Awans, który nie cieszy. Błędne koło Lecha Poznań

2019.03.30, Kielce,  Pilka nozna, Lotto Ekstraklasa sezon 2018/2019
Mecz Korona Kielce - Lech Poznan
N/z Piotr Rutkowski, Karol Klimczak, Tomasz Rzasa
Fot Rafal Oleksiewicz / PressFocus

2019.03.30, Kielce,
football, polish Ekstraklasa
Match Korona Kielce - Lech Poznan
Piotr Rutkowski, Karol Klimczak, Tomasz Rzasa
Credit Rafal Oleksiewicz / PressFocus

Lech Poznań po dwóch latach przerwy awansował do fazy grupowej europejskich pucharów. Kolejorz po rozegraniu czterech rund kwalifikacji ostatecznie zameldował się w fazie grupowej Ligi Konferencji. Sukces nieosiągalny dla większości polskich klubów, w Poznaniu nie wzbudził wielu pozytywnych emocji. W Wielkopolsce odczuwalny jest spory lęk przed powtórzeniem kilkukrotnie przerabianego scenariusza.

Smutne lato

Na początku czerwca Maciej Skorża z powodów rodzinnych podjął decyzję o rezygnacji z prowadzenia Lecha Poznań. Odejście uwielbianego trenera było pierwszym i najbardziej dotkliwym ciosem w serca kibiców Kolejorza. Radość z upragnionego mistrzostwa nie trwała nawet miesiąca, a klub zmuszony został do nerwowych poszukiwań nowego szkoleniowca. Przygotowania do nowego sezonu rozpoczął sztab Macieja Skorży, a po tygodniu drużynę przejął John van dem Brom. Wyniki przedsezonowych sparingów nie były rewelacyjne, lecz to nie budziło aż takich obaw, jak brak transferów.

Przed startem obozu przygotowawczego do drużyny dołączył jedynie Artur Rudko. Świeżo upieczonych mistrzów Polski po sezonie opuściło wielu znaczących piłkarzy. Na podbój Europy ruszył Jakub Kamiński, Do Dynama Kijów powrócił Tomasz Kędziora, a z Pedro Tibą i Mickeyem van der Hartem nie przedłużono umów. Otwarta wciąż pozostawała kwestia powrotu na stałe Dawida Kownackiego, lecz opieszałość i brak ryzyka poskutkował zakończeniem rozmów z Fortuną Dusseldorf.

Do najważniejszego meczu tegorocznego lata czas uciekał nieubłaganie, a Lech na rynku transferowym wolał czekać. Mistrz Polski na tydzień przed meczem z Karabachem Agdam dokonał dwóch wzmocnień. Na zasadzie transferu definitywnego do klubu dołączył Afonso Sousa. Drugim zawodnikiem został Giorgi Citaiszwili. Gruzin do Poznania trafił na zasadzie rocznego wypożyczenia bez opcji wykupu. Oba ruchy zostały przeprowadzone za późno i ich udział w meczu z Karabachem był marginalny. W Poznaniu dosyć niespodziewanie Lech wygrał nad Karabachem po golu Mikaela Ishaka, ale w rewanżu poznaniacy przegrali aż 5:1 i tym samym spadli do eliminacji Ligi Konferencji.

Zarząd Lecha szczycący się przed sezonem odrobionymi lekcjami z poprzednich sezonów, kolejny raz skompromitował się na własne życzenie. Szumne zapowiedzi pozostały tylko pustymi sloganami, których Piotr Rutkowski w swoim życiu wypowiedział już wiele. Po porażce w Baku było już tylko gorzej. Lech pomiędzy meczami europejskich pucharów przegrał w Superpucharze, a w lidze na dwanaście punktów zdobył jeden. Lechici kolejny raz nie połączyli europejskich pucharów z ligą, czego efektem jest ostatnie miejsce w tabeli. Na arenie międzynarodowej Kolejorz nie radził sobie lepiej niż na krajowym podwórku. Drużyna Van den Broma potrafiła przegrać na Islandii, zagrać wstydliwą dogrywkę z Vikingurem czy zremisować z mistrzem Gruzji. Patrząc na ścieżkę do fazy grupowej, obowiązkiem Lecha był tylko i wyłącznie awans. W każdej rundzie kwalifikacji Ligi Konferencji grał z coraz słabszymi rywalami, a ewentualne porażki byłby gigantyczną kompromitacją.

