Bartosz Mrozek na szansę debiutu w pierwszym zespole Lecha Poznań czekał kilka sezonów.
W międzyczasie trafił na cztery wypożyczenia – do Elany Toruń, GKS-u Katowice oraz dwukrotnie do Stali Mielec. Dziś jest zawodnikiem, od którego John van den Brom rozpoczyna układanie wyjściowej jedenastki.
Poniższa rozmowa powstała w kooperacji z Maksymilianem Dyśko z Głosu Wielkopolskiego.
***
Bartosz Mrozek: Trzeba być cierpliwym. Moja ścieżka to pokazuje. Przeszedłem przez wszystkie szczeble akademii Lecha aż do zespołu seniorskiego, gdzie gra się troszeczkę inaczej, są inne realia niż w piłce młodzieżowej. Mój przykład pokazuje, że nie zawsze kończy się to na jednym wypożyczeniu – czasami są to cztery – ale mimo wszystko można. Trzeba jednak wiedzieć, że Lech jest świetnym klubem, ale na Lechu życie się nie kończy.
***
Jakie widzisz różnice, jeśli chodzi o podejście do treningu między trenerem Maciejem Borowskim a trenerem Maciejem Palczewskim?
Nie lubię tak porównywać. Każdy trener ma swoje walory. Myślę, że obaj są inni z charakteru jeżeli chodzi o cechy wolicjonalne.
Maciej Palczewski to twarda ręka?
Tak trzeba sobie też powiedzieć. Ale wiem jak go zmiękczyć (śmiech). Natomiast tak jak mówię, zarówno trener Palczewski, jak i trener Borowski mają takie cechy, z których mogę coś wyciągnąć dla siebie.
A gdybyś mógł scharakteryzować trenera Borowskiego?
Bardzo skupiony na detalach. Mogę zdradzić, że kiedy mówię mu „trenerze, ja na to nie zwracałem uwagi”, słyszę „ale zobacz, tutaj” i na wideo mi pokazuje nawet takie rzeczy, jak ułożenie ręki przy obronie. „No, tu miałeś troszeczkę przekrzywioną, mogłeś inaczej”… takie szczegóły. No i mówię „trenerze, to się dzieje tak szybko, że ja tego nie koduję”. Ale to są fajne rzeczy, na które mogę sobie potem zwrócić uwagę.
Zacząłeś grać w końcu regularnie w pierwszym zespole, wygryzłeś Filipa Bednarka. Czego oczekujesz od siebie na wiosnę? Jak jeszcze może się rozwinąć Bartosz Mrozek?
Z pewnością wciąż mogę rozwijać aspekty gry w ofensywie, choć słyszałem, że nie potrafię grać nogami, ale nagle się dowiedziałem, że umiem i że w dwa miesiące się nauczyłem (śmiech). A tak całkiem poważnie to zdecydowanie element, w którym mogę się poprawić, ale też jeżeli chodzi o ustawienie, pozycję ciała – to są takie detale, które mógłbym polepszyć.
Mówisz o tym, że słyszałeś, że nie umiesz grać nogami. Czytasz opinie na swój temat? Jeśli tak, to jak często i jak na to reagujesz? Może chciałbyś zaapelować o coś do tych osób, które czasem zapominają o tym, że to, oczywiście, wasza praca, ale ma to też być rozrywka?
Jak mam być szczery, to sam nie przeczytałem tego ani razu. Gdybym nie miał znajomych, to bym o tym nie wiedział. Ale czasem ktoś znajomy czy ktoś z rodziny powie mi „słuchaj, bo tu pisali, że nie potrafisz” (śmiech). Okej, każdy ma prawo do swojej opinii. Ja na przykład jestem taką osobą, że kiedy nie znam się na jakiejś robocie, to się na jej temat nie wypowiadam – to tak jakbym mówił lekarzowi, jak on ma operować. Widzę jak to robi, to mogę skomentować, ale i tak koniec końców powiem – sorry, nie znam się na tym. To czasami mnie trochę denerwuje, że ludziom się za dużo wydaje.
Wobec bramkarzy są duże oczekiwania, a też nie zawsze to wy jesteście winni straconego gola, tylko jest to wypadkowa wielu czynników, które zajdą na boisku w danej akcji.
