Podczas weekendu kibice Premier League nie mogli narzekać na brak emocji. Na angielskich boiskach w minionych dniach piłka lądowała w bramce dokładnie 19 razy, dając średnią dwóch strzelonych goli na mecz. Szczególnie ciekawie prezentowały się drużyny z dolnej części tabeli, czyli walczące o utrzymanie Newcastle oraz pogrążony w kryzysie Everton. Przyjrzyjmy się jednak bliżej temu, co działo się na stadionach Premier League.
Pogłębiający się chaos w szeregach Manchesteru United
Manchester United 1-1 Southampton
Bramki: J.Sancho 21’ – C.Adams 48’
Kolejny tydzień, kolejne rozczarowanie. Manchester United znowu zgubił arcyważne punkty przez nieustanny brak pomysłu na grę. Trzeba jednak powiedzieć, że na początku spotkania to Czerwone Diabły dominowały i dyktowały tempo swojemu rywalowi. Zwieńczeniem dobrej gry w początkowej fazie było podanie Rashforda w 21. minucie, które znakomicie wykorzystał Jadon Sancho, zdobywając bramkę. Mimo widocznej przewagi, Manchester nie był w stanie wykorzystać więcej sytuacji, co dobitnie podkreślił Cristiano Ronaldo, marnując stuprocentowe akcje.
Po objęciu prowadzenia podopieczni Ralfa Rangnicka znacznie obniżyli tempo gry, przez co Święci bardzo szybko odzyskali pewność siebie oraz zaczęli tworzyć akcje ofensywne. Już w 48. minucie Che Adams popisał się świetnym uderzeniem w stronę dalszego słupka, które zaskoczyło golkipera Manchesteru i doprowadziło do wyrównania. Jakby tego było mało, warto zaznaczyć, że podopieczni Hasenhuttla w pewnym momencie świetnie kreowali grę, co tylko pokazuje jak słaby jest w tym momencie zespół z Old Trafford.
Jeżeli piłkarze Ralfa Rangnicka nadal będą prezentować taki poziom, to o pucharach w następnym sezonie mogą zapomnieć. Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że aktualnie Czerwone Diabły potrzebują przebudowy i zmian od podstaw. Szatnia bez tożsamości, mocne indywidualności, spadek formy u podstawowych zawodników. Wszystko to jest przyczyną tak słabych wyników oraz licznych problemów Manchesteru United.
Bez goli na Brentford Community Stadium
Brentford 0-0 Crystal Palace
Sobotnie popołudnie w Londynie nie było zbyt interesujące w kontekście gry obu zespołów. Najciekawszą rzeczą związaną z tym starciem była prezentacja Christiana Eriksena w barwach Brentfordu. Duńczyk, wracający do normalności po strasznych wydarzeniach podczas EURO, osobiście pojawił się na stadionie, aby kibice mogli przywitać nowego gracza swojej drużyny.
Mimo bezbramkowego remisu oba zespoły grały dość dynamicznie. Pszczoły kreowały początkowo więcej sytuacji, głównie za sprawą Ryana Mbuemo. Francuz miał kilka klarownych okazji, których nie zamienił na bramkę przez świetną dyspozycję Guaity. Po drugiej stronie, w szeregach Crystal Palace, najaktywniejszy był Wilfried Zaha. Mimo dobrej gry skrzydłowego w wolnej przestrzeni, The Eagles nie wykorzystali swoich sytuacji. Prawdopodobnie najlepszą opcję strzelenia gola miał w 32. minucie Jordan Ayew. Ghańczyk został sam na sam z bramkarzem, po czym niefortunnie uderzona przez niego piłka minęła prawy słupek.
Obie drużyny aktualnie zajmują miejsca w dolnej części tabeli, jednakże mają spokojną przewagę punktową nad grupą spadkową.
Przełamanie Evertonu i wysoka wygrana
Everton 3-0 Leeds
Bramki: S.Coleman 10’, M.Keane 23’, A.Gordon 78’
Ostatnie tygodnie dla Evertonu były dość ciężkie. Mnóstwo zmian, słabych wyników oraz wszechobecny chaos. Frank Lampard w drugim spotkaniu w roli szkoleniowca The Toffees rozgromił Leeds United, dając bardzo ważny impuls do dalszych pozytywnych zmian w klubie. Bez dwóch zdań jest to bardzo ważny moment, w którym w końcu widać zmiany w grze drużyny. Legenda Chelsea w swoim trenerskim debiucie poniosła rozczarowującą porażkę, jednak sobotnie spotkanie okazało się tym przełomowym. Wygrana poprawiła sytuację zespołu w tabeli Premier League, powiększając swoją przewagę nad grupą spadkową o pięć punktów.