Transferowa łapanka i enigamtyczne zniknięcia

Lech Poznań do nowego okienka transferowego miał podjeść zupełnie inaczej niż do poprzednich. Poszukiwania nowej jakości miały dać stabilizację, której po każdym sukcesie klub nie potrafił osiągnąć. Priorytetem miało być utrzymanie kręgosłupa zespołu i godne zastąpienie Pedro Tiby czy Mickeya van der Harta. Zgodnie z zapowiedziami, ruchy miały być wykonane przed startem przygotowań tak, aby newralgiczne pozycje nie ucierpiały. Rzeczywistość (jak zwykle) okazała się inna. Na chwilę przed obozem do klubu ściągnięto tylko Artura Rudkę z ukraińskiego Metalista Charków. Najważniejszą pozycję w zespole obsadzono rocznym wypożyczeniem zawodnika reprezentującego ostatnio barwy Pafos FC, średniaka z ligi cypryjskiej. Absurdalność tego ruchu zdemaskował już drugi mecz Ukraińca w barwach Lecha, gdzie niemal w pojedynkę zaprzepaścił szasne na awans do następnej fazy. Fatalne interwencje, nerwowe decyzje spowodowały, że w Baku Kolejorz przegrał aż 5:1.

Pod koniec czerwca do Poznania trafił Afonso Sosua z portugalskiego Belenenses. Transfer młodego piłkarza to jedyny transfer gotówkowy w wykonaniu mistrzów Polski. Jego przygoda nie rozpoczęła się najlepiej. Braki w przygotowaniu sprawiły, że w pierwszych tygodniach grał niewiele. Występy w pierwszym składzie też nie napawają optymizmem. Według Johna van den Broma, charakterystyka Portugalczyka sprawia, iż na boisku nie może przebywać, gdy na boisku jest Joao Amaral.

Brak koncepcji na to okienko pokazuje wypożyczenie Gio Citaiszwilego, który po zakończeniu umowy będzie nie do wykupienia z Dynama. Gruzin gra mało i nie widać chemii z nowym trenerem Lecha Poznań. Kolejorz powrócił do niedziałającej koncepcji budowania kadry w oparciu o wypożyczenia wątpliwej jakości. Z tego klucza do klubu trafił również Filip Dagerstal. Szwedzki obrońca w Poznaniu jest tylko na rok, po którym powróci do rosyjskiego FC Chumki. Trudno nie odnieść wrażenia tymczasowości w projekcie na nowy sezon. Zarząd świadomie odpuścił kandydatury Dawida Kownackiego, Adriana Rusa czy Jesse Joronena. W zamian do klubu trafili piłkarze, którzy byli okazją spowodowaną wojną w Ukrainie.

W środku lata zespół opuścił Dani Ramirez, a w jego miejsce nie został sprowadzony żaden następca. Mistrz Polski wyszedł z założenia, że Afonso Sousą można zastąpić dwóch piłkarzy. W sezonie gdzie trzeba będzie rozegrać ponad 30 meczów w rundzie jesiennej. Klub powtarza błędy z sezonów 2015/16 i 2020/21 – kadra zespołu wciąż jest zbyt wąska. Jesper Karlstroem, Mikael Ishak czy Joel Pereira nie mają godnych zmienników, w wyniku czego grają we wszystkich meczach niebiesko-białych. Duet stoperów na zmianę tworzą boczni obrońcy z Niką Kwekweskirim, a piłkarze regularnie wypadają z powodu enigmatycznych kontuzji. Drobne urazy stają się poważnymi problemami, a tygodniowe absencje zamieniają się w miesięczne przerwy. Do zdrowia wciąż nie wrócił Bartosz Salamon, z pola widzenia zniknął Artur Sobiech, a Adriel Ba Loua stracił całe lato. Klub odciął się od mediów, a kibice pozbawieni zostali informacji na temat stanu kadry swojego ukochanego klubu.

Nierokujący styl gry

Od początku kadencji Johna van dem Broma klub przedstawiał Holendra jako idealnego następcę Macieja Skorży, a wśród kibiców panowała spora ekscytacja. Nic w tym dziwnego, CV Holendra było wręcz wymarzone. Były piłkarz Ajaxu Amsterdam w przeszłości pracował m.in. w Anderlechcie, Genku, AZ Alkmaar czy FC Utrecht. Wielokrotnie prowadził swoje zespoły w meczach europejskich pucharów czy wprowadzał z powodzeniem gwiazdy dzisiejszej reprezentacji Belgii. Realia polskiej piłki jednak przerosły zdobywcę Ligi Mistrzów z 1995 roku. W lidze jego zespół zaliczył najgorszy start w ostatnich kilku latach. W czterech meczach lechici zdobyli zaledwie jeden punkt i szorują po dnie ligowej tabeli.