Nauczyłem się, że czasami nie możesz zrobić nic. W tym sezonie, szczególnie na początku, kiedy zacząłem bronić, wiele sytuacji oglądałem później i nie mogłem nic więcej zrobić.
A obwiniałeś się kiedyś za stracone bramki?
Tak, ogólnie tak. Ja też wiem, kiedy dam ciała, kiedy popełnię błąd, ale też jestem człowiekiem i jak każdy popełniam błędy. Koniec końców jesteśmy tylko ludźmi. My, jako zawodnicy, jesteśmy bardziej na świeczniku, bo jesteśmy medialni.
Zabiera się Wam czasami ludzką postać.
Czasem zapomina się, że my też możemy popełnić błąd. I oczywiście, że ja swoje błędy przeżywam. Nie jest to jakiś długi czas, bo nie mogę przeżywać tego długo, ale też mnie to boli. Nie chcę, żeby ktoś myślał, że jest tak, że machnę na to ręką i powiem „dobra”. Na meczu tak jest, ale potem siedzę 2-3 godziny w domu struty, bo nie daje mi to spokoju. Jesteśmy ludźmi, mamy swoje odczucia, pozytywne i negatywne, zdajemy sobie sprawę z tego, kiedy zrobimy coś nie tak.
Masz jakieś swoje wzory piłkarskie?
Jako tako nie mam. Mam paru bramkarzy, których obserwuję, którzy mi się podobają i staram się wyciągać coś od nich, ale też nie chcę gadać farmazonów, że codziennie czy minimum raz w tygodniu siadam i oglądam mecze. Raczej jak mnie najdzie ochota. A jak mam być szczery, to jakoś często nie oglądam piłki nożnej.
Z powodu jakiegoś przesytu?
Tak, też chcę trochę od tego odpocząć. Jestem codziennie w klubie, codziennie pracuję, analizuję, oglądam wideo, więc czasem też nie mam już ochoty oglądać meczów w domu. Ale na przykład mecze Stali Mielec zawsze oglądam (śmiech).
Jak spędzasz zatem wolny czas?
Z moją narzeczoną i z psem, 2-letnim kundelkiem. Wzięliśmy go ze schroniska, gdy miał 2 albo 3 miesiące. To może głupie porównanie, ale to trochę jakbyś miał dziecko.
Przychodzisz do domu i wiesz, że ktoś na Ciebie czeka.
Dokładnie. On się cieszy, bo przyszedłeś do domu i Ciebie to też cieszy. To jest taka moja odskocznia. W wolnym czasie pójdziemy też z narzeczoną na kawę albo wypijemy ją w domu. Jakbym miał scharakteryzować siebie pod kątem spędzania wolnego czasu, to jestem raczej spokojnym chłopakiem.
Wspomniałeś o Stali. Mocno przywiązałeś się do tego klubu przez ten czas, który tam spędziłeś?
Mam duży sentyment do Mielca. Przede wszystkim do ludzi pracujących tam, ale też do kibiców, bo jednak spotykałem się z nimi na mieście. Też chodzę do sklepu po bułki, szynkę, jajka, więc też trafiałem na ludzi, rozmawiałem z nimi. Z niektórymi wciąż mam kontakt. Może właśnie dlatego oglądam każdy mecz, śledzę wyniki, jestem ciekawy. W końcu to tam wypłynąłem na szerokie wody. To oni dali mi szansę, oni mi zaufali. Zaufali gościowi, który miał na koncie występy tylko w 2. Lidze, nie miał na koncie pół występu w Ekstraklasie ani w 1. Lidze.
Dużo czasu upłynęło, zanim dostałeś szansę przy Bułgarskiej. Miałeś takie poczucie, że ta szansa może nigdy nie nadejść?
Tak było. Nie oszukując nikogo, miałem myśli, że może to nie jest klub dla mnie. Że może muszę iść gdzieś indziej, żeby się wypromować. To duży klub, jeden z największych, może największy w kraju, ale, jak mówiłem, na Lechu świat się nie kończy i to pokazał też mój przykład, że można pójść gdzieś indziej i w innym klubie wypłynąć na szerokie wody. Potem takich zawodników duże kluby, jak właśnie Lech, mogą zgarniać.