Od samego początku Everton tworzył znacznie więcej sytuacji bramkowych, czego skutkiem była szybko zdobyta bramka. Już w 10. minucie Coleman uderzeniem głową pokonał bramkarza. Mimo znacznej przewagi podopiecznych Lamparda, w 18. minucie Pawie miały najlepszą okazję do strzelenia gola, bowiem piłka po pięknym strzale Rodrigo trafiła w poprzeczkę. Chwilę później, bo w 23. minucie, The Toffees wykorzystali rzut rożny i Keane po dośrodkowaniu skierował piłkę do bramki.
Druga połowa tego spotkania była znacznie mniej intensywna. Obie drużyny grały bardziej statycznie. Dopiero w 78. minucie piłka uderzona przez Richarlisona odbiła się od Gordona i wpadła do siatki, mijając lewy słupek.
Piłkarze Leeds nie byli w stanie przeciwstawić się rywalowi. Po raz kolejny przegrali mecz, utwierdzając tylko kibiców w przekonaniu, że klub potrzebuje zmian.
Nowy szkoleniowiec, te same problemy
Watford 0-2 Brighton
Bramki: N.Maupay 44’, A.Webster 82’
Niektóre rzeczy się nie zmieniają i tak chyba jest z wynikami Watfordu. Ostatnie spotkanie Szerszenie wygrały 20 listopada z Manchesterem United. Od tego momentu zespół notorycznie notuje porażki i jest głównym kandydatem do spadku. W sobotę podopieczni Roya Hodgsona zmierzyli się z bardzo dobrze grającym Brighton. Mewy w tym sezonie wyjątkowo dobrze sobie radzą na krajowych boiskach. Na ten moment zajmują 9. miejsce zaraz za Tottenhamem, co na pewno stanowi pozytywną niespodziankę.
Pierwsza połowa należała do gości. Mewy wychodziły od samego początku wysokim pressingiem, nie dając szans podopiecznym Hodgsona na wyprowadzenie ataku. Z dobrej strony w tym meczu pokazał się Jakub Moder, który miał klarowną sytuację, lecz Forster obronił mocny strzał Polaka. Widać było, jak aktywnie pracują wahadłowi zespołu Grahama Pottera. Tuż przed przerwą wyjątkowo mobilny Tariq Lamptey świetnie dograł piłkę z bocznej strefy boiska do Maupay, który nie zastanawiając się długo, wspaniale uderzył w sam górny róg bramki.
W drugiej połowie warto wyróżnić indywidualną akcję Emmanuela Dennisa, który chciał zaskoczyć przeciwników świetnym strzałem, lecz bramkarz Mew sparował futbolówkę na poprzeczkę. Jednak na konkretne wydarzenia musieliśmy trochę poczekać. Dopiero na niecałe dziesięć minut przed końcem meczu Adam Webster ostatecznie ugodził Watford, zdobywając bramkę po rzucie rożnym.
Problemy, problemy i jeszcze raz problemy w szeregach Szerszeni. Po raz kolejny w spotkaniu zawiódł środek pomocy, nie potrafiący kreatywnie operować piłką, a także cała linia obrony. Przez taki stan rzeczy zawodnicy tacy jak Dennis czy Sarr nie są w stanie rozwinąć swojego ogromnego potencjału. Mimo wszystko wydaje się, że jest już za późno na zmiany i kibice Watfordu powinni być gotowi na powrót do Championship.
