Angielski (nie)Weekend #19

Son Heung-Min of Tottenham Hotspur celebrating after scoring Tottenham Hotspurs second goal during the Premier League match at Tottenham Hotspur Stadium, London
Picture by George Tewkesbury/Focus Images Ltd 07484729463
09/02/2022
2022.02.09 Londyn
Pilka nozna liga angielska
Tottenham Hotspur v Southampton
Premier League
Foto George Tewkesbury/Focus Images/MB Media/PressFocus

!!! POLAND ONLY !!!

Tym razem do spotkań Premier League zasiedliśmy nietypowo w środku tygodnia. z powodu opóźnień w terminarzu spowodowanych przekładaniem meczów, rozgrywki odbyły się od wtorku do czwartku. Trzeba jednak przyznać, że ta kolejka była równie emocjonująca co klasyczne, weekendowe zmagania najsilniejszych klubów w Anglii.

Wielki krok w drodze po utrzymanie

Newcastle United 3-1 Everton

Bramki: Mason Holgate 37’ (sam.), Ryan Fraser 56’, Kieran Trippier 80’ – Jamaal Lascelles 36’ (sam.)

Czy był to najlepszy występ Newcastle w tym sezonie? Zdecydowanie tak. Podopieczni Eddiego Howe’a bezdyskusyjnie byli w tym spotkaniu lepszym zespołem, a gdyby nie obramowanie bramki, to ta wygrana mogłaby być jeszcze bardziej okazała. Na największe wyróżnienie zasługuje dwóch zawodników Srok. Pierwszym jest Kieran Trippier. Anglik świetnie wpasował się w nowe otoczenie, był pewny w defensywie, wykonał sporo celnych dośrodkowań i zanotował cztery kluczowe podania. Do tego dołożył piękną bramkę z rzutu wolnego, którą ustalił wynik spotkania i przypieczętował wygraną swojego zespołu. Drugim z piłkarzy, który zaliczył bardzo udane zawody, jest Allan Saint-Maximin. Francuz przypomniał, dlaczego to właśnie wokół niego swój projekt chcą budować nowi właściciele. Przez cały mecz napędzał ataki swojej drużyny i pewnie wchodził w dryblingi – wygrał aż 10 z 13 pojedynków z obrońcami, co doskonale obrazuje to, jak dobry był tego wieczoru. W slangu sportowym na takich zawodników używa się określenia „Baller” i pasuje ono do Francuza jak ulał.

Nie można zapominać, że w spotkaniu brały udział dwa zespoły. Chociaż Everton głównie stanowił tło do poczynań Newcastle. Debiut ligowy z The Toffies nie był zbyt udany dla Franka Lamparda. Zbyt dużo o Evertonie napisać nie można. Pomimo większego posiadania piłki, gracze z Liverpoolu zbytnio nie wiedzieli, co z nią zrobić. Z pewnością debiutującemu menedżerowi nie pomogły dwie kontuzje, których nabawili się Demarai Gray oraz Yerry Mina. Miło było zobaczyć na boisku Donny’ego Van De Beeka oraz Dele Alliego, bo są to piłkarzy, których nie mogliśmy wcześniej często podziwiać. Nowe nabytki nie pokazały jednak nic specjalnego, podobnie jak reszta ich kolegów. Mecz z cyklu “do zapomnienia”.

Ważne punkty w mało przekonywującym stylu

West Ham United 1-0 Watford FC

Bramki: Jarrod Bowen 68’

Najgłośniejszym tematem dotyczącym West Hamu była sprawa Kurta Zoumy. Francuz jest ostatnio na pierwszych stronach brytyjskich gazet, jednak nie ze względu na sportową formę, a swoje haniebne zachowanie związane z dręczeniem swojego kota. Jednak jest to temat na osobny artykuł, a Zouma ostatecznie wystąpił w tym spotkaniu, pomimo spekulacji mediów na temat tego, że częścią kary może być jego absencja w tym meczu. Trzeba mu jednak przyznać, że potrafi oddzielić prywatne życie i skupić się wyłącznie na rozgrywkach, bo zagrał całkiem niezłe zawody i pomógł drużynie w utrzymaniu czystego konta. Pierwsza połowa była dość wyrównana, oba zespoły miały swoje okazje. Najlepszą z nich zmarnował Said Benrahma, który z pewnością nie może tego meczu zaliczyć do udanych. Nie bez powodu David Moyes zdecydował się zmienić go w 60. minucie. 