Z jakiego meczu w barwach Kolejorza jesteś najbardziej dumny? Włączając wszystkie szczeble, na których występowałeś.
Zawsze dobrze wspominam mecz w Centralnej Lidze Juniorów, kiedy wygraliśmy z Cracovią 2:0. Wtedy były dwa finały, pierwszy graliśmy w Krakowie, drugi we Wronkach. Z piłki juniorskiej ten mecz pierwszy przychodzi mi na myśl. Jeśli chodzi o pierwszy zespół, no to na razie za dużo tych meczów nie było, ale chyba jest już w czym wybierać. Taki najbardziej emocjonalny moment zaraz po meczu…
Z Legią?
Powiedziałbym, że z Koroną. Ja wiem, że ludzie patrzą na ten mecz z Legią przez to, że to szlagier… Może też wspominałbym tak to spotkanie, gdybyśmy zdobyli w Warszawie bramkę i wygrali…
Ale faktycznie podczas meczu w Kielcach, mimo trudnych warunków, miałeś kilka okazji do tego, żeby się wykazać.
Tak, wygraliśmy i ja dołożyłem do tego swoją małą cegiełkę i myślę, że po tym meczu byłem najbardziej radosny. Zwłaszcza, że wszyscy widzieli, jakie były warunki.
W takich warunkach powinno się grać, czy dla Ciebie to troszeczkę inna dyscyplina?
Wszyscy mówią, że nie powinniśmy grać…
A chcieliście?
Chcieliśmy. Przed meczem wyszliśmy na rozgrzewkę i boisko było naprawdę dobre. Uważam, że w pierwszej połowie było jeszcze okej, nie było fatalnie. Ale rzeczywiście od 60. do 90. minuty chyba już nie powinniśmy tego grać. Natomiast przerywanie w takim momencie? To już chyba bez sensu.
Czyli jesteś zdania, że lepiej, że ten mecz się odbył?
Uważam, że ostateczna decyzja powinna być przed meczem. Czyli albo gramy i już ciągniemy do końca, tak jak my to zrobiliśmy, albo jest decyzja, że skoro pada czy będzie padać i któryś raz jest już odśnieżane boisko, to nie gramy, koniec. A nie, że w połowie będziemy przerywać. Albo zaczynamy i gramy, albo nie gramy w ogóle.
Odkąd jesteś w Lechu, kilku bramkarzy się przewinęło przez pierwszy zespół i rezerwy – zarówno polskich, jak i zagranicznych. Czerpałeś od nich jakąś wiedzę do wykorzystania w praktyce?
W zasadzie od każdego. Z Filipem Bednarkiem mam dobry kontakt pod tym kątem, że Filip też sprzedaje mi jakieś doświadczenie, podpowiada mi w jakichś aspektach. Wcześniej był Mickey van der Hart. On nie był zbytnio rozmowny, ale ja się z nim rozumiałem (śmiech). Bardzo podobało mi się jego rozumienie gry, jeśli chodzi o rozgrywanie. Wiedział, kiedy posłać jakie podanie i w jaki sektor. Bardzo mi się to podobało. Jak byłem młodszy, to byli tu Matus Putnocky i Jasiu Burić, którzy na tamten czas byli, moim zdaniem, najlepszą dwójką w Ekstraklasie. Od nich też dużo mogłem czerpać, nawet jeśli chodzi o kwestie mentalne. Od każdego coś sobie podebrałem.
Trenerów też było kilku. Cenisz sobie Johna van den Broma za to, że dał Ci szansę i już w tej bramce zostałeś? Jak się układa ta współpraca?
Cieszę się, że trener mi zaufał i nawet przy niekorzystnych wynikach wciąż czuję to zaufanie. Mówiłem to zresztą już w jakimś wywiadzie.
Na koniec – jakie masz plany na święta Bożego Narodzenia?
Święta spędzam najpierw z rodziną narzeczonej, a potem ze swoją, na Śląsku. Stamtąd jestem, tam mam rodzinę, więc tam się udam.