Zaskoczenia brak. Goliat wygrywa z Dawidem
Norwitch 0-4 Manchester City
Bramki: R.Sterling 31’, P.Foden 48’, R.Sterling 70’, R.Sterling 90’
W tym wypadku nie mamy do czynienia z niespodzianką. Wygrywający niemalże w każdym spotkaniu Manchester City pewnie pokonał Kanarki. Trzeba powiedzieć jednak o tym, że niewiele zabrakło, aby to Norwich objęło prowadzenie. Stworzyli oni dokładnie dwie akcje bramkowe zakończone spektakularną interwencją Edersona. Dopiero po pół godziny gry doświadczyliśmy przebudzenia Raheema Sterlinga, który fenomenalnym strzałem ze skraju pola karnego pokonał bramkarza rywali. W pierwszej połowie nic więcej się nie wydarzyło. Inaczej sytuacja wyglądała po przerwie. W 48. minucie Phil Foden dobił odbitą od Gunna piłkę i na tablicy wyników widniał już wynik 0:2. Sterling w tym meczu był nie do zatrzymania, ponieważ na koniec skompletował hat-tricka. Anglik w 70. minucie strzałem głową pokonał golkipera Kanarków. Ostateczny cios przeciwnikowi zadał zaraz przed końcowym gwizdkiem, dobijając futbolówkę po obronionym rzucie karnym.
Tym meczem Obywatele pieczętują swoją przewagę nad goniącym Liverpoolem. The Reds tracą do lidera dokładnie dziewięć punktów, mają rozegrany jeden mecz mniej. Patrząc na grę podopiecznych Guardioli, ciężko jednak rozpatrywać drużyna Kloppa w kontekście mistrza Anglii.
W pogoni za fotelem lidera
Burnley 0-1 Liverpool
Bramki: Fabinho 40’
Rozpędzony Liverpool wygrał czwarty mecz z rzędu i cierpliwe czekał na potknięcie Obywateli. Nie można powiedzieć że to było łatwe zwycięstwo, ponieważ gospodarze zaprezentowali się wyjątkowo dobrze. Trzeba pochwalić postawę obrońców drużyny Dyche’a, którzy gasili ataki ofensywne The Reds. Już na początku spotkania spektakularnym strzałem popisał się Josh Brownhill, który z problemami obronił Alisson. Ponadto The Clarets bardzo dobrze kreowali grę ofensywną między swoimi napastnikami. Pierwsza i ostatnia bramka w tym meczu padła w 40. minucie. Odbita piłka po rzucie rożnym trafiła pod nogi Fabinho. Brazylijczyk niemal wpadł z futbolówką do bramki, jednocześnie taranując obrońców Burnley. Reszta spotkania była raczej spokojna. Widać było ospały sposób gry The Reds.
W tym sezonie Burnley zajmuje ostatnie miejsce w tabeli z dorobkiem 14 punktów na koncie. Mimo tego, że sposób gry w meczu z Liverpoolem był zaskakująco dobry, nie widać raczej perspektyw na utrzymanie się drużyny w Premier League. Cały czas brakuje wyników, i co by nie mówić, w większości spotkań The Clarets prezentowali się tragicznie.
Imponujący występ Srok, czyli „nowy początek”
Newcastle 1-0 Aston Villa
Bramki: K.Trippier 35’
Chyba każdy, kto ogląda Premier League, był ciekawy, w jaki sposób Newcastle będzie walczyć w drugiej części sezonu o utrzymanie. Perspektywa nowych pieniędzy oraz zimowych nabytków dawała nadzieję kibicom na to, że podopieczni Howe’a będą w stanie wywalczyć tak odległy jeszcze niedawno cel. W rzeczywistości Sroki wygrały trzeci mecz z rzędu i ciężko uwierzyć, że jeszcze niedawno byli pewnymi kandydatami do spadku z ligi.
W niedzielę Newcastle rozegrało spotkanie z Aston Villą. Gospodarze od razu weszli w to spotkanie z agresywnym oraz ofensywnym nastawieniem, co było niemałym zaskoczeniem. Sposób gry Srok bardzo pozytywnie zaskoczył i już w 35. minucie Kieran Trippier wykorzystał rzut wolny, zamieniając go na bramkę. Co ciekawe dobrą grą popisali się pomocnicy zespołu z północnej Anglii. Liczne ofensywne rajdy Willocka, dobra defensywna gra Shelveya oraz „wszędobylski” Joelinton. Trzeba jednak wspomnieć, że podopieczni Stevena Gerrarda nie prezentowali znacznie niższego poziomu. Mieli swoje okazje, lecz brakowało im skuteczności. Mało brakowało, aby wyrównali to spotkanie, jednak zdobyta przez Watkinsa bramka w 61. minucie została anulowana, ponieważ Anglik znajdował się na pozycji spalonej. Przełomowym momentem tego spotkania były wymuszone zmiany bocznych obrońców Newcastle. Od Razu widać było, że rezerwowi zawodnicy odstają formą od swoich kolegów. The Villians próbowali wykorzystać ten fakt, ale bez oczekiwanych skutków.