Niedługo po tym, na strzał z dystansu zdecydował się będący ostatnio w świetnej dyspozycji Jarrod Bowen. Piłka po jego uderzeniu odbiła się od Samira i wturlała się do bramki, a zmylony rykoszetem Ben Foster nie zdołał w czas interweniować. Bowen mógł ustrzelić dublet, jednak po strzale z 84. minuty świetnie interweniował bramkarz Szerszeni i sparował piłkę na słupek. Ostatecznie West Ham dzięki dopisaniu sobie trzech punktów wskoczył do TOP4, a do trzeciej Chelsea brakuje mu zaledwie siedmiu punktów. Z kolei Roy Hodgson z pewnością widział w tym spotkaniu jakieś pozytywy. Watford długo się broniło i gdyby nie szczęśliwy rykoszet po strzale Bowena, to mogliby wywieźć z Londynu jeden punkt. 

Manchester United ciągle jest nijaki

Burnley 1-1 Manchester United

Bramki: Jay Rodriguez 47’ – Paul Pogba 18’

Luty nie zaczął się dobrze dla kibiców Czerwonych Diabłów. Manchester United po przegranej z Middlesbrough w FA Cup przyjechał na Turf Moor z prostym celem – zdobyć trzy punkty. Burnley miało jednak inne plany. Zawodnicy Seana Dyche’a słabo weszli w to spotkanie. Bowiem już w pierwszych 20 minutach Manchester United trzy razy wpakował piłkę do siatki. Na szczęście The Clarets, tylko gol Paula Pogby został uznany. Goście wyszli na drugą połowę, prowadząc jedną bramką i kontrolując spotkanie, długo jednak nie cieszyli się z wyniku. W 47. minucie gola strzelił Jay Rodriguez, po podaniu nowego nabytku Burnley Wouta Weghorsta. Spory udział w stracie bramki miał Harry Maguire, który najpierw dał się przedryblować, a potem nie zdążył dogonić Rodrigueza. Warto dodać, że był to pierwszy celny strzał gospodarzy, więc dla przyjezdnych było to nad wyraz frustrujące.

Podopieczni Ralpha Rangnicka oddali w drugiej połowie 10 strzałów, jednak żadne z uderzeń nie okazało się celne. Na szczególne wyróżnienie poza Weghorstem zasługuje bramkarz gospodarzy Nick Pope. Dla Anglika był to dwusetny mecz w Premier League i z całą pewnością boisko opuszczał zadowolony. Pomimo utraty gola, grał bardzo pewnie zarówno na przedpolu, jak i na linii. Kluczowa była obrona strzału głową Edinsona Cavaniego. Manchesterowi United nie pomógł nawet Cristiano Ronaldo, który pojawił się na boisku w 68. minucie. Miał on dwie niezłe szanse po strzałach głową, jednak żaden z nich nie leciał nawet w światło bramki. Czerwone Diabły miały dobrą okazję, aby nadgonić stratę do TOP4, jednak muszą obejść się smakiem i wrócą do Manchesteru z niedosytem.

Kolejny krok w drodze po mistrzostwo

Manchester City 2-0 Brentford

Bramki: Riyad Mahrez 40’ (rzut karny), Kevin De Bruyne 69’

Zdecydowanie lepiej zaprezentowali się sąsiedzi Czerwonych Diabłów. Kolejny raz drużyna Pepa Guardioli pokazała, że nawet jak nie idzie, to stać ich na zdobycie trzech punktów. Początkowo walili głową w mur, ponieważ obrona Brentford była bardzo dobrze zorganizowana. Ku uciesze sympatyków Manchesteru City, w 40. minucie faulowany w polu karnym został Raheem Sterling, a jedenastkę pewnie wykorzystał powracający z Pucharu Narodów Afryki Riyad Mahrez. W drugiej części spotkania katastrofalny błąd bramkarza Brentford wykorzystał Kevin De Bruyne i ustalił wynik spotkania. City pewnie, choć z problemami, pokonało Pszczoły i stawiło kolejny ważny krok w drodze po mistrzostwo kraju. W drużynie gości wszystko posypało się po stracie pierwszego gola i ciężko wybrać nawet jednego zawodnika, który zasługiwałby na wyróżnienie.

Niemrawy wieczór na Carrow Road

Norwich City 1-1 Crystal Palace

Bramki: Teemu Pukki 1’ – Wilfried Zaha 60’

Mecz Norwich z Crystal Palace zapowiadał się na świetne widowisko po tym, jak po niespełna 40 sekundach piłkę do siatki wpakował Teemu Pukki. Niestety tak nie było. Przez resztę pierwszej połowy zobaczyliśmy zaledwie kilka akcji, z czego większość kończyła się niecelnymi strzałami. Równo po godzinie gry prawdziwą rakietę odpalił Wilfried Zaha, który zdobył wspaniałą bramkę strzałem z narożnika pola karnego, nie dając Angusowi Gunnowi żadnych szans. Kilka minut później faulowany w polu karnym Kanarków był Tyrick Mitchell, a szansę na wyprowadzenie swojej drużyny na prowadzenie miał strzelec poprzedniego gola. Ostatecznie Zaha fatalnie skiksował i po nieczystym strzale piłka minęła bramkę. Reszta spotkania przebiegła dość spokojnie, żadna drużyna nie wypracowała sobie więcej dogodnych sytuacji i podział punktów zdaje się być sprawiedliwym rezultatem. 