Lech w meczach na krajowym podwórku sprawia wrażenie drużyny pogubionej i niezorganizowanej. W większości meczów rywale ogrywają poznaniaków dobrym planem taktycznym, którego w zespole mistrza Polski nie widać. Drużyna wygląda słabo w wielu aspektach, ale głównie szwankuje organizacja gry. Nie widać żadnych schematów, które byłyby charakterystyczne dla nowego szkoleniowca. Zespół nie potrafi zaskakiwać rywali, a większość wykreowanych sytuacji jest efektem indywidualnych zrywów poszczególnych piłkarzy.

Lech Poznań w tym sezonie wygrywa tylko mecze na Bułgarskiej i to ze znacznie słabszymi rywalami. Świetne mecze pod względem taktycznym można policzyć na palcach jednej ręki, a perspektyw na poprawę nie widać.

W obronie szkoleniowca można uznać fakt, w jak ciężkich warunkach zmuszony jest pracować. Przejął drużynę w trakcie obozu przygotowawczego, a na starcie sezonu stracił wszystkich stoperów i zmuszony był do stawiania na bocznych obrońców, którzy nigdy nie grali w środku obrony. Na głęboką wodę wrzucony został Maksymilian Pingot. Młodzieżowiec, który był już jedną nogą na wypożyczeniu, stał się etatowym obrońcą zespołu. Jego postawa jest jednak daleka od idealnej, nerwowość i niefrasobliwość rzutują na postawę całego zespołu.

W środku pola trener uparcie stawia na mało kreatywny duet Murawski – Karlstroem, a zejście tego pierwszego skutkuje najczęściej uwolnieniem ofensywnego potencjału zespołu. Lech ma problemy na wielu płaszczyznach. Bez formy jest większość zawodników, którzy kilka miesięcy wcześniej pewnie kroczyli po ósmy tytuł w historii klubu. Joao Amaral w niczym nie przypomina zawodnika z poprzedniego sezonu, ma problemy z najprostszymi czynnościami, a jego obecność na boisku jest najczęściej pozorna. Podobnie sprawa ma się w przypadku Mikaela Ishaka, jednak Szwed nie jest rozpieszczany przez swoich partnerów z drużyny. Coraz rzadziej kapitan zespołu otrzymuje podania, po których mógłby bombardować bramkę rywala. Najlepszy strzelec zespołu z poprzedniego sezonu zmuszony jest do głębokiego wycofywania się i wytężonej pracy dla zespołu.

Na pochwałę zasługują Michał Skóraś i Joel Pereira. Zwłaszcza ten pierwszy zaliczył duży progres na przestrzeni ostatnich miesięcy. Bazujący na dobrej motoryce młody skrzydłowy jest jedną z najjaśniejszych postaci w zespole mistrzów Polski. Mimo ciągłych problemów z wykańczaniem akcji, Skóraś świetnie pracuje w destrukcji i braki w umiejętnościach nadrabia ogromnym zaangażowaniem. Pereira jako jeden z nielicznych utrzymał mistrzowską formę i dzięki swojej postawie stał się kluczowym piłkarzem Lecha Poznań. Portugalczyk jest głównym rozgrywającym zespołu, to dzięki niemu większość akcji nabiera tempa. W rewanżowym meczu z Vikingurem jego zejście do środka pola poskutkowało golem Kristoffera Velde, a chwilę wcześniej świetnym podaniem obsłużył Norwega, w wyniku czego zaliczył asystę drugiego stopnia przy bramce Mikaela Ishaka.

Awans przegrany w gabinetach

Klub ze stolicy Wielkopolski w połowie czerwca poznał rywali stojących na drodze w początkowych rundach eliminacji Ligi Mistrzów. Losowanie było najgorszym z możliwych. W pierwszej rundzie Lech Poznań trafił na Karabach Agdam, a w ewentualnej drugiej rundzie miał być nim FC Zurych. Kolejorz, znając trudną ścieżkę, lecz możliwą do przejścia, nie pomógł szczęściu i świadomie zwlekał z transferami. Do klubu za późno trafili Afonso Sousa czy Giorgi Citaiszwili, żeby móc odegrać ważną rolę w tym dwumeczu. Zrezygnowano z Dawida Kownackiego, a za Damianem Kądziorem wolano poczekać, gdy jego cena spadnie. Tym samym do najważniejszej rywalizacji Lech Poznań przystąpił osłabiony i z tylko jedną nową twarzą. W rewanżu z powodu nieważnej wizy nie zagrał Dani Ramirez, a Artur Rudko mocno przyczynił się do tego, że przygoda w Lidze Mistrzów trwała tylko 180 minut. Bez sensownych alternatyw na ławce rezerwowych Kolejorz przegrał różnicą czterech bramek i szczęścia musiał szukać w Lidze Konferencji.