Za sprawą tego spotkania drużyna Howe’a oddaliła się od grupy spadkowej o cztery punkty. Trzeba powiedzieć, że kibice Srok mogą chwilowo odetchnąć, lecz to jeszcze nie koniec walki o utrzymanie w Premier League.
Przegrana Kogutów efektem tragicznej gry
Tottenham 0-2 Wolves
Bramki: R.Jimenez 6’, L.Dendoncker 18’
Pisząc o Tottenhamie, musimy nawiązać do kryzysu drużyny. Koguty przegrali trzeci mecz ligowy z rzędu, a ich gra pozostawia wiele do życzenia. Podopieczni Conte znajdują się obecnie na 8. miejscu w Premier League, więc jeśli chcą w tym sezonie wywalczyć puchary, muszą natychmiast zmienić sposób gry i zacząć osiągać oczekiwane rezultaty.
Sam początek niedzielnego spotkania był tragiczny. Absolutny chaos i liczne straty doprowadziły do utraty dwóch szybkich bramek, kolejno w 6. i 18. minucie. Najpierw odbitą piłkę umieścił w siatce niepilnowany Jimenez, zaś 12 minut później do miotającej się pomiędzy obrońcami Spurs futbolówki dołożył nogę Dendoncker. Wściekły Antonio Conte od razu zareagował na stan meczu, ściągając z boiska w 28. minucie Ryana Sessegnona. W dalszej części spotkania Wolves dalej dominowało, stwarzając sobie sporo sytuacji bramkowych, jednak w pewnym momencie drużyna z Londynu znacznie podniosła tempo gry. Liczne okazje strzeleckie Tottenhamu były konsekwentnie gaszone przez bramkarza Wilków. Jose Sa od początku sezonu prezentuje wysoką formę, lecz w tym meczu pokazał jeszcze wyższy poziom. Ponadto kolejne czyste konto zachowane przez podopiecznych Bruno Lage’a potwierdza tylko, jak dobrą formacja obronną stworzył portugalski szkoleniowiec.
Wyrównane spotkanie z licznymi zwrotami akcji
Leicester 2-2 West Ham
Bramki: Y.Tielemans (rzut karny) 45’, R.Pereira 57’ – J.Bowen 10’, C.Dawson 90’
Mecz na King Power Stadium miał dwa różne oblicza. Pierwsza część spotkania należała w znacznym stopniu do West Hamu. Podopieczni Davida Moyesa powoli wprowadzali swoje tempo gry, dominowali, widać było ich wysoką pewność siebie. Idealnym obrazem gry w pierwszej połowie była szybko zdobyta (bo już w 10. minucie) bramka przez Jarroda Bowena. Anglik otrzymał wspaniałe górne podanie od Diopa i sam na sam pewnie pokonał bramkarza Lisów. W następnych minutach Młoty stwarzały sobie kolejne sytuacje bramkowe, lecz za każdym razem swoimi interwencjami gospodarzy ratował Kasper Schmeichel. Dopiero około 40. minuty widać było spadek tempa w grze West Hamu, które od razu wykorzystało Leicester. Pod koniec pierwszej części meczu Youri Tielemans pewnie wykorzystał rzut karny, podyktowany z powodu interwencji Cresswella, który dotknął piłkę ręką.
W drugiej połowie na boisko wybiegły dwie zupełnie inne drużyny. West Ham gubił się w najprostszych akcjach, zaś podopieczni Brendana Rodgersa cały czas parli do przodu. Trzeba powiedzieć, że najjaśniejszym zawodnikiem Leicester był Harvey Barnes, który odżył w drugiej części spotkania. Już w 57. minucie Anglik asystował przy golu strzelonym przez Ricardo Pereirę. Widać było, że Młoty nie były w stanie stworzyć sobie okazji bramkowych i miały problem z organizacją gry. Dopiero w 90. minucie Dawson dał wyrównanie West Hamowi, zdobywając bramkę głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Całe spotkanie było bardzo nierówne, ale jednocześnie bardzo ciekawe do oglądania.