Święci zaliczyli podróż z piekła do nieba

Tottenham 2-3 Southampton

Bramki: Jan Bednarek 18’ (sam.) Heung-Min Son 70’ – Armando Broja 23’, Mohamed Elyounoussi 79’, Che Adams 82’

Dla Tottenhamu był to idealny moment, aby zmniejszyć stratę do czołówki i ustawić się na pole position w drodze po TOP4. Podopieczni Antonio Conte dość słabo zaczęli ten mecz, jednak już w 18. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą samobójczego trafienia Jana Bednarka. Drużyna prowadzona przez Ralpha Hasenhuttla szybko rzuciła się do odrabiania strat i już w 20. minucie groźny strzał na bramkę Spurs oddał James Ward-Prowse. Trzy minuty później obrońcy Antonio Conte nie upilnowali w polu karnym Armando Broi, który strzałem z bliskiej odległości nie dał szans Hugo Llorisowi. Przez długi czas to właśnie goście byli stroną dominującą. Jednak na 20 minut przed końcem Tottenham wyszedł na prowadzenie za sprawą bramki Sona. Gol ten podgrzał atmosferę w obu zespołach. Zdaniem graczy Southampton w akcji bramkowej faulu dopuścił się Emerson Royal. Nie zgodzili się z tym sędziowie spotkania i gol został uznany. 

Ta sytuacja paradoksalnie uwolniła wszystko, co najlepsze z podopiecznych austriackiego szkoleniowca. Podobnie jak po stracie pierwszego gola, rzucili się do ataku. W 79. minucie idealnym dośrodkowaniem popisał się wyróżniający się w tym meczuWard-Prowse, a akcję strzałem głową wykończył Mohamed Elyounoussi. Po trzech minutach Southampton przeprowadziło bardzo podobną akcję i tym razem po podaniu Ward-Prowse’a gola strzelił Che Adams. Pod koniec spotkania piłkę do siatki na remis wpakował Steven Bergwijn, jednak bramka ta nie została zdobyta prawidłowo i ostatecznie Święci wywieźli z Londynu trzy punkty.

Grad goli w Birmingham

Aston Villa 3-3 Leeds United

Bramki: Philippe Coutinho 30’, Jacob Ramsey 38’ i 43’ – Daniel James 9’, Daniel James 45+2’, Diego Llorente 63’

Większość ekspertów w ciemno typowała zwycięstwo Aston Villi w tym spotkaniu. Leeds w ostatnim czasie nie notuje najlepszych występów, a wręcz odwrotnie sytuacja ma się w zespole Stevena Gerrarda. Dość niespodziewanie to goście w 9. minucie wyszli na prowadzenie za sprawą płaskiego strzału Daniela Jamesa. Długo gospodarze próbowali wyrównać wynik spotkania, jednak udało im się to dopiero w 30. minucie, gdy Philippe Coutinho po podaniu reprezentanta Polski Matty’ego Casha znalazł drogę do siatki. Już osiem minut później Coutinho asystował przy bramce Jacoba Ramseya. Młody Anglik dostał od Brazylijczyka świetne podanie ze środka pola i pewnie wykorzystał sytuację. Po pięciu minutach mieliśmy już 3-1 dla The Villains, ponownie podanie Coutinho na bramkę zamienił Ramsey. Gdy wydawało się, że Villa ma spotkanie pod kontrolą, to po zamieszaniu w polu karnym, w końcówce pierwszej połowy ponownie bramkę zdobył James. 

Na drugą część spotkania zawodnicy Leeds wyszli zdeterminowani, aby wywalczyć remis. W 62. minucie po rzucie rożnym piłkę z linii bramkowej wybijał Tyrone Mings. Tak dużego szczęścia zawodnicy The Villans nie mieli jednak minutę później, gdy pojedynek w powietrzu wygrał Pascal Struijk, a Diego Llorente po odbiciu piłki od obrońcy gospodarzy strzelił gola strzałem z bliskiej odległości. Pod koniec meczu czerwoną kartkę obejrzał Ezri Konsa, który próbując utrudnić wybicie piłki bramkarzowi Leeds, uderzył go łokciem w twarz. Marcelo Bielsa wyciągnął wnioski z poprzednich słabych występów swoich podopiecznych i tym meczem pokazał, że nadal stać ich na świetne występy. Natomiast Steven Gerrard ma przed sobą jeszcze sporo pracy, aby ustabilizować formę drużyny.

