbał o sporą ilość cukru do tego, aby dziennikarze nie zasnęli, pisząc relację. W 76. minucie Lechia zyskała przewagę liczebną — za Zwolińskiego wszedł Flavio Paixao. Powód zmiany? Z nieoficjalnych informacji wiemy, że też poszedł po herbatę. 120 sekund później widowisko przyszedł ratować w Wiśle Nikola Kuveljić. To oznaczało jedno. Czas na kolejną herbatę.
Zamiast pasjonującego widowiska w drugiej połowie bardziej emocjonowaliśmy się tym, czy Biegański zdąży złapać piłkę przed linią końcową boiska albo, co do sędziego w obcym języku wygaduje Clemens. Mówił chyba: Was ist das? Też chcielibyśmy się dowiedzieć, jak nazwać to, co się w sobotę działo w Gdańsku. Wisła, choć w dalszej części drugiej połowy nie tworzyła zagrożenia pod bramką Lechii, to i tak wyrównała. W 89. minucie strzałem zza pola karnego z prawej strony boiska popisał się Fernandez Teijeiro. Wuja Brzęczek ma nosa do zmian. Gospodarze w doliczonym czasie gry chcieli jeszcze strzelić gola, ale ich próby były nieudolne.
Szczerze? To był beznadziejny mecz. Słaba w ostatnich tygodniach Wisła grała lepiej od Lechii. Ich wygrana nie byłaby sensacją, po tym, co „oglądaliśmy” w sobotni wieczór. Typowa nasza polska, ukochana Ekstraklasa.
Lechia Gdańsk 1:1 Wisła Kraków (1:0)
Bramki: 36′ Frydrych (sam.) – 89′ Fernandez Teijeiro
Żółte kartki: Maloca, Kubicki, Ceesay (Lechia) – Colley (Wisła)
Składy:
Lechia: Kuciak – Ceesay, Nalepa (C), Maloca, Pietrzak – Kubicki (90′ Kryeziu), Kałuziński (60′ Neugebauer), Terrazzino (60′ Gajos) – Durmus, Conrado (60′ Clemens), Zwoliński (76′ Paixao)
Wisła: Biegański – Szot (60′ Manu), Colley, Frydrych (C), Hanousek – Poletanović, Fazlagić (78′ Kuveljić) – Gruszkowski, Savić (78′ Starzyński), Hugi (45′ Fernandez Teijeiro) – Ondrasek (90′ Sadlok)
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Zawodnicy na plus: Durmus, Ceesay, Kuciak, Fernandez
Zawodnicy na minus: Frydrych, Hugi
Prosto ze stadionu mecz Lechii z Wisłą opisali Jakub Kowalikowski i Kacper Czuba!