Opieszałość transferowa to największy problem tego klubu od kilku lat. Piotr Rutkowski nie chce ryzykować i wydawać niewielkich części z transferów wychowanków. Woli czekać na łut szczęścia, w wyniku czego przegrywa na każdym polu. Prezes Lecha świadomie zaakceptował kreację nieudolnego działacza, której nie chce, bądź nie potrafi od siebie oderwać. Sezon 2022/23 jest już przegrany na starcie, Lech po czterech ligowych meczach ma tyle samo przegranych co w całym zeszłym sezonie Ekstraklasy. Przy grze w europejskich pucharach strata do czołówki będzie tylko rosła, a Lech kolejny raz zaprzepaścił szansę, jaką dawało mistrzostwo kraju. W Poznaniu ponownie chwilę radości, jaką jest awans, zamieniono w długotrwałą frustrację.

Nie ma życia bez Skorży

Lech Poznań oprócz zniszczonej atmosfery wokół stulecia i czaru mistrzostwa, ponownie nie odnalazł się w erze bez Macieja Skorży. Po siedmiu chudych latach wymyślnych koncepcji, w których nie potrafił zdobyć ani jednego trofeum, przełamanie przyniósł właśnie wyżej wymieniony trener. Można odnieść wrażenie, że klub ponownie wchodzi na ścieżkę wydeptywaną od 2015 roku. Przez lata klubowi nie pomagały ciągłe zmiany trenerów o zupełnie odmiennych charakterystkach. Każdy z nich zostawiał po sobie spaloną ziemię. Nie pomógł doświadczony obcokrajowiec ani trener wychowanek. Klub szukał swojej tożsamości, kryjąc się za wymyślnymi koncepcjami, które w ciągu 12 miesięcy porzucał. Mistrzostwa nie przyniósł zaciąg doświadczonych obcokrajowców, tłumne wprowadzanie wychowanków czy poszukiwanie młodych ambitnych graczy za granicą.

Problemem Lecha nie były wyszukane wizje, a jakość ściąganych piłkarzy. Skuteczność transferowa była niska, a większość nowych piłkarzy była typowana do odejścia już po kilku miesiącach od podpisania kontraktu. W klubie z ulicy Bułgarskiej brakuje cierpliwości i odpowiedniego skautowania nowych zawodników. Lech Poznań ponownie zaczyna błędny schemat, w którym tkwi od lat. W dniu awansu do Ligi Konferencji kontrakt z Piastem Gliwice przedłużył Damian Kądzior. Michał Helik nie chce wracać do kraju, a Dawid Kownacki nie jest już w zasięgu niebiesko-białych. Fatalnie skonstruowana kadra mistrzów Polski nie pozwala na dodatkowe ruchy na rynku transferowym. Kolejorz jest pod ścianą, a intensywna jesień maluje się w ciemnych barwach. Radosny dzień dla polskiego futbolu w Poznaniu jest smutnym i przygnębiającym wydarzeniem. Kibice wiedzą, że awans jest równoznaczny z przegranym sezonem, po którym trzeba będzie od nowa budować zespół i atmosferę wokół klubu.

Lech Poznań jako jedyny polski klub awansował do fazy grupowej Ligi Konferencji. Przed Kolejorzem sześć dodatkowych spotkań, w których będzie walczył o dodatkowe nagrody finansowe i cenne punkty w klubowym rankingu. Rywalami poznaniaków będą hiszpański Villarreal, izraelski Hapoel Beer-Sheva oraz dobrze wspominana przy Bułgarskiej Austria Wiedeń. Do końca okienka transferowego pozostał tydzień, a klub może rejestrować tylko piłkarzy szkolonych w Polsce. Przed Piotrem Rutkowskim i Tomaszem Rząsą trudne zadanie naprawienia własnych błędów z początku sezonu.

Dominik Łosoś

POLECANE

tagi