Bez niespodzianki na Anfield

Liverpool 2-0 Leicester City

Bramki: Diogo Jota 34’ i 87’

W kontekście tego spotkania nie można mówić o zaskoczeniu. Od samego początku The Reds narzucili swoje tempo rywalowi, który tylko do 40. minuty był w stanie skonstruować jakiekolwiek ofensywne akcje. Atrakcyjności tego meczu na pewno dodał debiut ligowy Luisa Diaza w barwach Liverpoolu. Kolumbijczyk znacznie wyróżniał się na tle innych zawodników. Od samego początku aktywnie operował piłką w bocznych strefach boiska oraz kreował akcje strzeleckie swoim kolegom z drużyny. Gospodarze cały czas kontynuowali pressing, czego efektem była bramka zdobyta w 34. minucie. Dobrze ustawiony w polu karnym Diogo Jota skierował odbitą przez bramkarza Lisów piłkę do bramki, wpisując się na listę strzelców tego spotkania. Po zdobyciu prowadzenia podopieczni Kloppa nadal w znacznym stopniu dominowali Leicester, kreując mnóstwo akcji szczególnie za sprawą Diaza. W początkowej fazie spotkania, Lisy stworzyły tylko jedną sytuację zagrażającą przeciwnikowi, której finałem był obroniony strzał Jamesa Maddisona. 

Druga połowa tego spotkania charakteryzowała się w głównej mierze znacznie mniejszym tempem całej gry. Liverpool nadal przeważał, lecz ich akcje ofensywne nie były już tak dynamiczne jak wcześniej. Przełom w grze The Reds nastąpił mniej więcej w 80. minucie, czego efektem było zdobycie drugiej bramki przez Diogo Jotę. Portugalczyk w 87. minucie strzałem w lewy dolny róg bramki pokonał Schmeichela. Warto jednak wspomnieć także o Thiago oraz Cutrisie Jonesie. Obaj pomocnicy stanowili o sile The Reds, dostarczając dokładne piłki do zawodników grających w ofensywie. 

Końcowy wynik komplikuje sytuację Brendana Rodgersa, pogłębiając kryzys w szeregach Lisów. Mimo tego, że goście nie byli faworytami, to u kibiców pozostanie gorzki smak porażki, której przyczyną była bardzo słaba gra wspieranych przez nich zawodników.

Mało przekonująca gra pozwala The Gunners wygrać ważne spotkanie

Wolves 0-1 Arsenal

Bramki: Gabriel 25’

Wszyscy kibice spodziewali się emocjonującego spotkania, w którym Arsenal przypieczętuje swoją wysoką pozycję w lidze dobrą grą oraz efektownym zwycięstwem, jednak rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Od pierwszych minut to Wilki przeważały zarówno w posiadaniu piłki, jak i kreowaniu akcji bramkowych. W grze Kanonierów widać było chaos oraz dezorganizację. Londyńczycy nie potrafili skonstruować składnej akcji zwieńczonej celnym strzałem. Trzeba wspomnieć również o tym, że goście atakowali wyłącznie lewą stroną, opierając swoją grę ofensywną na Gabrielu Martinellim. Przełomowy moment tego spotkania nastąpił w 25. minucie. Jose Sa niefortunnie wyszedł wyżej, chcąc złapać piłkę lecącą w jego stronę, lecz w ostatniej chwili pojawił się Alexandre Lacazette. Francuz wybił futbolówkę z rąk bramkarza, jednocześnie podając ją pod nogi Gabriela. Brazylijczyk, długo nie myśląc, zdobył pierwszą i ostatnią bramkę w tym spotkaniu. Od tego momentu widoczne było rozdrażnienie w grze Wilków, którzy nie mogli strzelić gola za sprawą genialnych interwencji Aarona Ramsdale’a. 

Oczywiście, żeby nie było nudno, zawodnicy Arsenalu dostarczyli dodatkowych emocji w tym spotkaniu. Mowa tutaj oczywiście o czerwonej kartce Gabriela Martinelliego, który po otrzymaniu dwóch żółtych kartek w jednej akcji musiał opuścić plac gry. 

Pomimo naprawdę nieprzekonującej gry Kanonierów, koniec końców to oni odnieśli zwycięstwo, tym samym meldując się na piątym miejscu w tabeli. Warto powiedzieć, że są oni w stanie powalczyć nawet o trzecią pozycję, na którym aktualnie znajduje się zawodząca Chelsea.

Aktualna tabela Premier League (fot. sofascore.com)

Kolejka rozgrywana w środku tygodnia przyniosła nam wiele ciekawych spotkań pełnych bramek i zwrotów akcji. Mieliśmy tu potknięcia faworytów oraz indywidualne koncerty poszczególnych piłkarzy. Podobnych, a nawet i większych emocji życzymy sobie podczas 25. kolejki, którą już 12 lutego otworzy spotkanie Southampton z Manchesterem United.

Patryk Smyk

POLECANE

tagi